34.

7.6K 241 55
                                    

- Co chcecie na początek?- zapytał Calum

-Może zaczniemy od piwa?- zaproponowałam.

-Czemu nie, zaraz wracam.

Rozsiadłam się wygodnie na kanapie. Chłopaki zrobili to samo, siedzieliśmy przez chwilkę w ciszy, jednak gdy wrócił Calum z piwami od razu zajęliśmy się rozmowami.

-To co planujemy, jakiś wyjazd naszą ekipą?-zapytał Luke

-Możemy, jednak najpierw chce mieć za sobą inspekcje-oznajmiłam

-Spokojnie będzie dobrze. Nie przyszliśmy tu się przejmować, a świętować wygraną-oznajmił Mike- Za wolność!-krzyknął

-Za wolność!-krzyknęliśmy. Napiłam się piwa.

-A wracając do wyjazdu-zaczął Luke- Mój brat w tamtym roku znalazł zajebistą ofertę wynajęcia domku nad jeziorkiem, więc pomyślałem, że byśmy mogli zorientować się czy jest jakiś termin wolny i razem pojechać tam-powiedział Luke

-W sumie to spoko pomysł-odparłam- Jednak do tego czasu muszę znaleźć sobie jakąś koleżankę-odparłam.

-My już ci nie wystarczamy?-zapytał Ashton

-Nie o to chodzi... Jestem jedyną dziewczyną w grupie, a chciałabym z kimś pogadać na babskie tematy-dodałam.

-Z nami możesz-oznajmił Mike

-No nie wiem, czy z wami mogę rozmawiać na temat okresu. Podpaski i te rzeczy-oznajmiłam i spojrzałam na chłopaków. Zauważyłam, że się speszyli, jak to powiedziałam, przez co nie mogłam powstrzymać śmiechu.

-Em... Znajdź sobie koleżankę-odparł Mike, przez co jeszcze bardziej wybuchnęłam śmiechem.

-No nie wierze, tacy mężczyźni jak wy speszyli się jak zaczęłam mówić o okresie?

-Cicho...-powiedział Calum- Zmieńmy temat proszę-jęknął

-No niech wam będzie-pokręciłam głową.

-Wiecie co? Jestem głodny, może coś zamówimy?-zapytał Mike.

-A Cliffo jak zwykle głodny-westchnął Ashton

-Jedzenie to moja miłość-odparł kładąc dłonie na sercu.

-I ty się dziwisz, czemu nie masz dziewczyny. Ty byś bardziej kochał brukselkę niż dziewczyne-dogryzł mu Luke.

-Brukselka jest nie dobra-skrzywiłam się.

-Kobieto, ona jest cudna-rzekł Mike.

-Jak można jeść brukselkę?-zapytałam i wzięłam łyka piwa.

-Normalnie? Gdzieś ty się wychowała-palnął, a po chwili dostał od Ashtona, gdy zobaczył moją minę- Przepraszam, nie o to mi chodziło-tłumaczył się

-Wiem, że właśnie o to ci chodziło-powiedziałam smutno- Uwierz mi, że gdybyś ty mieszkał w sierocińcu to nie lubił być brukselki, przez to co z nią podają-znowu się skrzywiłam- Zresztą nieważne-westchnęłam i wstałam- Idę do toalety...

Wyszłam z salonu i weszłam do toalety. Niby nic złego nie powiedział, jednak czułam się jakby mi wypominał, gdzie się wychowałam. Nie moja wina, że rodzice mieli mnie gdzieś... Załatwiłam swoje potrzeby, umyłam ręce i wróciłam do chłopaków. Michael leżał na ziemi, a tamte debile na nim siedziały.

-Co wy robicie?-zapytałam zdziwiona.

-Em... Dajemy mu nauczkę?-odparł Ashton spoglądając na mnie

-Zejdźcie z niego, bo go udusicie-odparłam spokojnie, jednak chłopaki tego nie zrobili. Chwyciłam najbliższą poduszkę i przygrzmociłam nią w Caluma, ponieważ był najbliżej.

-Za co to?!-oburzył się i wstał z nóg Michaela, który nadal nie mógł się podnieść, przez dwa bałwany.

-Zejdźcie z niego no! Bo wam też się oberwie-pogroziłam poduszką.

Chłopaki wstali, a ja pomogłam wstać Michaelowi, kiedy się odwróciłam do reszty dostałam prosto w twarz z poduszki.

-Rozpętałeś wojnę!-krzyknęłam i zaczęłam nawalać w Caluma poduszką, w między czasie również przez przypadek dostał Ashton, a on uznał to za wezwanie do walki i również chwycił poduszkę. Takim oto sposobem nawalaliśmy się poduszkami. Oczywiście byłam najniższa, więc szybko mnie pokonali i położyli na ziemię. Jednak ja się nie dałam i wstałam. Ashton chciał rzucić we mnie poduszką, jednak ja się nachyliłam i poduszka trafiła w Mali, która niosła ciasto, przez co ciasto trafiło na jej twarz.

-Który to?!-krzyknęła dziewczyna, chłopki wskazali na mnie, a to nie była prawda.

-Nie prawda!-oburzyłam się

-No dobra, to ja-powiedział Ashton- Sorki Mali?-bardziej zapytał niż powiedział.

-Nie żyjesz Irwin-warknęła i zaczęła go gonić. Natomiast my jako dobrzy przyjaciele zabraliśmy swoje piwa, które jakimś cudem nadal żyły i usiedliśmy na kanapie popijając je oraz obserwując całą sytuację.

-Mali, ale to było przypadkiem-tłumaczył się uciekając- To Mel miała oberwać, a nie ty-mówił dalej.

-Robiłam to ciasto dwie godziny!-warknęła.

-No przepraszam, odkupię ci je-oznajmił

-Dobra nie ważne-westchnęła- Kolejne godziny pracy na marne-westchnęła i wyszła z pokoju.

-Mali mi tego nie wybaczy, prawda?-zapytał loczek

-Czy ja wiem, ma te swoje humorki, więc jak jej przejdzie to będzie dobrze-odparł Calum.

Z chłopakami spędziłam czas na świętowaniu do dość późnej pory. W końcu zdecydowaliśmy się kłaść spać. Pani Joy kilka razy do nas zaglądała, czy chłopaki się nie upili za bardzo. Jednak tak jak powiedziałam pilnowałam ich. Nie chciałam, żeby upili się aż tak mocno. Sama też wolałam nie przesadzać skoro muszę wrócić jutro przed dziewiątą do ośrodka. Dostałam od Caluma jego koszulkę do spania. Przez chwilę przed spaniem kłóciłam się z tym gamoniem o to, że ja będę spała na kanapie, a nie on, ale ten się uparł. Położyłam się w łóżku, jednak, jak tylko on poszedł się myć, ja smyknęłam na kanapę i tak zasnęłam.

~~~

Obudził mnie budzik, który ustawiłam. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że leże w łóżku. Ten idiota musiał mnie przenieść i znowu wychodzi na to, że zabrałam mu łóżko.  Podniosłam się i jak najszybciej wyłączyłam budzik, żeby nie obudzić tego idioty. Zabrałam swoje ubrania i poszłam do łazienki. Przebrałam się w nie, następnie włożyłam Caluma koszulkę do swojej torby. Wypiorę ją i mu oddam. Schodząc po schodach na korytarzy spotkałam Mali, która rozmawiała przez telefon. 

Gdy dziewczyna mnie zobaczyła uśmiechnęła się.

-Już idziesz?-zapytała

-Muszę niestety-oznajmiłam zakładając buty.

-Nie zostaniesz na śniadaniu?-dopytała, gdy skończyła rozmawiać przez telefon.

-Nie mogę. Musze być w sierocińcu przed przyjściem inspektorki. Nie chciałam budzić chłopaków. Powiedz im, że odezwę się w wolnej chwili przed tym wszystkim lub już po.

-Dobra przekażę-odparła- Uważaj na siebie-dodała.

-Spokojnie, będę-uśmiechnęłam się i wyszłam z domu Hooda.

Ruszyłam chodnikiem  w stronę sierocińca. Na miejscu znalazłam się po pół godzinnym spacerze. Gdy weszłam do środka, szybko czmychnęłam do siebie i zabrałam się za ogarnianie pokoju, by czasem inspektorka się czegoś nie czekała. Gdy to zrobiłam przebrałam się i zeszłam do stołówki, gdzie były inni podopieczni wraz z opiekunami.

One day changed my life I C.H. IWhere stories live. Discover now