8.

478 83 9
                                    

— Myślałem, że będzie gorzej — zagaja James po chwili milczenia, jednocześnie otwierając metalowe pudełeczko z maślanymi ciastkami. — Chcesz jedno?

Lily dziękuje mu i bierze słodkość, a następnie od razu zanurza w nim zęby, nie móc się powstrzymać zapachowi. Potter uśmiecha się ze zrozumieniem. Każdy tak reaguje na ciastka jego matki. Więc proponuje jej jeszcze jedno.

— I w sumie doceniam pracę wszystkich ludzi na świecie. Dawno nie bolał mnie tak kręgosłup.

— Och, tak, to jest najgorsze. Musisz się rozciągać wieczorem, inaczej nie wytrzymasz. Sama przez pierwsze tygodnie byłam wykończona po każdym dniu, ale przyzwyczaisz się do tego. Potem jest to nawet przyjemne — mówi, nie zdając sobie sprawy ile i jak szybko. Widać, że rozluźnia się, co cieszy Jamesa.

— Przyjemne? Jestem trochę sceptyczny. Najchętniej wróciłbym do dawnego stanu rzeczy.

— Nie lubisz być uczynny? Za pieniądze?

Potter uśmiecha się i pozwala sobie na krótki śmiech. Oboje wracają do jedzenia, ale Lily z trudem powstrzymuje się, by nie rozpocząć kolejnego tematu. Czuje się swobodniej, niż podejrzewała. W oczach Jamesa tkwi skupienie, uważność i iskra optymizmu, których wcześniej nie dostrzegała. Ma wrażenie, jakby nagle zdjął okulary przeciwsłoneczne. A może to ona je zdjęła?

— Masz rację co do tego, że wiosna na Pokątnej jest jakaś inna — zaczyna niepewnie, skubiąc końcówkę warkocza. — Zazwyczaj byliśmy tu tylko późnym latem, z mnóstwem sprawunków na głowie. Miło jest tu przyjść, kiedy wszystko kwitnie, bez listy zakupów w kieszeni.

— I powietrze jest czystsze. Chcesz jeszcze jedno ciastko?

— Och... — wzdycha Lily, przygryzając dolną wargę i spoglądając z nadzieją na metalowe pudełeczko. — Nie, nie mogę. Przecież to twój lunch.

— Bez przesady, bierz.

Evans nieśmiało wyciąga dłoń i z błyskiem w oczach nadgryza wypiek. — Dobry Boże, co ty do nich dodałeś — mówi, nie zważając na maniery, a potem opuszkiem palca obsypuje okruszki z warg.

— Musiałabyś się spytać mojej mamy.

Lily uśmiecha się lekko, a potem niespodziewanie rumieni i wstaje, jakby sobie o czymś przypomniała, choć wcale tak nie jest.

— Muszę iść w jeszcze jedno miejsce, na razie — wyrzuca z siebie pośpiesznie, zaciskając mocno palce na lunchboxie i po chwili odchodząc, z warkoczem i wzrokiem Jamesa na plecach.

Na za dużo sobie pozwoliłaś, myśli, choć nie jest tego taka pewna.

Kwiecie wiosny ✔Where stories live. Discover now