Rozdział 55

818 32 121
                                    

Nᴀ sᴀᴍʏᴍ ᴅᴏʟᴇ ᴢɴᴀᴊᴅᴜᴊᴇ sɪᴇ̨ ɴᴏᴛᴋᴀ ʜɪsᴛᴏʀʏᴄᴢɴᴀ. Wᴀʀᴛᴏ ᴊᴀ ᴘʀᴢᴇᴄᴢʏᴛᴀᴄ́. Mɪʟᴇɢᴏ ᴄᴢʏᴛᴀɴɪᴀ.

______________________________

Luty 1942r

– Wciąż nie rozumiem, o co chodzi. – powiedziałam, pocierając dłonie w rękawiczkach. – Mogłeś poprosić o to Wierzbę, ale z jakiegoś powodu nikomu nic nie mówisz. Coś kombinujesz, Maciek.

Maciej Aleksy Dawidowski w grubym płaszczu stał oparty plecami o ścianę kamienicy. Między palcami trzymał w połowie wypalonego papierosa, którym się zaciągał, mając wciąż niezmiennie utkwiony wzrok w Komendę Miejską Policji po drugiej stronie ulicy.

– Po co mnie ze sobą zabrałeś, skoro nie chcesz mi nic powiedzieć? – zapytałam poirytowana. – Prawie zamarzam! Jeśli przez ciebie będę chora...

– Zabrałem cię tu, żeby mieć towarzystwo, ale zaczynam tego żałować. – mruknął, równie zirytowany co ja. Wyrzucił papierosa i przydeptał go butem.

– I wzajemnie. – prychnęłam.

Alek westchnął ciężko, przetarł twarz dłonią i popatrzył na mnie z politowaniem. Jeszcze mocniej owinęłam się płaszczem i ukryłam się w kołnierzu. Mroźny wiatr przez wiele minut uderzał w moje policzki i czułam, jak zaczęły sztywnieć.

– Idziemy. – oznajmił, odbijając się od ściany. – Wiem chyba wszystko. – wyciągnął w moją stronę ramię, do którego mocno się przytuliłam.

– Co niby wiesz? – prychnęłam, bo on dalej nie mówił kompletnie nic. A to zdarzało się Alkowi raczej rzadko. – Bo ja na przykład wiem, że stworzono nowy model bardzo trwałych zimowych pończoch, ale to dlatego, że zdążyłam to przeczytać jakieś dobre piętnaście razy w kółko, kiedy tak tu staliśmy.

– Wiesz, że zabrałem cię tu jako moją najdroższą przyjaciółkę?

– Oho, zaczyna się. – przewróciłam oczami. – Wiedziałam, że skoro nikomu nic nie mówisz, to znaczy, że jest tu jakiś haczyk.

– Nie mów nikomu słowa, gdzie byliśmy. Zwłaszcza Tadkowi. – kontynuował, niewzruszony moimi spostrzeżeniami. – Wymyśl, że byliśmy... Nie wiem, na lodach czy coś.

– W lutym? – zaśmiałam się, a on się uśmiechnął. – Coś wymyślę. A powiedz mi coś więcej?

– To nie była przysługa za przysługę. – prychnął. – Pierwszy raz to ja cię proszę, żebyś siedziała cicho. Zobacz, jak to jest.

Udając obrażoną po jego słowach, prychnęłam pod nosem i już więcej się w drodze nie odzywaliśmy. Tak naprawdę było tak tylko dlatego, że bałam się o swoje gardło. Tyle czasu na mrozie nie zwiastowało mu nic dobrego, a już wcześniej nie było w najlepszej kondycji. Musiałam się mocno oszczędzać zimą, żeby nie powtórzyć zapalenia płuc.

– Odprowadzisz mnie pod szpital? – zapytałam, kiedy zbliżaliśmy się do zakrętu.

– Nie ma problemu, przy okazji zajrzę do Basi. – kiwnął głową. – Jak się czuje pan Zbysiu?

– Wszystko w porządku. – uśmiechnęłam się. – Cieszę się, że szybko udało się pozbyć tego przeziębienia. Bałam się, że przerodzi się w coś większego.

– Ważne, że już po wszystkim. Widać było, że się martwiłaś.

– Przywiązałam się do niego. – wzruszyłam ramionami. – Czasami czuję się tak, jakbym siedziała z własnym dziadkiem. Jest naprawdę dobrym towarzyszem do rozmowy.

Spokojnie jak na wojnieDonde viven las historias. Descúbrelo ahora