Rozdział 34

956 95 106
                                    

(RK900)

Strach. Panika. Pustka. Błąd. Błąd. Nic.

Gdy znalazłem go w piwnicy wiedziałem, że muszę go ochronić. To była moja misja. Zastrzeliłem cel i na nowo się przebudziłem. Spojrzałem na zabitego przeze mnie androida. Obojętność. Podszedłem do Gavin'a i zrozumiałem co miał na myśli Kamski, kiedy określił mojego partnera jako źródło błędu. Do tej pory nie byłem świadom, gdy moje zmysły się wyłączały i postępowałem wyłącznie według procedur. Strach. Nie chciałem znowu być wyłącznie maszyną. On by mnie znienawidził. Przestał kochać. Póki byłem ludzki nie musiałem się obawiać, że odejdzie ode mnie.

Chwytałem się tej myśli niczym cennego amuletu na szczęście. Prowadząc go przez ciemne korytarze wciąż echem odbijał mi się jego krzyk. Przerażenie. Nie mogłem pozwolić sobie już nigdy więcej, aby w trakcie prowadzenia sprawy stracić go z oczu. Był zbyt cenny, pechowy, a najważniejsze należał do mnie. Wściekłość. Kiedy ja tak desperacko walczyłem o jego życie, detektyw wciąż podchodził do niego jak do niechcianego dziecka. Opiekował się nim, ale nie kochał. Czemu? Byłem w nim ja. Czy i mnie nie kochał tak jakbym tego pragnął? W szpitalu był spokojny, wygaszony i tak już pozostało.

Przyglądałem się dniom, w których unikał jedzenia, snu, innych. Znowu wycofał się do własnego świata, do którego nikogo nie dopuszczał. Nie ukazywał tego na zewnątrz. Gdy był w pracy, z Thomasem, wciąż rzucał żartami, przekomarzał się, udawał. Smutek. Nie wiedziałem jak pomóc mu we wszystkich problemach, które skrywał. Jeden był znany. Oczekiwanie na list w sprawie adopcji, ale czym były pozostałem zmartwienia? Nie rozmawialiśmy o nich. Jedyne co ostatnio od niego słyszałem to zapętlone „Nines, przynieś mi kawę". Irytacja. Nie podobał mi się ten Gavin. Był tym, którego nienawidziłem, ale dalej pozostawał tym, którego pokochałem. Szybko postawiłem na jedną kartę i udało się. Mała sprzeczka, a potrafiła sprawić, że na jego twarzy znowu pojawiły się prawdziwe emocje. Miłość. Szczęście. Satysfakcja. W trakcie sprzątania oczekiwałem na jego powrót. Gdy przy mnie stanął znowu żył, a gdy otrzymał pozytywną odpowiedź na adopcję powstrzymywałem się, żeby nie pocałować tych ust tak często mnie irytujących.

Kłótnia. Nasza pierwsza od dawna. Jednak nie mogłem powiedzieć mu o Kamskim. Nie chciałem, żeby znał mój sekret. Obawiałem się, że to zmieni jego stosunek względem mnie. W końcu nie znany był moment jak długo pozostanę sobą. Co jeśli kiedyś jego obecność nie wystarczy? Nie chcę przestać go kochać. Strach. Może jak przestane być defektem nie będzie mnie to interesować, ale teraz...Zagubienie. Wróciłem do swojego mieszkania i usiadłem na kanapie. Spojrzałem na niewielką szafkę stojącą przy ścianie. Postawiona była na niej ramka, którą otrzymałem od Oficer Chen. Fotografia przedstawiała mnie oraz Gavin'a na naszym wspólnym wylocie do Kanady. Tamtej burzowej nocy opadły pierwsze kłódki chroniące jego serce. Trzymałem drżące ciało w ramionach i zastanawiałem się jak długo jeszcze zniosę widok jego cierpienia, dążenia do samo-destrukcji. Przymknąłem oczy i przeniosłem się do miejsca, które mogło mnie uspokoić. Sprawić, że jak znowu przed nim stanę - będę idealny.

Otworzyłem oczy i ujrzałem czerwony pomost. Zacząłem rozglądać się za moim niemniej irytującym towarzyszem, co ten prawdziwy. Przechadzając się po ogrodzie nigdzie nie mogłem dostrzec jego obecności. Chodziłem coraz szybciej z jednej części na drugą. Nie było go. Nigdzie go nie było. Czy to była moja wina? Nawet ten mnie zostawił? Czy to jakiś błąd? Z paniką rozglądałem się, a kiedy poczułem na ramieniu dotyk. Gwałtownie się odwróciłem. Stał zaszokowany z dłonią uniesioną w powietrzu. Drżącymi palcami dotknąłem jego policzków, ust, włosów. Był tutaj. Był. Wszystko było w porządku. Stabilizacja systemu. Proces stabilny. Złość. Strach. Złość. Opuściłem dłonie i zacisnąłem mocno pięści. Miałem ochotę zrobić mu krzywdę za te głupie zabawy w chowanego.

Detektyw i Android (Reed900)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz