"Jak to do cholery?"

Start from the beginning
                                    

— Jasne, to ja pierwsza.— zgodziłam się bez wahania.

Nachyliłam się nad kociołkiem, z którego wydobywał się perłowy blask. Zaciągnęłam się, do moich nozdrzy od razy dotarł zapach świeżo zmielonej kawy, słodki zapach róży i coś, czego nie mogłam do końca skojarzyć. W głowie miałam jedynie góry. Była to mocna, korzenna woń, która delikatnie muskała mnie i rozchodziła się przyjemnie po całym ciele. Ogarnęła mnie cudowna błogość.

Oderwałam się niechętnie od wywaru, wzdychając głęboko.

— I co czułaś to samo?— zaciekawiła się blondynka.

— Tak, ale zamiast pergaminu czułam coś korzennego.— powiedziałam szczerze.— Twoja kolej.— pokazałam na kociołek. Nie chciałam zastanawiać się, skąd znałam ten zapach.

— Więc ja czuje...— zaczęła Longbottom, pochylając się nad eliksirem. Tak, jak ja zaciągnęła się mocno, zamykając oczy.—... czuje skoszoną trawę, ciasteczka owsiane mojej mamy i...— zacięła się, na jej twarzy pojawił się delikatny, zamyślony uśmiech. Byłam pewna, że czuje się tak, jak ja przed chwilą. To rozluźnienie było idealnie widoczne.—... To chyba sosna i coś miętowego.

Zamyśliłam się chwilę. Opis ostatniego zapachu bym mi znajomy. Byłam pewna, że ktoś ma takie perfumy, ale za żadne skarby Merlina nie potrafiłam powiedzieć, do kogo one należały. Melissa spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem.

— Co jest Rose?— zmarszczyła brwi.

— Wszystko dobrze.— odezwałam się cicho.

Blondynka wróciła do wąchania amortencji, ale mi z myśli, nie mogły wyjść jej słowa. Czułam kiedyś zapach, o którym mówiła Melissa, więc znaczyło to, że musiałam znać właściciela tej woni. Moja przyjaciółka wydawała się, jakby nie połączyła z nikim tego zapachu, albo dobrze udawała. Czy to mogło oznaczać, że Mel się w kimś zakochała? Zapytałam samą siebie w myśli. Jeżeli tak, to w kim i dlaczego nic mi nie mówiła?

*****

— Mam już wszystkie daty.— oznajmiła Melissa, gdy tylko obie usiadłyśmy obok Ślizgonów w bibliotece.

— Tak szybko?— zdziwił się Malfoy, marszcząc brwi. Albus wyglądał na równie zdziwionego.

— To była prościzna.— wzruszyła ramionami, patrząc na chłopaków z wyższością, na co ledwo udało mi się ukryć uśmiech. — Pierwsza data wypada już w piątek, więc musisz się przygotować.

— Określiłaś to miejsce?— zapytał czarnowłosy, który od początku spotkania nie spojrzał na mnie ani razu, a ja doskonale zdawał sobie sprawę, jaki jest tego powód. Nie chciał się denerwować, a w mojej obecności zdarzało się to za każdym razem.

— Nie do końca.— zmarszczyła brwi.— Dokładne położenie dam radę określić tylko w ten dzień.

— Czyli idziemy wszyscy.— stwierdziłam z uśmiechem. Albus w końcu na mnie popatrzył.

— Nie ma mowy.— warknął. — Zostajesz na dupie. Będziesz tylko przeszkadzała.

— Zwariowałeś?— zdenerwowałam się. Nie miał żadnego powodu, aby mi cokolwiek zabraniać.— Po pierwsze nie mam zamiaru cię słuchać, a po drugie to nie jest zależne od ciebie. — byłam tak nabuzowana, że prawie wstałam z krzesła, aby mu przywalić. Nienawidziłam, kiedy ktokolwiek próbował mną rządzić i on doskonale o tym wiedział.

— Powiedz jej Scorpius, że nie idzie z nami.— zwrócił się do blondyna.

— Mnie w to nie mieszaj Al.— przewrócił oczami.— Nie widzę powodu, żeby nam nie pomogła, chociaż lepiej, aby nas było jak najmniej.

Scorose |To zawsze byłeś Ty|Where stories live. Discover now