0. Prologue

970 49 12
                                    


Jeśli wielka kamienna kolumna nagle spada ci na głowę, intuicyjnie wiesz, że nadchodzi odpowiednia pora na ucieczkę.

Gdy cała jaskinia zaczęła się zapadać wystraszony chłopak znajdujący się w środku niej zaczął biec szybko w stronę wyjścia. Praktycznie prosty korytarz prowadzący na powierzchnię nie mógł wydawać się trudny, gdyby nie to, że w każdej chwili coś chciało go zmiażdżyć. Podłoże drgało tak, jakby samo bało się, że zaraz przestanie istnieć, a zawiesiny kurzu i popiołu nie pomagały blondynowi w widoczności.

Jimin spiął wszystkie mięśnie w swoim ciele - nie po to pracował tyle nad sylwetką, żeby tego nie wykorzystać i teraz dać się zabić. W duchu cieszył się, że wybrał buty, które nie traciły przyczepności. W sytuacjach zagrażających życiu jego zmysły się wyostrzały, jednak na co dzień była z niego wielka fajtłapa.

Minął jeden zakręt, za którym widział już smugę światła świadczącą o ratunku z tego przeklętego miejsca. Czego mógł się spodziewać po opuszczonej świątyni, na środku której stał tylko nie za wysoki piedestał ze skarbem? Tego, że wejdzie do niej wesołym krokiem i równie beztrosko wyjdzie?

Ściany przyozdobione dziwnymi rzeźbami i toną pajęczyny kołyszącej się przez powiew wiatru pomiędzy kolumnami świadczyły o tym, że od dawna nikt nie odwiedzał tego miejsca.

Zanim ostatni głaz zdążył nieodwracalnie zrujnować ten obiekt sakralny, młodzieniec cudem wybiegł na niewielką polanę. Jimin rozejrzał się dokładnie, po czym rozwiązał czarną chustę skrywającą jego twarz. Świątynia znajdowała się w samym środku lasu, gdzieś na opuszczonym archipelagu wysp. Istniało małe prawdopodobieństwo co do tego, że ktoś tu był, a tym bardziej usłyszał hałas.

Chłopak prawą ręką przeczesał swoje jasne blond kosmyki lekko zroszone potem i usiadł na trawie głośno wypuszczając powietrze. Posłał swój wzrok ku zgliszczom, które znajdowały się tuż przed nim.

— Teraz to już na pewno nikt nie odwiedzi tego miejsca — powiedział, wzdychając delikatnie.

Sięgnął do kieszeni w czarnym kombinezonie, aby obejrzeć swoje znalezisko. Kamień uniesiony do promieni słońca przebijających się przez szpary w liściach drzew mienił się pięknym, karmazynowym kolorem. Niewielkie, ale mimo wszystko istniejące w nim pokłady energii dało się odczuć w postaci lekkiego mrowienia w palcach.

— Klejnoty z odcieni czerwonych należą do najsłabszych — mruczał sam do siebie. — Cóż, lepsze to niż nic.

Przedmioty te nie występowały powszechnie, a i osoby, które szukały ich bez upoważnienia rządu, były bezwzględnie karane, gdy zostały złapane chociażby na planowaniu poszukiwań tych magicznych klejnotów.

Jimin jeszcze przez chwilę przypatrywał się swojemu znalezisku jakby chciał znaleźć ukryty w nim przekaz dotyczący tego, co powinien zrobić dalej. Słońce zaczęło schodzić poniżej swojego pułapu na niebie, a powietrze stawało się chłodniejsze. Chłopak musiał ruszyć dalej, aby jeszcze przed zmrokiem przepłynąć z wysp z powrotem na stały ląd.

— Hm, czerwona broszka...


________________________________________________________

To pierwsza taka moja aktywność co do pisania, więc nie wiem czy ktoś będzie skory to czytać, ani jak często będę wstawiała rozdziały. Mam jednak nadzieję, że znajdzie się osoba, której spodoba się moja wykreowana historia. 

Jeszcze raz wielkie podziękowania dla @Jiminises , bez której to opowiadanie nie ujrzałoby światła dziennego. 

𝐶𝑟𝑦𝑠𝑡𝑎𝑙𝑠Where stories live. Discover now