" Wyglądacie, jak małżeństwo"

Start from the beginning
                                    

— Odwaliło wam?— usłyszeliśmy zirytowany głos, który jak się okazało, należał do mojego ukooochanego kuzyna Albusa.

— Mamy dobry humor.— powiedziała Melissa. Zacisnęłam usta, aby powstrzymać chichot. Krótka wymiana zdań z blondynką przyprawiła mnie o naprawdę świetny humor.

— Świetnie, ale może skupmy się o tym, co najważniejsze.— wtrącił się Scorpius, który co od razu zauważyłam, był z jakiegoś powodu poirytowany i nie patrzył w moją stronę.

— Okey.— odpowiedziałam bez jakichkolwiek emocji.

Nie rozumiałam jego zachowania. Po sytuacji spod skrzydła szpitalnego myślałam, że między nami jest wszystko jak najlepiej. To zwykle ja zachowywałam się jak idiotka i w końcu tamtego dnia to zrozumiałam. Chciałam poznać go lepiej, ale jak widać, jemu ani trochę na tym nie zależało. Ostatnim razem zachowywał się w taki sposób na początku roku. Po wzroku Melissy także zauważyłam, że jest zdziwiona.

— Musimy iść tam.— wskazała na most.

Odnalezienie drugie przedmiotu, którym okazał się przepiękny niebieski topaz, nie było trudne. Od razy po wejściu na drewniany most, zobaczyliśmy niebieską poświatę. Chłopaki bez żadnego pożegnania zabrali kamień szlachetny i odeszli. Ani trochę tego nie rozumiałam. Postanowiłam jedynie, że postaram się pogadać z blondwłosym chłopakiem.

*****

W poniedziałek ledwo zwlekłam się z łóżka, ponieważ w nocy nie zmrużyłam oka. Moje myśli lawirowały od Melissy, Albusa po Willa i oczywiście Malfoya. Nie miałam siły na nic, rozważałam nawet, czy nie skłamać Melissie, że źle się czuje. Moja przyjaciółka jednak znała mnie na tyle dobrze, że od razu domyśliła się, co planuje, gdy tylko mnie zobaczyła. Kategorycznie nakazała mi się uszykować na lekcję i nie próbować żadnych sztuczek, bo i tak nie da się na nic nabrać.

Ledwo wiedząc co dzieje się wokół mnie, szłam razem z przyjaciółmi w stronę lochów, gdzie za chwilę miały się rozpocząć zajęcia z eliksirów.

— Wszystko z tobą dobrze?— zapytał Dorian, który był najbliżej mnie.

— Nie wyspałam się.— jakby na potwierdzenie tych słów głośno ziewnęłam. Brunet patrzył na mnie z litością, po czym się niespodziewanie zatrzymał.

— Wskakuj.— ukucnął przede mną i wskazał na swoje plecy. — No dawaj, póki się nie rozmyślę.

Z lekkim wahaniem, ale nie mogąc powstrzymać uśmiechu, wskoczyłam mu na plecy.

— Dawaj Mel.— zaśmiał się Will, który ustawił sie w takiej samej pozycji co brunet. — Nie mogę być gorszy.

— My to mamy dobrze Rose.— stwierdziła Melissa z cichym chichotem, kiedy siedziała już  na plecach blondyna.

— Jesteście naszymi księżniczkami.— powiedział Will, na co zrobiło mi się miło na sercu. To było słodkie.

Większość osób patrzyła na naszą czwórkę, jakbyśmy ubrani w różowe kostiumy, wyznawali miłość profesorowi Langarmowi.  Musiało to śmiesznie wyglądać, gdy chłopcy dosłownie nieśli nas przez pół Hogwartu. O dziwo to mnie rozbudziło i przez całą drogę razem z Melissą bez przerwy się śmiałyśmy i pośpieszałyśmy nasz "transport".

Tuż przed wejściem do sali, Dorian zsadził mnie ze swoich pleców. Will po chwili zrobił to samo z Melissą, która od razu się do niego przytuliła i powiedziała coś szeptem. Uśmiechnęłam się na ten widok. Cieszyłam się, że wszystko między nimi było w jak najlepszym porządku. Cała nasza czwórka była przyjaciółmi i nic nie mogło tego zmienić.

Scorose |To zawsze byłeś Ty|Where stories live. Discover now