"Nie potrzebuję twojej pomocy"

Zacznij od początku
                                    

— Parkinson jest jedną z najlepszych, jeżeli chodzi o obronę.— na dźwięk nazwiska brązowowłosej Ślizgonki, mój wzrok niemal od razu pomknął do stołu należącego do uczniów Slytherina.

Chociaż tego nie chciałam, zsunął się on na właściciela platynowych włosów, których miękkość wciąż czułam pod palcami. Na moje szczęście był on zbyt zajęty, aby zwrócić uwagę, że na niego spoglądam. Mimo wszystko poczułam delikatne gorąco na policzkach. Cholerne geny Weasleyów— warknęłam. Modliłam się, aby chłopcy tego nie zauważyli.

— Muszę cię zmartwić Dori.— wtrąciłam, ciągle lekko rozproszona.— Jutro urodziny Albusa. Ślizgoni zawsze urządzają wielką balangę w lochach na jego część.

— Jak mniemam, nie masz zamiaru się na nią wkręcić?— zapytał retorycznie Will, doskonale znając moją odpowiedź.

Na urodziny Albusa zwykle przychodziło sporo osób. Nie tylko jego ślizgońscy przyjaciele, ale również prawie wszyscy członkowie naszej rodziny, poza oczywiście mną i Jamesem. Oboje wiedzieliśmy, że nie byliśmy tam mile widziani. Każdego roku jednak podrzucaliśmy mu prezent. Ani ja, ani starszy brat Albusa nie czulibyśmy się dobrze, gdybyśmy całkowicie olali jego święto.

— On mnie tam nie chce i wy dobrze o tym wiecie.— odpowiedziałam z goryczą, a moich myślach zabrzmiały nagle jego słowa przy naszym ostatnim spotkaniu. Nie miałam pojęcia, jak miałam je interpretować.

— Jesteś jego kuzynką, wątpię, aby miał coś przeciwko żebyś świętowała z nim jego urodziny.— stwierdził Dorian.

— Jeszcze się zastanowię, okey?

— Tak lepiej.— uśmiechnął się Will, podnosząc w górę swój kielich.— Za twoje mądre decyzje.— podniósł naczynie do ust, jednak kiedy poczuł smak napoju, natychmiast go wypluł z powrotem.

— Ble..— skrzywiłam się.

— Kto mi do jasnej anielki dodał amortencji?— warknął, z niezrozumieniem w oczach.

— Najwyraźniej masz wielbicielkę.— zaśmiał się Dorian. William zrobił krzywą minę. Stwierdzenie bruneta ani trochę nie przypadło mu do gustu.

Pokręciłam głową. Walentynki były szalenie nienormalne.

*****

Siedziałam w bibliotece, otoczona książkami, abym nie musiała patrzeć na pary, które z każdej strony się obściskiwały. Nie rozumiałam, jak jest możliwe, że pani Pince jeszcze się ich nie pozbyła ze swojej świątyni pełnej starych woluminów. Miałam zamiar przeczytać wreszcie list od mamy, który przyniosła mi dzisiejszego ranka sowia poczta. Nie wiedziałam dlaczego, ale nie miałam zbyt dobrego przeczucia. Złamałam pieczęć Ministra Magii i z lekkim strachem zaczęłam śledzić tekst swoimi czekoladowymi oczami.

Kochana córeczko,

Mam dla Ciebie niesamowitą wiadomość. Udało mi się nakłonić szefa departamentu tajemnic w naszym ministerstwie, aby przyjrzał się dokładnie Twojej kandydaturze do tejże pracy. Ku mojej i pewnie Twojej uciesze, gdy tylko zobaczył twoje oceny z poprzednich lat w Hogwarcie, zgodził się na przyjęcie Ciebie. Oczywiście na początku będzie to staż, jednak jestem pewna, nie minie wiele czasu, a zatrudni Cię na stałe. Z pewnością się niezmiernie cieszysz. Pamiętaj, że jest to wielka szansa dla Ciebie i Twojego przyszłego życia. Koniec szkoły już tuż za rogiem. Nie możesz dalej skupiać swojej uwagi na pisaniu– oczywiście razem z tatą jesteśmy z Ciebie dumni– jednak to nie zapewni Ci odpowiedniego startu w dorosłość, dlatego też jestem pewna, że mnie rozumiesz.

Scorose |To zawsze byłeś Ty|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz