Rozdział 37

1K 84 160
                                    

(Gavin)

Nigdy nie sądziłem, że doczekam w tej robocie takiej ciszy. Nikt się nie śmiał, nie kłócił, wszyscy pracowali, choć pewnie myślami byli w szpitalu. Od trzech dni nasz kapitan się nie budził. Lekarze w jakiś sposób ustabilizowali jego stan, ale wciąż był on między życiem, a śmiercią. Nie spodziewałbym się nigdy, że osoba taka jak on będzie mogła mieć wylew. Przecież ten stary skurwiel rozkładał nas wszystkich na łopatki pod względem zdrowia, a to życie było po prostu pizdą i nie dało się tego inaczej nazwać.

Sam siedziałem przy swoim biurku i wszystkie sprawy, które dostawałem, podrzucałem nowym. Muszą w końcu zacząć samodzielnie myśleć, rozwiązywać problemy, a nie żebym ich całe życie za rączkę prowadził. Zresztą nie było się tu co oszukiwać. Po prostu się martwiłem i prędzej bym w takiej kondycji coś zjebał, niż ogarnął. Wiele dawała mi obecność Nines'a, ale nawet on tym razem niewiele mógł pomóc.

Westchnąłem ciężko i sięgnąłem po kubek kawy. Na szczęście miałem aktualnie pozwolenie na więcej niż jedną dziennie, ale żeby nie przekraczać trzech. Upiłem ostatni łyk. Smakowała chujowo, albo mój stan psychiczny sprawiał, że po prostu wszystko było do dupy niepodobne. Spojrzałem na moich współpracowników i ujrzałem jakieś ożywienie. Zaciekawiony przeniosłem wzrok na to, na co oni patrzyli. Do naszego biura weszła jakaś ruda babka. Szła szybkim, pewnym siebie, wojskowym krokiem. Ubrana była w damski garnitur, a jej wysokie obcasy nieprzyjemnie uderzały przerywając ciszę panującą w pomieszczeniu. Przystanęła pomiędzy biurkami i obrzuciła nas wszystkich lodowatym spojrzeniem zielonych oczu. Czułem, że coś się będzie święcić, kiedy ujrzałem plakietkę na jej piersi.

- Witam was wszystkich bardzo serdecznie – przemówiła silnym głosem i na tyle doniosłym, iż na pewno każdy ją usłyszał nawet jak nie chciał. I miałem tu na myśli Hanka, który niemal wyjebał się z fotela przez gwałtownie przerwaną drzemkę, którą chłopowina sobie zrobił, a ktoś mu ją zakłócił – Jestem Sarah Brain. Przychodzę na zastępstwo za kapitana Fowler'a. Mam nadzieję, że będzie nam się razem dobrze współpracować. Przez najbliższy czas będę zajmować gabinet kapitana i wypełniać wszystkie jego dotychczasowe funkcje. Dlatego proszę nie zaprzestawać swoich działań tylko dlatego, że nie ma waszego dowódcy. To wszystko. Możecie wracać do pracy.

- Kolejna niewydymana – mruknąłem do Nines'a, który wrócił do mnie z mojej ulubionej piekarni i przyniósł mi kanapkę wypełnioną wszystkim tym co uwielbiałem najbardziej. Wziąłem od niego papierową torbę i wyciągnąłem mój pierwszy od wczoraj posiłek. Ciężko było cokolwiek przełknąć, kiedy non stop czekało się na telefon od Mary – Będzie pewnie się rządziła. Myśli, że zastąpi Jeffrey'a...ma marzenia.

- Nie powinien być pan od razu tak negatywnie nastawiony – powiedział palcem ocierając sos, który został mi w kąciku ust, kiedy wgryzłem się w osobisty raj – Może będzie dobrze.

- Gavin Reed! Do mojego gabinetu! – wychyliła się zołza zza drzwi i już wiedziałem, że się zacznie.

- No to pojadłem – westchnąłem odkładając posiłek na biurko i spojrzałem z wyrzutem na mojego chłopaka. On serio myślał, że się nie znałem na ludziach? Zbyt wiele takich osób poznałem. Ledwo dostała stanowisko, a już chodziła jakby przynajmniej królową została. – Zacznij pakować moje rzeczy, bo najprawdopodobniej zostałem wyjebany.

Niechętnie poszedłem w stronę biura Jeffrey'a i jak zawsze bez pukania do niego wszedłem. Nie miałem zamiaru zmieniać nawyków tylko dlatego, że pojawiła się tu jakaś nowa. Robiłem tu dłużej niż ona. Kobieta siedziała za biurkiem, a jej rude włosy były tak mocno związane, że byłem ciekawy, czy w ogóle krew dopływała do mózgu. Rozsiadłem się wygodnie naprzeciw i uśmiechnąłem się do niej chcąc ją bardziej zirytować, ale niestety grała twardą zawodniczkę.

Detektyw i Android (Reed900)Where stories live. Discover now