XXVIII

497 46 6
                                    

dużo cukru

~

Po tym jak Slytherin odzyskał swojego Księcia wszystko powróciło do względnej normalności. Prawie każdy dzień miał określoną rutynę. Mimo wszystko wolałam znosić to w towarzystwie licznych awantur między Gryfonami i Ślizgonami niż w ciszy, która panowała przez ostatnie dwa tygodnie. 

Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek oznaczający zakończenie lekcji. Transmutacja, którą miałam w piątek na ostatniej godzinie była dla mnie chwilą wytchnienia od moich ślizgońskich przyjaciół. Kochałam ich, ale przebywanie w ich towarzystwie praktycznie cały czas bywało męczące. Oprócz mnie tylko Draco wybrał ten przedmiot na kontynuację, ale w dalszym ciągu nie zdążyliśmy porozmawiać dłużej niż wtedy w Skrzydle Szpitalnym. Wrzuciłam książki do otwartej torby i szybkim krokiem opuściłam klasę. Liczyłam na to, że i tym razem uda mi się umknąć przed spotkaniem z blondynem. Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała z nim porozmawiać, ale to nie był jeszcze ten czas. Unikałam go niczym dziecko.

Przechodząc przez dziedziniec dało się poczuć, że wiosna w Hogwarcie zawitała na dobre. Porastała go soczyście zielona trawa, a ogromne drzewo, które tam rosło w całości pokryte było młodymi liśćmi. Słońce nieśmiało wyglądało zza chmur, znikając co chwilę za nimi. Mimo umiarkowanie ciepłej temperatury hulał wiatr, który wytrącał nieuważnym uczniom zwoje pergaminu z rąk. Przycisnęłam do siebie mocniej dwa eseje, które niosłam do biblioteki by tam je sprawdzić i ewentualnie coś dopisać. Myślałam, że nic nie zmąci mojego spokoju, gdy nagle usłyszałam za sobą wołanie.

- Zabini!

Przewróciłam oczami, po tym jak rozpoznałam właściciela głosu. Sam Harry Potter, Wybraniec odważył się do mnie odezwać w otoczeniu innych uczniów, którzy w dużej mierze byli Ślizgonami oraz Gryfonami. Jednak on nie wyglądał jakby zrobiło to na nim jakiekolwiek wrażenie.

- Czego się drzesz idioto?

Tak jak wspomniałam, w otoczeniu było mnóstwo Ślizgonów. Oni po prostu nie byliby sobą gdyby tego w jakiś sposób nie skomentowali. Potter ich jednak zignorował. Odwróciłam się twarzą do chłopaka.

- Czego chcesz? - spytałam niezbyt miło.

Chciałam już iść i zaszyć się gdzieś w bibliotece. W końcu był piątek, litości.

- Możemy pogadać? - spytał.

Uniosłam brew i spojrzałam na niego jak na idiotę. 

- O czym? O pogodzie? - parsknęłam. - W takim razie powiem ci, że jest cudowna bo w końcu nie odmarzają mi palce podczas przechodzenia przez dwór - odparłam z sarkazmem.

- Dobrze wiesz o co mi chodzi, Zabini - powiedział, tym razem wyglądając jakby mówił poważnie. - Dumbledore - dodał po chwili.

Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka.

- Dzisiaj wieczorem, na błoniach - oznajmiłam.

- Co Potter, rudy i szlama ciebie zostawili? - zamknęłam oczy, to się nie działo naprawdę. - Może, chwała Merlinowi, w końcu zrozumieli jak wielkim idiotom jesteś?

Oto i on. Książę na białym rumaku ze swoimi jakże elokwentnymi zaczepkami. Aż poczułam jak mój poziom inteligencji przez to gwałtownie spada. Idealne wyczucie czasu.

- Zamknij się - powiedzieliśmy równocześnie z Harrym.

Odwróciłam się do blondyna. Przez białą koszulkę widoczny był opatrunek - pozostałość po jego ostatnim spotkaniu ze Złotym Chłopcem.

Hereditatem |d.mWhere stories live. Discover now