III

2.4K 112 11
                                    

Zachwiałam się lekko. Było mi trochę niedobrze jak zresztą po każdej aportacji.

- Wszystko dobrze? - zapytał mój tata, patrząc na mnie ze zmartwieniem.

- Tak, jasne - odpowiedziałam.

Ruszyliśmy prosto przez ceglany korytarz  i już po chwili naszym oczom ukazała się czerwona lokomotywa z wieloma wagonami. Unosił się nad nią dym. Uśmiechnęłam się mimo woli na ten widok. Dodger wiercił się niespokojnie w koszyku. Był przytłoczony ilością ludzi znajdującą się na dworcu.

- Spokojnie, malutki - powiedziałam do niego uspokajającym tonem.

Minimalnie przestał się wiercić.

-Jak mam być spokojny jeśli wszyscy się na mnie gapią? A co jeśli mnie będą chcieli głaskać? Ostrzegam, że nie będę ręczył za siebie - usłyszałam w głowie głos mojego kota.

Dodger jest moim chowańcem*. Od zawsze potrafiłam się z nim porozumiewać telepatycznie.

- Oj tam, przecież jesteś uroczy - powiedziałam mu.

- Tak jak twój Teodor? - zapytał z sarkazmem

- Głupi z ciebie sierściuch, wiesz?

- Tylko stwierdzam fakty - odpowiedział udając niewinnego.

- Możesz już zapomnieć o tuńczyku... - zagroziłam mu.

- Dobra, ja tylko żartowałem.

- No mam nadzieję...

- Co jej jest? - zapytał Draco szturchając Blaise'a i patrząc na mnie.

- Prawdopodobnie rozmawia ze swoim kotem - odpowiedział tonem, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.

- Roz... co? Jak? - zapytał zaskoczony.

- Dodger to mój chowaniec - wytłumaczyłam mu.

- Dodger? A po naszemu? - zapytał unosząc lekko brew.

- Cwaniak.

- Merlinie, nie mogłaś nazwać tego kota jakoś normalnie? Nie wiem, na przykład Puszek?

- A czy rodzice musieli ciebie nazwać Draco, Smoku? Wiesz, na smoka to ty nie wyglądasz.

- Może rzeczywiście nie wyglądam, ale za to potrafię rozgrzać atmosferę - odpowiedział sugestywnie podnosząc brwi.

- Chyba tylko jeśli użyjesz Incendio - mruknęłam pod nosem, przeklinając w myślach swoją beznadziejną ripostę i popchnęłam wózek w kierunku wejścia do pociągu.

- Sugerujesz, że nie posiadam tego co nazywamy ''urokiem osobistym''? - zapytał z udawanym smutkiem.

- Dobra, możecie się już zamknąć? Jesteście uroczy, ale to już przesada - oznajmił niby znudzonym głosem Blaise, oglądając przy tym swoje paznokcie.

Nie odpowiedziałam, tylko zdjęłam kufer i koszyk z wózka. Odwróciłam się do moich rodziców. Spojrzeli na mnie ze smutnym uśmiechem.

- Musimy z tobą porozmawiać - powiedziała mama.

Byłam zaskoczona. Zazwyczaj na dworcu się żegnaliśmy i odchodziłam do pociągu.

- No dobrze - odpowiedziałam, próbując nie dawać po sobie żadnych oznak, jak bardzo mnie to zdziwiło.

- Chłopcy, zanieście rzeczy Sil do przydziału, ona zaraz przyjdzie - zawołał mój tata.

Skrzywiłam się słysząc zdrobnienie swojego imienia. Oni kiwnęli głowami, po czym weszli do pociągu. Rodzice odciągnęli mnie trochę od innych uczniów, którzy przygotowywali się do powrotu do szkoły. W końcu się zatrzymaliśmy.

Hereditatem |d.mWhere stories live. Discover now