27.

412 76 24
                                    

James jest zakochany.

Zawsze był. Zawsze w tej samej dziewczynie.

Pamięta, jakby to było wczoraj, gdy obserwował ją z kąta klasy, a promienie słońca rzeźbiły jej profil. Nigdy nie potrafił się tak naprawdę skupić, kiedy czuł jej zapach obok i widział rude włosy łagodnie opadające na plecy. Syriusz zmusił go, by wybrał potem zajęcia, na które ona nie chodziła. Tak było łatwiej — z pozoru.

I tak spotykał ją codziennie. Przy śniadaniu w Wielkiej Sali, wieczorem w pokoju wspólnym, popołudniami na błoniach lub w bibliotece. Stanowiła stałą część jego Układu Słonecznego. Czuł się jakoś nieswojo, gdy znajdowała się w Skrzydle Szpitalnym albo nie szła na lekcje z powodu złego samopoczucia. Jakby ktoś pozbawił go ręki.

Już od pierwszego roku podziwiał ją. Inteligentną, charyzmatyczną Lily Evans. Wszystko robiła z gracją. Z gracją przewracała stronice ksiąg, marszczyła brwi i poruszała nadgarstek podczas rzucania zaklęć. Była dla niego — i jest — uosobieniem magii. Odczuwał najprawdziwszą dumę, gdy okazywała się najlepsza w klasie. Zawsze, gdy Slughorn chwalił ją, rumieniła się i spuszczała wzrok, jakby na to nie zasługiwała. Zasługiwała na o wiele więcej.

Bał się z nią rozmawiać, choć kiedy mówiła, miał ochotę słuchać jej godzinami. Wiedział, co o nim myśli. Syriusz i Remus powtarzali mu, by nie przejmował się tym. Że ma jeszcze czas. Że wszystko się ułoży. A potem był bal absolwentów i zniknęła z jego świata.

Pamięta, jak zmarkotniał. Nic nie potrafiło go rozweselić i zaczął robić rzeczy, do których nie posunąłby się w Hogwarcie. To dlatego matka się zirytowała. A kiedy pani Potter się irytuje, można uciekać lub poddać się.

Teraz jest jej wdzięczny. Bardziej, niż może to wyrazić.

Uśmiecha się szeroko do zachodzącego słońca i odrzuca głowę do tyłu.

Jest zakochany.

Jest szczęśliwy.

Na Merlina.

Kwiecie wiosny ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz