Rozdział 38

986 73 128
                                    

(Gavin)

- Ale wszystkim stracha napędziłeś staruszku – mruknąłem siadając na krześle stojącym obok łóżka, na którym odpoczywał Jeffrey – Zawsze wiedziałem, że masz kiepskie poczucie humoru.

- Ważne, że ciebie się trzyma.

Jego głos brzmiał słabo. Cała sylwetka wydawała się o wiele starsza, niż do tej pory. Nie chciałem być zbyt chamski, ale wzrok wciąż uciekał na lewą dłoń, która została sparaliżowana przez wylew. Wiedzieliśmy, że w takim stanie nie wróci już do pracy, ale na razie nie wypowiadaliśmy na głos tych słów. Nie były istotne przy fakcie, że żył. Nawet jeśli miał być trochę mniej sprawy. Mowa też przychodziła mu z trudnością, ale upór robił swoje. Zbyt wiele przeszedł, żeby coś takiego odebrało mu wszystko. Siedzieliśmy sami, a Nines w tym czasie zabrał Mary, Thomasa oraz Julię na obiad. Wiedział, że chciałem z Fowlerem spędzić trochę czasu wyłącznie we dwójkę, więc nie miałem zamiaru zmarnować danej szansy. Choć ciężko było na głos przyznać się do czegokolwiek.

- Jak się czujesz? – zadałem najbardziej neutralne pytanie na świecie.

- Bywało lepiej...Słyszałem, że macie nowego kapitana. Nie dajcie zbytnio w kość?

- To suka, a nie nowy kapitan. Wątpię, żeby ktokolwiek się z nią dogadał.

- Już nie będę mógł ci chronić tyłka. Pilnuj się Reed, bo szkoda by było, aby policja utraciła tak dobrego detektywa. Pamiętaj, że jesteśmy od tego, by opiekować się ludźmi żyjącymi w tym mieście – mówił powoli, akcentując niemal każde słowo, żeby zabrzmiało wyraźnie i w pełni zrozumiale – Nawet jeśli to suka to nie pracujesz dla niej, a dla mieszkańców i to sobie powtarzaj jak będziesz miał chęć powiedzieć o jedno słowo za dużo.

- Nawet jak nic nie powiem. To sama moja obecność jej nie pasuje – mruknąłem przypominając sobie chłodne spojrzenie zielonych oczu – Już zdążyłem podpaść, więc teraz tylko czekam na list z wypowiedzeniem.

- Głupi – westchnął mężczyzna – Dziękuję, że zajęliście się przez ten czas Mary. To silna kobieta, ale nawet ona posiada w sobie wrażliwość. Musiały być to dla niej ciężkie dni.

Czułem, że to był najodpowiedniejszy moment na powiedzenie na głos tego co zamierzałem. Otwierałem i zamykałem usta, ale żaden dźwięk nie chciał przez nie przejść. To naprawdę nie było w moim stylu. Taka wylewność do mnie nie pasowała. Zacisnąłem mocniej pięści, chcąc pobudzić się do działania. Mogę nigdy więcej nie dostać kolejnej szansy. Już raz jego życie było na włosku. Chyba lepiej było się zbłaźnić na minutę, aby nie żałować przez lata. To było właśnie to co mobilizowało do działania. Spojrzałem na mężczyznę, który wpatrywał się w ścianę przed sobą. Te parę dni naprawdę sprawiły jakby postarzał się o dziesięć lat. Emerytura to było jedyne co go czekało, a sam fakt, że już nie będę widział go codziennie w pracy, wykłócał się o byle pierdołę - niesamowicie irytował.

- Słuchaj Jeff – zacząłem niepewnie, przyciągając tym uwagę mężczyzny – Ja...

- Cokolwiek chcesz powiedzieć musi być paskudnie ckliwe, jeśli nie chce wyjść przez twoją niewyparzoną gębę. Daruj sobie te gadki...jeszcze mam zamiar pożyć, choć miałem chwilowo pewne problemy.

- Pewnym problemem nazywasz to co się stało – mruknąłem.

- A co się będę użalał nad sobą? Kiedyś walnę w kalendarz, ale jeszcze trochę się ze mną pomęczycie, dlatego cokolwiek masz mi teraz do powiedzenia to zostaw na inny moment...Zresztą znając ciebie...to i tak powiedziałbyś to w tak zawiły sposób, że prędzej bym cię stąd wyjebał, niż wysłuchał do końca.

Detektyw i Android (Reed900)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz