Rozdział 27

2.7K 116 198
                                    

Marzec 1940

Dziś wszyscy jesteśmy umówieni na zbiórkę, tam gdzie zawsze. To właśnie dziś złożymy przysięgę i już oficjalnie będziemy członkami Szarych Szeregów. Nareszcie! Dziś też Henryk zostanie oficjalnie do nas przyjęty, poznamy jego pseudonim, jak i pozna go reszta harcerzy.

Zerwałam się szybko z łóżka podekscytowana dzisiejszym dniem. Podeszłam szybko do szafy, wyjęłam moje spodnie z kompletu do "mundurka" i kurtkę, i schowałam wszystko do torby. Ponownie stanęłam przed szafą, wyjęłam z niej fiołkową sukienkę z kołnierzykiem. Szybko poszłam do łazienki, odświeżyłam się i ubrałam. Zaczęłam pleść warkocza, ale za nic nie chciał mi wyjść. Non stop myliłam "kroki", a do tego strasznie trzęsły mi się ręce. W końcu zrezygnowana zostawiłam je rozpuszczone.

- Zaplotę go przed zbiórką.. - mruknęłam do swojego odbicia w lustrze.

Wyszłam z łazienki i od razu podążyłam w stronę kuchni. Tadeusz razem z mamą jedli tam już śniadanie. Zauważyłam na stole naszykowaną porcje też dla mnie. Jednak zobaczyłam, że nie ma herbaty, więc postanowiłam ją zaparzyć. Kiedy woda się zagotowała nalałam wrzątku do filiżanek i położyłam je na tacce. Powoli szłam, aby donieść je do stołu jednak ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Cała tacka, a z nią wszystkie trzy filiżanki runęły na podłogę. Filiżanki się potłukły, a herbata rozlała.

Przetarłam zrezydnowana dłonią twarz.

- Nic mi dziś nie wychodzi.. - powiedziałam i przykucnełam przy kawałkach filiżanki.
- Anastazja, każdy ma gorszy dzień.. - powiedziała mama przykucając obok.
- Auć! - zawołałam i od razu podniosłam rękę.
- Chcesz być lekarzem i nie wiesz, że nie dotyka się szkła gołymi rękami. - warknął Taduesza łapiąc mnie za rękę.

Odkręcił szybko kran i podłożył moją dłoń pod strumień wody.

- Piecze. - syknęłam.
- Zaraz przestanie. - powiedział łagodnie.

Moja dłoń była cała pokaleczona. Mama w tym czasie posprzątała całe szkło i starła kałuże herbaty. Przy okazji przyniosła bandaż.

- Dzieci ja idę. - powiedziała zakładając płaszcz. - Anka uważaj na siebie. - pogroziła mi palcem.
- Będę. - powiedziałam uśmiechając się lekko.

Tadeusz zaczął bandażować moją dłoń.

- Ty to masz szczęście.. - mruknął.
- Też cię kocham. - odparłam. - O której zbiórka?
- O dziesiątej. - powiedział kończąc bandażować moją dłoń. - Gotowe.
- Dzięki. - powiedziała i wzięłam się za jedzenie śniadania.

W tym czasie Tadek postanowił, że to on zrobi herbatę.

Jakieś pół godziny później byliśmy już po śniadaniu.

- Reszta tu przyjdzie? - zapytałam siadajc na sofie.
- Nie. Jak będziemy iść na miejsce to będą się powoli dołączać. - powiedział łapiąc za gazetę.
- A Heniek? - zapytałam bazgrając coś długopisem.
- Heniek przyjdzie sam. Powiedział, że nie chce wzbudzać podejrzeń. - oznajmił.
- To dobrze, że do przyjęli. Dla nas i dla niego.

Z mojej bazgraniny wyszło małe serduszko. Wpatrywała się w nie chwilę z uśmiechem.

- Nie niszcz niepotrzebnie wkładu. - powiedział unosząc wzrok z nad gazety.

Podskoczyłam lekko wyrwana z zamyślenia i szybko zamazałam serduszko.

Do zbiórki mieliśmy dwie godziny, ale pewnie wyjdziemy pół godziny przed. Trzeba się czymś zająć przez ten czas.. Postanowiłam, że powtórzę niemiecki.

Spokojnie jak na wojnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz