- Jasne - odpowiedział i wręczył mi galeona. Zmarszczyłam zaskoczona brwi. - Jutro wieczorem, na błoniach. Daj znać przez niego jeśli coś się stanie.

Odszedł z powrotem do Pokoju Życzeń, zostawiając mnie na środku korytarza ze złotą monetą w dłoni. Również postanowiłam nie marnować czasu i podeszłam do portretu, który miał mnie zaprowadzić do wejścia przy lochach.


Zaspałam. Poprzedniego wieczora wzięłam pół fiolki eliksiru, jednak to i tak była dwukrotność rekomendowanej dawki. Zerwałam się z łóżka i zaczęłam gorączkowo ubierać szkolne szaty. Wbiegłam do łazienki żeby umyć zęby, po czym zaspana wybiegłam na Wielkie Schody.

Po drodze do sali transmutacji nie spotkałam nikogo, w końcu wszyscy byli na lekcjach. Przeklinałam pod nosem, bo w ciągu tych wszystkich lat edukacji nigdy mi się to nie przydarzyło. Teraz wypadło akurat na opiekunkę Gryfonów. Poczułam ucisk w okolicach żołądka, który rozpaczliwie domagał się jedzenie. Jednak na to po pierwsze, nie było czasu a po drugie, śniadanie już dawno się skończyło.

Wpadłam do prawie pustej sali transmutacji, co po paru tygodniach przestało mnie już dziwić. Byłam przygotowana na porządną reprymendę, jednak profesorka jedynie spojrzała znad sterty pergaminów i zignorowała moje późne przybycie. Miała ważniejsze sprawy do ogarnięcia niż jakaś nieogarnięta, spóźniona Ślizgonka.

Zobaczyłam, że wszyscy siedzieli parami a jedyną osobą bez nikogo obok był Malfoy. Swoją drogą, był on też jednym z nielicznych Ślizgonów na sali.

- Hej - powiedziałam cicho, kładąc torbę z książkami przy biurku.

Odpowiedział mi tym samym, po czym spojrzałam na listę przed nami. Były tam wszystkie nowe zaklęcia, które poznaliśmy w trakcie tego roku szkolnego.

- Co robimy? - spytałam.

- Niby mamy ćwiczyć zaklęcia, ale McGonagall zależy tylko na tym żebyśmy nie przeszkadzali jej - odparł i uśmiechnął się pod nosem. Gdy spojrzał na mnie zmarszczył brwi - A tobie co się stało?

- Zaspałam  - powiedziałam sięgają po różdżkę i zamieniając dzban w uroczo wyglądającego szczura.

- Co ty gadasz? - udał wielce zszokowanego.

- To się nie zdarza, wiem.

Zapadła cisza. Na zmianę rzucaliśmy zaklęcia zamieniając martwe przedmioty w kręgowce o różnym stopniu rozwinięcia w budowie. Uświadomiłam sobie, że poza jakimiś błahymi tematami w otoczeniu Ślizgonów nie rozmawialiśmy sam na sam od momentu, kiedy nazwałam go zdrajcą. To dlatego w powietrzu unosiło się napięcie.

- Draco - powiedziałam, odkładając na chwilę różdżkę

Mruknął w odpowiedzi, dając znać w ten sposób, że słucha.

- Przepraszam - wypaliłam. - Przepraszam, że nazwałam ciebie zdrajcą - chwyciłam różdżkę i zaczęłam nerwowo obracać ją między palcami. - Ja po prostu nie wiem już komu ufać i... - zawahałam się - ktoś mnie wtedy wydał tylko jeszcze nie wiem kto. Ale to nie byłeś ty. Wierzę ci.

Zapadła cisza, blondyn skupił wzrok na filiżance i do połowy zamienił ją w wróbla, przez co miała ona skrzydła.

- W porządku - powiedział. Zmarszczyłam brwi. Poszło zbyt gładko - Czy serio uważasz, że jestem tchórzem? - spytał po chwili.

Nic nie odpowiedziałam. Chodziło mu oczywiście o to, jak nazwałam go w Wielkiej Sali, kiedy po prostu patrzył się na to jak Crabbe torturuje jakiegoś młodszego chłopaka. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak to oskarżenie było durne. Może ja mogłam do nich podskakiwać, bo chronił mnie swego rodzaju immunitet u Czarnego Pana, ale on? Nie mógł sobie na to pozwolić. Dodatkowo, normalnie też bym na to nie pozwoliła, jednak eliksir robił swoje.

- Nie - powiedziałam cicho. - Ale... - zaczęłam patrząc w jego stronę. - Ale czy serio mamy patrzeć na to co oni robią z tą szkołą? Czy serio chcesz aby to tak wyglądało?

Zatrzymał się w połowie ruchu różdżką i opuścił ją na blat.

- Nie - odpowiedział.

Tyle dobrego. Malfoy nigdy nie miał w sobie tej tolerancji do mugolaków co ja, ale dobrze było usłyszeć że jego niechęć ograniczała się tylko do słów. Może i był śmierciożercą, ale nie sadystą. On po prostu nie miał wyboru.

Zabraliśmy się do dalszej pracy, jednak poczułam jakby chociaż część muru zbudowanego między nami podczas lata upadła.

- Tęskniłem - powiedział nagle.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Czyli nie byłam jedyna.

- Ja też.

- Masz może czas żeby wieczorem posiedzieć w Pokoju Życzeń? - spytał. - Oczywiście... w czysto przyjacielskiej formie. Bez jakichś zobowiązań, tak jak to robiliśmy kiedyś - dodał szybko.

- Jasne - odparłam, jednak wtedy przypomniałam sobie o spotkaniu z Gryfonem. - Chociaż nie, czekaj - dodałam po chwili, a on podniósł na mnie wzrok.

Musiałam szybko, coś wymyślić jednak zalała mnie panika. Nie wzięłam rano eliksiru i mój organizm odzwyczaił się od samodzielnego zwalczania stresu. Trzęsły mi się dłonie, co próbowałam zamaskować przez zaciśnięcie ich w pieści.

- Ehm... Zapomniałam, że umówiłam się na babski wieczór z dziewczynami - powiedziałam. - No wiesz, mamy za sobą trochę stresu i porobimy sobie maseczki, poplotkujemy. Nic ciekawego - machnęłam ręką. - Może innym razem? - zaproponowałam.

Draco zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem. Nagle stałam się zbyt ożywiona, co często się działo kiedy kłamałam.

- Jasne, ale... - zmarszczył brwi, zawieszając wzrok na moich dłoniach. - Wszystko w porządku? Strasznie się trzęsiesz.

- W jak najlepszym, tylko... wypiłam za dużo kawy. To pewnie dlatego, że dawno jej nie piłam - skłamałam, znowu. 

Z całej sytuacji uratował mnie dzwonek. Podniosłam torbę i chwyciłam za różdżkę.

- Jeszcze raz, przepraszam - powiedziałam, obserwując reakcję blondyna.

Skinął jedynie głową i zabrał się do pakowania swoich rzeczy, a ja wyszłam na korytarz.

- Ja pierdolę... - mruknęłam pod nosem. - Zabini ty serio jesteś durna.

Po zatrzaśnięciu drzwi ruszyłam, mijając kolejne stopnie schodów w kierunku Pokoju Życzeń. Po drodze wpadłam na paru uczniów, jednak byli to jacyś maksymalnie trzecioroczni, którzy unikali konfrontacji ze mną. Ba, bali się spojrzeć na mnie jakbym była jakimś walonym bazyliszkiem.

Kiedy wpadłam do Pokoju Życzeń (który tym razem bardzo podobnie do salonu w moim domu) podeszłam do stolika na kawę, gdzie pojawiły się dwie fiolki ze znajomą błękitną cieczą o perłowym połysku. Nie musiałam go nawet warzyć, pojawił się na moje życzenie.

Schowałam jedną z nich w kieszeni szaty. Tak na wszelki wypadek jeśli znowu nie miałabym jak się tutaj dostać. Drugą zaś odkorkowałam i wypiłam za jednym razem, co oznaczało że wzięłam dawkę cztery razy większą niż powinnam. Mniejsze już na mnie nie działały, a to cholerstwo było tak przyjemne.

Opadłam na poduszki i poczułam to uczucie błogiego spokoju ogarniające moje ciało. Dodatkowo czułam jak serce miarowo mi zwalnia, a ja w tym wszystkim zachowałam świadomość. Chociaż przez te parędziesiąt minut trwania ścisłego działania eliksiru mogłam nie przejmować się kompletnie niczym.






You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 26, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Hereditatem |d.mWhere stories live. Discover now