Rozdział 37

2.9K 97 790
                                    

W ᴍᴇᴅɪᴀᴄʜ ᴍᴀᴄɪᴇ ᴘɪᴏsᴇɴᴋę sanah "Sᴀᴍᴀ", ᴋᴛᴏ́ʀᴀ ᴘᴀsᴜᴊᴇ ᴅᴏ ᴛᴇɢᴏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀłᴜ. Pʀᴏᴘᴏɴᴜᴊę ʀᴏ́ᴡɴɪᴇż ᴘɪᴏsᴇɴᴋę sᴀɴᴀʜ – "Mᴇʟᴏᴅɪᴀ".

Tᴜ ᴏᴅ ʀᴀᴢᴜ ᴅᴀᴍ ᴅʟᴀ sᴘʀᴏsᴛᴏᴡᴀɴɪᴀ - ɢᴅᴢɪᴇś ᴛᴜ ɴᴀ ᴘᴏᴄᴢąᴛᴋᴜ ʙęᴅᴢɪᴇ ʀᴏᴢᴍᴏᴡᴀ ᴛᴇʟᴇғᴏɴɪᴄᴢɴᴀ ɪ ᴛᴇʀᴀᴢ ᴏᴢɴᴀᴄᴢᴇɴɪᴀ﹕

- ᴢᴡʏᴋłʏ ᴍʏśʟɴɪᴋ ᴛᴏ ᴏsᴏʙᴀ ᴅᴢᴡᴏɴɪąᴄᴀ!

ᴡɪęᴋsᴢʏ ɪ ᴘᴏɢʀᴜʙɪᴏɴʏ ᴍʏśʟɴɪᴋ ᴛᴏ ᴏsᴏʙᴀ, ᴋᴛᴏ́ʀᴀ ᴏᴅᴇʙʀᴀłᴀ ᴛᴇʟᴇғᴏɴ!

~ ᴘᴏɢʀᴜʙɪᴏɴᴀ "ғᴀʟᴋᴀ" ᴛᴏ ᴊᴇsᴛ ᴅʀᴜɢᴀ ᴏsᴏʙᴀ, ᴋᴛᴏ́ʀą ʙęᴅᴢɪᴇ słʏᴄʜᴀć ᴡ słᴜᴄʜᴀᴡᴄᴇ ᴜ ᴏsᴏʙʏ, ᴋᴛᴏ́ʀᴀ ᴏᴅᴇʙʀᴀłᴀ ᴛᴇʟᴇғᴏɴ!

_________________________________________

Minął tydzień. Z nakazu Orszy nie mogłam uczestniczyć w żadnej akcji. Po mojej ucieczce z kamienicy Bytnara, rozerwały się szfy, które były przecież zrobione dzień przed. W ten oto sposób sama doprowadziłam się do tego stanu. Tadeusz musiał usunąć poprzednie szfy, bo nic innego nie dało się z nimi zrobić. Obie rany zostały zszyte na nowo. Ból w nodze jest mimo wszystko o wiele gorszy. A przynajmniej taki był pierwszego dnia, z dnia na dzień jest lepiej.

Pierwszego dnia nawet nie ruszałam się z łóżka, gdyż domownicy mi tego kategorycznie zabronili. Natomiast obecnie chodzę, choć lekko kuleje.

Tak jak wspomniałam, nie biorę udziału w akcjach, nie wychodzę też z domu, aby nie nadwyrężać nogi.

Janka nie widziałam cały tydzień. Prawdę mówiąc nawet nie mam najmniejszej ochoty go widzieć.
Co jakiś czas odwiedza mnie Aniela, Maciek, Basia czy Heniek. Oni również są przybici całą tą sytuacją. Aniela i Maciek niejednokrotnie nalegali, abym dała Jankowi to wszystko wytłumaczyć, ale nie mam takiego zamiaru. Widziałam wszystko czarno na białym, zdania nie zmienię. Edek natomiast przychodzi codziennie, za co jestem mu wdzięczna jak nigdy dotąd.

Właśnie wstałam. Jak co dzień od tamtej pory, usiadłam na łóżku i tępo wpatrywałam się w okno. Było coś koło godziny dziewiątej.

Już od początku tygodnia po głowie krążył mi jeden i ten sam pomysł. Potrzebowałam świeżości, jakiejś odmiany, innego środowiska. Chciałam mój pomysł przedstawić dziś reszcie. Reszcie, czyli Tadkowi, Anieli, Maćkowi, Heńkowi, Basi i Edkowi. Mama już o wszystkim wie, bo kilka razy jej o tym wspominałam, kiedy byłyśmy same w domu, bo Tadek był na akcjach.

Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej sukienkę w kolorze ciemno brązowym z krótkim rękawem, a następnie poszłam do łazienki. Odświeżyłam się, ubrałam, po czym wzięłam się za czesanie. Rozczesałam włosy i spiełam je solidnie. Od ostatniego czasu to upiecie było dla mnie charakterystyczne. Jakoś miałam lekki uraz do upinania włosów w warkocz, a rozpuszczonych nie chciałam nosić, bo obecnie było mi w nich po prostu gorąco. Poza tym Edkowi podobam się w upiętych włosach.

Wyszłam z łazienki i weszłam do kuchni.

- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się lekko.
- Dzien dobry, słoneczko. - uśmiechnęła się delikatnie mama.

Powiedzenie na mnie "słoneczko", nie było adekwatne do mojego stanu. Słoneczkiem to ja na pewno nie byłam. Od tygodnia wyglądam dosłownie jak wrak człowieka. A wszyscy dookoła doskonale to widzieli, co za tym idzie, nie byli z tego zadowoleni.

Spokojnie jak na wojnieOù les histoires vivent. Découvrez maintenant