Rozdział 4

3.7K 145 222
                                    

Wrzesień 1939r.

Wojna trwa już od jakiś trzech tygodni. Na każdej ulicy można spotkać przynajmniej dwie twarze w niemieckich mundurach. Zachowywali się, jakby byli u siebie. U fotografa są porozwieszane zdjęcia Niemców. W parku siedzą na co drugiej ławce. Ustanowiono nawet godzinę policyjną, która trwała od dwudziestej drugiej do szóstej rano.

Była godzina piętnasta, kiedy wracałam ze szkoły. Szłam szybkim krokiem i byłam już na dziedzińcu. Byłam zapłakana, a w ręce trzymałam torbę wypełnioną książkami. Płakałam, ponieważ na zajęciach oznajmiono nam, że Niemcy chcą zgermanizować naszą szkołę, a nauczyciele się na to nie zgodzili, przez co postanowiono ją zamknąć.

Szłam szybko, aż nagle wpadłam na kogoś. Wypuściłam z ręki torbę, a kilka moich książek rozsypało się na ziemi.

– Prze.. Przepraszam.. – powiedziałam wyrwana z zamyślenia.
– Nic się nie stało. – odpowiedział męski głos.

W tamtej chwili przykucnęłam, aby pozbierać książki. Nie podnosiłam głowy, przez co nie miałam okazji zobaczyć, na kogo wpadłam. Nagle zauważyłam, że on też przykucnął i zaczął zbierać moje książki. Kiedy złapałam ostatnią z nich, poczułam jego dłoń na mojej. Podniosłam głowę, aby spojrzeć na niego.

– Dzień dobry. – powiedział uśmiechnięty Janek.

Podniósł delikatnie moją dłoń, którą trzymał i pocałował ją w geście powitania.

– Dzień dobry. – powiedziałam, szybko wkładając ostatnią książkę do torby.

Obydwoje podnieśliśmy się i otrzepaliśmy nasze ubrania.

– Czemu płaczesz? – zapytał, przyglądając mi się uważnie.

Odwróciłam głowę czując, jak nadal spływają mi łzy po policzkach.

– Czy ktoś ci coś zrobił? – dodał, a ja miałam ochotę po prostu się ulotnić.

Poczułam, jak delikatnie złapał mnie za podbródek i odwrócił tak, abym na niego spojrzała. Patrzyłam w te jego błękitne oczy. Puścił mnie, a jego ręka powędrowała na moją dłoń, którą trzymał delikatnie.

– Nie.. Po prostu... – westchnęłam, przymykając lekko oczy. – Po prostu zamykają moją szkołę.. – oznjamiłam.

Łzy same zaczęły mi spływać po policzkach. Nawet tego nie kontrolowałam.

– Anastazja.. – odetchnął lekko z wyczuwalną ulgą.

Przytulił mnie szybko. Objął mnie tak, jakby bał się, że coś mi się stanie. Odwzajemniłam jego gest.

Tak bardzo tego teraz potrzebowałam.. Tak bardzo potrzebowałam bliskości..

Moja głowa była oparta o jego tors. Płakałam. Teraz wreszcie wypuściłam z siebie wszystkie emocje. Nawet się nie powstrzymywałam, nie hamowałam się. Najzwyczajniej w świecie wypłakiwałam się mu w klatkę piersiową.

Nagle poczułam, jak delikatnie całuje mnie we włosy. Po czym oparł głowę o moją, a dłonią gładził mnie po plecach. Wtedy miarka się przebrała, a rozdrażnienie wzrosło. Byłam rozdarta emocjonalnie, a wszystkie niekontrolowane sytuacje działały na mnie obecnie jak płachta na byka. Odepchnęłam go szybko. Poczułam się tak źle. Stałam na wprost niego i jedną ręką szybko otarłam łzy z mojego policzka. Byłam czerwona i czułam to.

Jak on mógł?! To było bezczelnie! Byłam zła. W sumie nawet nie potrafię określić, co czułam. Byłam zła na niego, bo posunął się za daleko. Byłam zła na siebie, bo pozwoliłam mu na to, a równocześnie czułam się załamana, bo nie powinnam go do siebie dopuścić, a jednocześnie podobało mi się i czułam się dobrze. Powtarzam – kompletne rozdarcie emocjonalne. Sama już nie wiedziałam, czego chciałam i czemu zachowywałam się tak.. irracjonalnie.

Spokojnie jak na wojnieOn viuen les histories. Descobreix ara