Rozdział 39

790 74 108
                                    

(RK900)

- Jesteś pewnie, że to dobry pomysł, abyś szedł sam?

- Spokojnie, dam radę – uśmiechnął się do mnie tym pięknym, spokojnym, delikatnym uśmiechem – Jak coś dam ci sygnał. Tym razem nam nie ucieknie.

Nie chciałem go puszczać samego, ale nie miałem wyjścia. Smutek. Strach. Patrzyłem jak jego drobna sylwetka powoli kieruje się do starego budynku. Po niemal miesiącu pozyskiwań informacji. W końcu udało nam się namierzyć dilera, którego mieliśmy zamiar złapać. Gavin przez ostatni tydzień żył niemal na samej kawie, aby jak najszybciej ukończyć to zadanie. Od kiedy pojawiła się nawa pani kapitan, wkładał jeszcze większy wysiłek we wszelkie działania. Duma. Podoływał nawet najtrudniejszym zadaniom, które kobieta na złość mu dawał. Pomimo interwencji Kamskiego w pełni nie odpuściła sobie nagonki na mojego partnera. Nienawiść. Nie lubiłem jej, ale też wiedziałem, iż nie miałem żadnych prawd do interwencji, póki nie stanowiła realnego zagrożenia życia mojego ukochanego detektywa.

Radość. Miłość. Byliśmy razem, a ja wciąż codziennie uczyłem się go całego. Gdy mogłem po raz pierwszy odbyć z nim stosunek seksualny musiałem wszystko robić, aby nie stracić do końca kontroli. Przez to jak wyglądał, reagował, czasami zapominałem się. Czułem się winny w tych momentach, ale gdy on pragnął więcej - poczucie zrobienia czegoś niestosownego zanikało i pozostawał obraz zarumienionych policzków, drżącego oddechu, szklistych oczu, napuchniętych ust. Był piękny. Nieludzko idealny, gdybym nie miał zdolności, które posiadałem. Przyznałbym, że jest stworzony, nienarodzony. Z każdym dniem kochałem go bardziej. Pożądałem jeszcze silniej. A w momentach takich jak ten, kiedy nie posiadałem go na wyciągnięcie ręki czułem się pusty i musiałem wracać wspomnieniami do chwil, gdy byliśmy razem – inaczej mój system wróciłby do stanu pierwotnego. Obraz Gavin'a był ratunkiem. Jego ciało uzależnieniem, a cała przemiana, którą przeszedł od chwili, w której się poznaliśmy – niebywałym doświadczeniem.

Gdy go poznałem wtedy na ulicy – był arogancki, zniszczony, irytujący. Nie potrafiłem znaleźć optymalnego sposobu postępowania z nim. Nie chciał dopuścić mnie do swojego otoczenia. Złość. W tamtym momencie nienawidziłem go. Był wyłącznie niechcianym elementem misji, którym musiałem się zająć. Pamiętałem jego dogryzki, wybuchy wściekłości. To wszystko było żywo zapisane w plikach, które posiadałem. Wiedziałem, że uda mi się go naprawić. Byłem najlepszy. Jednak nie wziąłem pod uwagę czynnika, który sprawił, że sam również zostałem skorygowany. Nauczyłem się od niego wszystkich emocji. Stałem się kimś równym tej ujmującej sylwetce detektywa. Obaj byliśmy dla siebie mistrzem oraz uczniem. Mógłbym nawet przyznać, że otrzymałem od niego więcej, niż sam oferowałem. Ja tylko wskazywałem mu drogi i cierpliwie czekałem. To jego upór, dobre serce oraz zdolność przyciągania innych sprawiły, że zdołał podnieść się z kolan, aby z dumą iść przed siebie.

Podziw. Za każdym razem, kiedy patrzyłem w jego spokojną twarz nie mogłem wyjść spod wrażenia jak wiele osiągnął przez ten niecały rok. Udało mu się wyjść z alkoholizmu, zaprzestać brać narkotyki i przyjaźnić się podziemiem. Przestał miewać koszmary oraz wybuchy niekontrolowanej złości. Nawet jeśli zdarzały mu się jakieś wpadki to były one najczęściej spowodowane przez osoby trzecie. Detektyw stał się kimś kto nie porzucił własnego ja, ale je ulepszył. Przyciągnął przez to spojrzenia innych. Niekoniecznie tych, którzy powinni się nim interesować, ale byłem jeszcze ja. Stałem przy jego boku pełen miłości, radości, szacunku. Posiadałem za partnera najlepszego z ludzi. Byłem androidem wybitnego z detektywów.

Z każdym dniem, kiedy ten stan się nie zmieniał rozumiałem jak ciężko będzie mi się pogodzić z faktem, gdy on już odejdzie. Ludzie się starzeli. Miałem tego świadomość, więc już przygotowałem się na taką ewentualność. Kiedy Gavin odejdzie pójdę za nim, aby nie utracić tego kim się dzięki niemu stałem. Bycie defektem nie było wadą. To była nagroda, którą otrzymałem i nie miałem zamiaru stracić na rzecz samotności w świecie bez niego. Nigdy jednak nie poruszaliśmy na głos tematu naszego bycie z różnych gatunków. Strach. Może gdybym ja pierwszy to powiedział on by zwątpił w sens naszego dalszego związku. Przestraszyłby się kruchości własnego losu. Smutek. Nie chciałem sprawiać mu bólu. Zbyt mocno kochałem go szczęśliwego, nawet jeśli jego oczy wypełnione łzami też były piękne.

Detektyw i Android (Reed900)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz