5.

576 100 11
                                    

Lily przez cały dzień nie potrafi się w pełni skupić. Jej uśmiech staje się niewyraźny, spojrzenie zamglone, a głowa jakby cięższa. Pan Anderson udaje, że tego nie zauważa, ale wszystko widać jak na dłoni. Korci go, żeby zapytać, lecz nie decyduje się na to — kiepski jest w rozmowach z młodymi dziewczętami, więc jedynie pozwala Lily na małe pomyłki i daje jej prostsze zadania do wykonania. Lubi ją, chociaż tego nie okazuje. Chyba nigdy nie uśmiechał się aż tak szeroko w pracy i tak chętnie do niej nie szedł. Nawet jego żona zauważyła smutno pewnego wieczoru, że mogliby mieć córkę, gdy Lily pomogła zanieść Andersonowi skrzynki z ingrediencjami, a potem rozmawiała z nimi godzinę przez płot i cały czas wesoło się uśmiechała.

— Zamykamy na dziś — oświadcza, podchodząc do drzwi i przekręcając kartkę. Lily wpierw nie reaguje, rozglądając się po półkach, a potem zaskoczona mówi:

— Och, już?

— Tak, Lily, już. Wiesz co, idź, ja wszystko ogarnę.

— Jest pan pewien?

— Jestem. No, a teraz zmykaj, do widzenia, chcę wreszcie mieć trochę spokoju.

Lily nieśmiało chichocze, zdejmuje fartuch i chwyta za małą szydełkową torebkę. Omal zapomina się pożegnać, gdy wychodzi i wita na twarzy ciepłe promienie zachodzącego słońca. Przez chwilę stoi na schodkach i ze spokojem wpatruje się w milknący powoli dzień, kiedy James zamyka drzwi obok, machając jej.

— Znowu się widzimy.

Wzdryga się na te słowa — a raczej na ich niespodziewanie. — Hm, no tak.

— Przepraszam, że ci przerwałem i w ogóle to...

— Nie szkodzi — odpowiada i po kilku sekundach dodaje — James.

Potter wydaje się zaskoczony, ale nie na długo. Obdarza Lily szerokim uśmiechem i przekrzywia nieznacznie głowę.

— W sumie to chciałem cię jeszcze za coś przeprosić. Wiem, to się wyda teraz dziwne, nie na miejscu, powinien pewnie później to powiedzieć, ale przepraszam za to wszystko w Hogwarcie. Nie miałem jakoś okazji tego zrobić na zakończeniu, dużo się rzeczy poplątało.

Evans łagodnieje i odwzajemnia jego zakłopotany uśmiech. — Rozumiem. Ja też przepraszam. Również czasem przesadzałam, tak samo Severus.

— Czy... czy nadal z nim rozmawiasz?

— Nasze drogi trochę się rozeszły.

Przez moment stoją w milczeniu, rozglądając się wszędzie, byle nie na siebie. A potem James odrywa się od ziemi i niepewnie podchodzi do Lily, wyciągając rękę.

— Czyli między nam już wszystko gra?

— Czy wszystko... Można tak powiedzieć — odpowiada przekornie, chwyta dłoń i śmiejąc się, zeskakuje ze schodów. 

Kwiecie wiosny ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz