Rozdział 3

1.1K 103 75
                                    

(Gavin)

Wjeżdżając w dzielnicę zachodnią, idealnie można było zobaczyć w jaki sposób ludzie upadli przez pojawienie się androidów. Kiedyś był to obszar, który zamieszkiwali robotnicy fabryk. Produkowano tutaj samochody, szwalnie zatrudniały kobiety, które nawet przy niewielkich dochodach mogły wspierać swoje gospodarstwa domowe. Dzieciarnia wychowująca się tutaj była uboga, ale dalej miała szansę na wyrwanie się i spełnianie marzeń. Niestety rząd postanowił inaczej. Wprowadził maszyny. Zastąpił kobiety, mężczyzn pracujących przy częściach do aut androidami. Były tańsze, wydajniejsze, chuj z tym, że wzrosło bezrobocie, przestępczość. Te same kobiety, które były matkami stały się kurwami, ci sami mężczyźni co byli głowami rodziny, stali się ich tyranami. A te dzieciaki? Część która się nie zaćpała podążyła śladami rodziców. Pozostała kradła, zabijała się nie widząc sensu w dalszym życiu. Ci co się wyrwali z tego główna byli legendami. Ci co potrafili spojrzeć androidowi w twarz bez chęci przelania w pięści całego bólu – nie istnieli.

W milczeniu jechałem tymi ulicami. Co jakiś czas widziałem żebraków, którzy przeszukiwali kosze na śmieci. Spojrzałem na tą jebaną puszkę siedzącą obok. Nawet jeśli mógł być przydatny, nie zmieniało to faktu, że to jego koledzy byli wszystkiemu winni. Chuje z CyberLife zamiast tworzyć te zjeby do zastąpienia ludzi, mogli przyczynić się w jakiś inny sposób do rozwoju ludzkości. Jednak było za późno. To kurestwo stało się częścią tego świata – jednak nie oznaczało to, że musiałem zaakceptować ten fakt. Niech sobie chodzi jak ten pies przy mnie, ale nie będzie niczym więcej. Zwykłą rzeczą, którą kiedyś wymienią na inny model, bo ja nie oddam mojego miejsca. Nie dam mu tej satysfakcji. Będę dalej sobą, a on zrozumie, czym była potęga ludzi nad zwykłą plątaniną przewodów.

- Siedzisz na dupie i nie wychylasz nosa z auta – powiedziałem, kiedy zatrzymaliśmy się przed miejscem zbrodni.

Widziałem już chłopaków jak rozstawili holograficzne taśmy, aby żadna nieuprzywilejowana osoba się tam nie pojawiła. Na szczęście nie było gapiów, z którymi trzeba by było się użerać. Raptem dwóch pijaków niezorientowanych co się wydarzyło. Chwiali się podtrzymując jeden drugiego. Wyciągnąłem kluczyk ze stacyjki swojego starego, sprawdzonego samochodu i wyszedłem na zewnątrz. Poprawiłem kaptur na głowie. Przeszedłem przez linie, ale słysząc za sobą kroki przystanąłem. Jebana puszka wyszła z samochodu i patrzyła się tym pustym, mechanicznym spojrzeniem. Miał zostać utworzony na wzór człowieka, ale który z nas był tak bardzo idealny, żeby nie posiadać nawet jednej blizny, krzywizny. Patrząc co rano na szramę w odbiciu lustra musiałem się liczyć, że w niczyich oczach nie byłem atrakcyjny, nawet w swoich własnych.

- Czy ja się nie wyraziłem jasno? – warknąłem.

- Jesteśmy partnerami detektywie Reed. Myślałem, że w naszej relacji nastąpiło ocieplenie.

- To się myliłeś. To ja rozwiążę tą sprawę i nie potrzebny mi do tego żaden, plastikowy złom.

Podszedłem do jednego z oficerów. Nie miałem chęci na grzeczności, więc wyrwałem z jego dłoni tablet. Po szybkim zapoznaniu się z zeznaniami świadków, odnalezionymi dowodami podszedłem do ofiary. Pracowali już przy niej fotografowie, którzy uwieczniali każdy szczegół. Był to model AX400. Jego głównym zadaniem było zajmowanie się domem. Przykucnąłem przy zniszczonej machinie. Musiała otrzymać kilka uderzeń jakimś narzędziem. Wyrwane części leżały obok. Większość niebieskiej krwi zdążyła już wyparować. Zawołałem jakiegoś żółtodzioba, aby raz jeszcze pokazał mi informacje jakie posiadaliśmy o androidzie. Podobnie jak poprzednie, nie miał w sobie nic ciekawego, żadnych cech szczególnych, poza tym, że był wzorowany na kobiecie.

- Zbierzcie dowody i dajcie je do analizy – zwróciłem się do grupy pracującej w białych kombinezonach – Jeszcze dziś wieczór będę chciał mieć wszystkie informacje.

Detektyw i Android (Reed900)Where stories live. Discover now