Rozdział 45

2.9K 65 209
                                    

Dᴏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀʟᴜ ᴅᴀᴊᴇ̨ ᴡᴀᴍ ᴘɪᴏsᴇɴᴋᴇ̨ sᴀɴᴀʜ - "ᴛᴏ ᴋᴏɴɪᴇᴄ", ʙᴏ sᴢᴄᴢᴇʀᴢᴇ ʙᴀʀᴅᴢᴏ ᴘᴀsᴜᴊᴇ ᴍɪ ᴛᴜ ᴍᴇʟᴏᴅɪᴀ. Mɪʟᴇɢᴏ ᴄᴢʏᴛᴀɴɪᴀ!
________________________________

Grudzień 1940r. / Styczeń 1941r.

Siedziałam spokojnie na ławce w parku. Dłonie okryte w czarne rękawiczki spoczywały na moich kolanach. Natomiast oczy miałam lekko przymknięte, a moją twarz owiewał delikatny mróz i zimowy wietrzyk.

Uchyliłam powieki dopiero, gdy usłyszałam, że ktoś obok mnie siada. Spojrzałam tylko na chłopaka i przymknęłam oczy ponownie. Wzięłam głębszy wdech z uśmiechem na ustach i otwarłam oczy.

– Dzień dobry. – powiedziałam, patrząc przed siebie.
– Dobry. – odparł chłopak, śmiejąc się. – Jak się dziś czujesz?
– W miarę. – wzruszyłam ramionami. – A ty?
– Wiesz, lepiej być nie mogło. – zakpił.

Zapadła cisza. Cisza w której nie słyszałam tak naprawdę nic. Kompletnie nic. Nie słyszałam naszych oddechów, nie słyszałam bicia naszych serc, nie słyszałam tego wietrzyku czy chrupiącego śniegu.

– Dawno się nie widzieliśmy. – powiedziałam, chcąc przerwać ciszę.

Wreszcie odważyłam się na niego spojrzeć. Wyglądał tak jak zawsze, nie było nic nowego, szczególnego. Ciemne włosy, delikatnie pokryte płatkami śniegu i figlarny, zawadiacki czasem tajemniczy uśmiech na twarzy. Dalej ta sama twarz.

Twarz Edwarda Wilczyńskiego.

– Nie, mylisz się. – powiedział, uśmiechając się do mnie. – To ty mnie dawno nie widziałaś. – poprawił, wskazując na mnie palcem.
– Ah tak? – zdziwiłam się.
– Pamiętasz, jak śniło ci się wesele Kasi i Florka? – zapytał.
– Tak, nie końc-
– To ten sen, w którym wracałaś z parkietu i się potknęłaś przez co trafiłaś twarzą centralnie w tort weselny. – oznajmił, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
– Tak, Edek, pamiętam, choć akurat wolałabym o tym zapomnieć. – fuknęłam.
– Więc pamiętasz też tę grupkę mężczyzn pod drzewami. – dodał. – Stałem sobie wśród nich.
– I dlatego wszystko widziałeś? – prychnęłam.
– Owszem. – zaśmiał się.

Ponownie zapadła cisza. Coś wewnątrz mnie chciało się wydostać na świat. Skurcz w żołądku nie dawał za wygraną, a po głowie latała jedna myśl. Nerwowo bawiłam się palcami, a na plecach czułam dreszcz.

Natomiast Wilczyński siedział dalej z uśmiechem mi się przyglądając. Tak jakby nie widział mnie od lat, choć sam przyznał, że to on częściej widywał mnie niż ja jego.

– Coś się wydarzy, prawda? – zapytałam, nie odrywając wzroku od dłoni.
– Zależy co masz na myśli. – odparł, poprawiając płaszcz.
– Zawsze jak przychodzisz to coś się dzieje. – oznajmiłam, patrząc wprost na jego profil.

Chciałam spojrzeniem wywiercić w nim dziurę. Chciałam, żeby na mnie spojrzał. Wtedy wiedziałabym, czy mówi prawdę, czy też kłamie. Jednak gdy był do mnie odwrócony profilem, nie miałam takiej kontroli. A on o tym wiedział.

– To już tylko twoje spostrzeżenia. – wzruszył ramionami.
– To nie spostrzeżenia, to fakty, Edek. – odparłam nieco głośniejszym tonem.
– Powinnaś mieć pewne sprawy na oku. – powiedział, wstając z ławki. – A może.. Osoby. Po prostu pilnuj się i uważaj, Anka.
– Skąd to wiesz? – zapytałam, patrząc na niego z domu.
– Nie mam pojęcia. – wzruszył ramionami z uśmiechem. – Chyba jestem.. Twoim Aniołem Stróżem.

Patrzyłam, jak powoli odchodzi, zostawiając mnie samą na ławce. Długo patrzyłam, dopóki jego sylwetka zwyczajnie nie zniknęła za rogiem.

Ponownie spojrzałam na swoje dłonie. Zdjęłam z nich rękawiczki i przyglądałam się im. Nie było żadnej krwi. Jedyna czerwień, jaka na nich występowała to ta spowodowana zimnem.

Spokojnie jak na wojnieWhere stories live. Discover now