Rozdział 23

1K 98 122
                                    

(Gavin)

Siedząc w parku przypatrywałem się kotom, które dokarmiałem. Różnokolorowe kulki zachłannie wyjadały karmę z puszek i co jakiś czas unosiły głowę, aby upewnić się, czy na pewno nie miałem dla nich czegoś więcej. Zdecydowanie były z nich cwane bestie. Wiedziały jak się ustawić, żeby dalej czuć wolność, a jednocześnie mieć pełne brzuchy. Wystarczyło spojrzeć tymi dużymi oczami i niemal każdy wymiękał w tym ja. Jednak nie miałem już więcej. Kupiłem tylko parę puszek, aby zająć czymś myśli.

Dzisiaj odbywała się operacja Allena. Zebraliśmy na tyle pieniędzy, aby nie trzeba było robić z niego cyborga. Udało się zdobyć lekarza, który podjął się naprawienia jego zjebanej ręki. Przez chwilę słuchałem tego żargonu, ale później już się wyłączyłem. Najważniejsze dla mnie był, aby mój przyjaciel odzyskał sprawność. Reszta to tam chuj. Pytanie tylko czemu nie siedziałem w szpitalu. Wyszedłem z założenia, że to nie było już moje miejsce. Byliśmy dla siebie ważni, ale przyszedł czas na pewien dystans. O niego miał się kto zatroszczyć. Nie byłem potrzebny. Zresztą wysłałem androida, który miał od razu przyjść do mnie z informacją.

- Patrz, akurat o tobie myślałem puszeczko – uśmiechnąłem się w stronę nadchodzącego Nines'a – Może mam jakieś tajemnicze moce, że potrafię przywołać cię myślami.

Ściągnąłem okulary przeciwsłoneczne, które do tej pory miałem na nosie. Sierpień był, aż zbyt słoneczny, a oczy niezwykle wrażliwe. Android zajął miejsce obok mnie na wąskiej ławce. Od razu otoczyły go koty, które miaucząc liczyły, że coś dostaną od nowego gościa. Nines nie był jednak zbytnio nimi zainteresowany. Rzucił tylko szybko okiem i od razu wzrok przeniósł na mnie.

Czasami zdawało mi się jakbym był jedynym jego obiektem zainteresowania. Gdziekolwiek nie byłem podążało za mną jego spojrzenie. Niekiedy tak intensywne, że sam się w nim gubiłem. Nie wiedziałem jednak czy robił to specjalnie, a czy był to po prostu jakiś rodzaj kontroli. Chciał mieć wciąż rękę na pulsie, abym niczego nie spierdolił. Jak na razie moja kartoteka na ten miesiąc była nawet pusta poza niewielkimi wybrykami. Już od dawna nie miałem tak dobrych wyników, a wszystko było jego zasługą.

- Operacja przebiegła pomyślnie – powiedział ignorując moje słowa – Może pan się cieszyć.

- Jupi – mruknąłem – Czy taki entuzjazm starczy? Oczywiste było, że się uda. Skurwiel żywotny jest jak karaluch.

- Nie musi pan przede mną ukrywać jak bardzo się bał o przebieg zabiegu – uśmiechnął się w moją stronę – Łączyły panów bardzo zażyłe stosunki, więc to coś normalnego.

- Ale serio się nie bałem – odchyliłem się na ławce i spojrzałem na bezchmurne niebo – Za dużo osób złożyło się na ten sukces. Byłem spokojny. Poza tym Allen kaleka, Allen sprawny. Jeden chuj i tak każdego ustawiłby nawet jedną ręką. Ma charyzmę, piękną kobietę u boku. Inaczej ta historia się nie mogła potoczyć. Niektórzy z góry mają zapisane szczęśliwe życie.

- Ostatnio stał się pan bardziej...spokojny, racjonalny.

- Mówisz? – mruknąłem z powrotem nakładając okulary przez to jebane słońce – Jakoś tak...Może stary się robię. Nawet Anderson na stare lata trochę spoważniał, choć dalej chcę mu zajebać za ten wielki rzutnik, który wyświetla mój występna na repaly. Zajebiście wyszedłem, ale to zbyt żenujące nawet jak na mnie...Nie wiem Nines czemu tak teraz jest...ale podoba mi się to.

Mówiłem prawdę. Wciąż żyjąc w biegu, bólu, czasami niemal agonii takie siedzenie na ławce i po prostu patrzenie w niebo było niezwykle przyjemne. Byłem tylko ja, on i gromadka sierściuchów, która pojedzona teraz wygrzewała się na ciepłym chodniku. Coraz częściej przyłapywałem się na tym, że nie wracałem do przeszłości. Nie myślałem też o przyszłości. Po prostu skupiałem się na tym co było tu i teraz. Dalej nie posiadałem wielkich marzeń, celów, nie miałem wszystkich spokojnych snów. Niektóre blizny wciąż krwawiły inne szczypały, ale jakoś potrafiłem to lepiej znosić.

Detektyw i Android (Reed900)Where stories live. Discover now