Rozdział 10

1.2K 98 100
                                    

(Gavin)

Jak tylko się przebudziłem wiedziałem, że musiałem jak najszybciej wrócić do formy. Nie mogłem sobie pozwolić, aby po raz kolejny zdarzyła się taka sytuacja. Po pierwszej kawie napisałem do Allana, żeby przygotował się na trening, zgarnąłem torbę, w której miałem spakowane ubrania i wyszedłem z mieszkania. Dzisiaj nie miałem zamiaru skorzystać z samochodu, żeby mój spacer był formą rozgrzewki. Mogłem w tym czasie przemyśleć wczorajszy dzień i nastroić się na konfrontację z androidem. Jakoś moja nienawiść do tego dupka zmniejszyła się do tego stopnia, że nadałem mu imię. Jednak jeśli ludzie mogli nazywać kosiarki to czemu ja miałbym nie wołać jakoś inaczej na niego? Chuj uratował mi życie czy tego chciałem, czy nie. Jeśli miałem z nim pracować to już wolałem go wykorzystywać na własnych warunkach tak jak to zrobiłem, kiedy zaniósł mnie na górę. Może jak się kiedyś napierdolę w trzy dupy to również będzie służył jako taksówka pod same drzwi.

Droga nie zajęła długo, a wejście na komendę, odbicie legitymacji jeszcze mniej czasu. Wszedłem do szatni i stanąłem przy należącej do mnie szafce. Ściągnąłem koszulkę i akurat w tym momencie pojawił się mój dzisiejszy worek treningowy. Allan oparł się o framugę drzwi i przyglądał się z tym irytującym uśmiechem. Otworzyłem jego szafkę, do której znałem kod i rzuciłem w niego koszulką. Sprawnie ją złapał i pozbył się góry, żeby ją ubrać. Wykorzystałem ten moment, aby samemu się przebrać. W ciszy ogarnęliśmy się i poszliśmy na dużą salę treningową mieszczącą się na komendzie, abyśmy nie stracili kondycji. Moje mięśnie zdecydowanie potrzebowały walki, aby żaden chuj nie pomyślał sobie, że po tym krótkim pobycie w szpitalu będzie mógł mi wpierdolić.

- Postaram się być delikatny – puścił mi oczko mężczyzna, kiedy stanęliśmy naprzeciw siebie.

- Tylko spróbuj, a twoja dupa zaliczy glebę szybciej niż zdą...

Ten pierdolony skurwysyn nie dał mi dokończyć zdania, kiedy zaatakował. Z ledwością udało mi się uniknąć jego dłoni. Gdybym się spóźnił choćby sekundę to ja zaliczyłbym piękny upadek na materac, na którym ćwiczyliśmy. Widziałem, że miał świetne przeszkolenie z zapasów oraz innych sztuk walki, ale nie miałem zamiaru pozostać mu dłużnym. Chciałem zmyć z jego twarzy ten cholerny uśmieszek. Jak ja mogłem sypiać z tym chujem? Zanim odnalazłem odpowiedź poniosłem pierwszą porażkę. Leżałem pod nim. Jego kolano znajdowało się pomiędzy moimi nogami zdecydowanie zbyt blisko interesu. Jedną rękę trzymał na materacu, a drugą podduszał gardło. Roześmiał się, kiedy przekląłem całą wiązanką specjalnie stworzoną na te okazje.

- Czegoś ci to nie przypomina? – wyszeptał do mojego ucha lekko je przygryzając.

- Twojej przyszłej pozycji jak już ze mnie zejdziesz?

- Uroczy – podniósł się i poddał mi dłoń.

Wykorzystałem to i z całej siły pociągnąłem go w moją stronę. Idiota nie chcąc mnie zranić w klatkę piersiową podparł się na dłoniach co wykorzystałem i w paru ruchach sprawiłem, że to ja siedziałem na jego biodrach. Żeby uniemożliwić mu kontratak uwięziłem jego dłonie nad głową i z satysfakcją pocałowałem go w usta. Bardzo długo, powoli męczyłem jego wargi. Wiedziałem, że irytowało go to, że nie mógł mnie dotknąć, ale nigdy nie należałem do przyjemnych osób. Kiedy się od niego oderwałem, wstałem i przygotowałem się do dalszego sparingu.

- Co jest? Tak dobrze całują, że odebrało ci mowę?

- Bardziej obmyślam plan w jaki sposób sprawić, żebyś już zawsze był takim słodkim kociakiem.

- Za tego słodkiego to ci przypierdolę – warknąłem.

- Czekam.

Nieważne jak bardzo się starałem każdy mógł zauważyć różnicę w naszych umiejętnościach. Nie chodziło tu wyłącznie o to, że Allan odbył specjalne szkolenie dla SWAT. Kiedy ja ledwo łapałem oddech on dalej wyglądał świeżo, a krople potu bardziej przypominały te po prysznicu, niż zmęczeniu. Kiedy przez nieuwagę pośliznąłem się na materacu i niemal runąłem. On mnie złapał, zabezpieczył potylicę, a następnie spokojnie ułożył ciało na podłożu. Oddychałem ciężko, moje policzki były czerwone od zmęczenia, a ten pierdolony kutas dalej się uśmiechał. Nie mogłem mu dalej pozwolić, żeby czuł się jak pan. Agresywnie przyciągnąłem go do siebie i wpiłem w usta, chociaż w ten sposób odbierając mu dominację. Gdy się od niego oderwałem wiedząc, że chciał więcej – to ja królowałem. Skopałem go z siebie i wstałem, aby przeczesać palcami mokre od potu włosy.

Detektyw i Android (Reed900)Where stories live. Discover now