Rozdział czterdziesty dziewiąty

191 15 6
                                    

Rozdział Sprawdzony. 

Ważna notka na dole!!!

______________________________

-Yuzuki? -Usłyszałam kobiecy głos. Skądś go kojarzyłam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Odwróciłam się w stronę głosu. Moim oczom ukazała się Lucia moja ciotka a jednocześnie matka Diany.

-Tak? -Zapytałam niezbyt przyjaznym głosem.

-Yuzuki nie mogę uwierzyć, że to ty dziecko. Gdzie teraz mieszkacie? I czyje to dziecko? -Zasypywała pytaniami tak jakby nic się nie stało.

-To jest mój syn. -Odpowiedziałam lodowatym tonem głosu. Kucnęłam przed Hiro i zapytałam. -Nic ci się nie stało? Coś cię boli skarbie? -Mój głos był niezwykle spokojny i ciepły.

-Nie mamusiu wszystko dobrze. -Odpowiedział smutny.

-Hej skarbie, czemu smutamy?

-Bo to... to -W jego oczach szkliły się łzy nie mogłam na to patrzeć, więc od razu przyciągnęłam go do swojej klatki piersiowej.

-Nie musisz mówić, jeżeli to dla ciebie trudne. Pamiętaj tylko, że jestem z tobą i będę zawsze. -Powiedziałam patrząc mu w oczy. Chłopczyk uśmiechną się i przytaknął mi głową. Wzięłam malca na ręce i skierowałam się w stronę kasy. Tak właściwie to chciałam się skierować, ale dłoń kobiety mi w tym przeszkodziła. -Coś jeszcze chcesz? -Zapytałam nawet się nie odwracając. -Nie udawaj, że nic się nie stało, bo stało i to wiele. -Z tymi słowami pozostawiłam ją samą. Zapłaciłam za wszystkie zakupy. Stwierdziłam, iż Hiroś ma jak na dzisiaj dość wrażeń, dlatego postanowiłam wstąpić jeszcze do kwiaciarni po zamówione wiązanki. Gdy już wszystko miałam zapakowane do bagażnika ruszyłam w stronę cmentarza.

Zaparkowałam samochód obok cmentarza. Mój wzrok powędrował na bramę główną. Momentalnie wspomnienia zaczęły napływać. W oczach pojawiły się łzy. Szum wiatru zmienił się w krzyk. Promienie słońca zmieniły się w igły wbijające się w ciało. Zapach odświeżacza z pięknej lawendy stał się smrodem krwi. Nie wiem jak długo bym była w tym stanie gdyby nie Hiro. Jego głos wybudził mnie.

-Mamusiu idziemy? -Zapytał i położył mi dłonie na policzkach. Nawet nie wiem, kiedy znalazł się na moich kolanach.

-Tak kochanie idziemy. -Powiedziałam uśmiechając się do niego. Wysiadłam z samochodu wraz z synem.

W jedną dłoń wzięłam kwiaty drugą zaś chwyciłam rączkę malca. Ruszyliśmy w dobrze znane mi miejsce. Z każdą mijaną alejką miałam coraz więcej łez w oczach. Żadnej nie pozwoliłam wypłynąć. Teraz uzmysłowiłam sobie, że mogłam Hiro zostawić z Kenem. Powinien już wstać. Z każdym krokiem zbliżałam się do celu podróży. Dotarłam do celu. Mój wzrok był wbity w ziemię. Nie potrafię. Nie chce, lecz muszę.

Podniosłam mój wzrok z ziemi a po moich policzkach poleciały kryształowe łzy. Tak bardzo żałuje tego, że nie zdołałam ich ocalić, że to one tam leżą a nie ja. Łzy leciały po moich policzkach, warga drżała a ręka z kwiatami opadła. Poczułam jak mała dłoń zaciska się na mojej. Po chwili doszedł do mnie cichutki głosik.

-Mamusiu jestem przy tobie. I... i zawsze będę, więc nie płacz. Ponieważ twoje łzy mnie ranią. -W tym monecie zrozumiałam, że mam, dla kogo żyć. Mam, kogo chronić. Ktoś mnie potrzebuje. Właśnie teraz moje myśli o mej śmierci za nich wyparowały. Przeniosłam wzrok na synka. Na mych ustach zagościł uśmiech.

-Wiem kochanie, wiem. -Przykucnęłam i ucałowałam go w czółko. Wytarłam jego samotną łzę i spojrzałam w oczy uśmiechając się. Wstałam i odłożyłam kwiaty na grób. -Najlepszego siostrzyczki. -Szepnęłam, po czym zgarnęłam chłopca w ramiona i odeszłam.

Droga do samochodu nie zajęła mi długo. Ponownie usadowiłam Hiro w foteliku. Sama zajęłam miejsce kierowcy. Mój wzrok po raz ostatni padł na bramę cmentarza. Westchnęłam i ruszyłam w stronę domu. Nie jechałam szybko, co było u mnie wyczynem. Stwierdziłam, że słowa Kastiela powinnam wziąć sobie do serca w końcu mam syna, z którym nie powinnam jeździć jak rajdowiec. Pomimo, iż jechałam przepisowo to pod domem parkowałam zaledwie po dwudziestu minutach parkowałam w garażu naszego domu. Wysiedliśmy razem z Hiro z samochodu. Zabrałam jeszcze zakupy z bagażnika i udaliśmy się do drzwi łączących garaż z domem. Co było dla mnie zaskoczeniem w całym domu było ciemno. To zapaliło czerwoną lampkę w mojej głowie. Zostawiłam zakupy przy ścianie i schowałam Hiro za sobą. Gestem pokazałam by cały czas pozostawał za mają osobą. Mój mądry chłopczyk zrozumiał przekaz. Przy sobie zawsze noszę mały sztylet zapięty przy pasku spodni. Wydobyłam sztylet z pochwy ochronnej i skierowałam pomału swoje kroki w stronę salonu. Każdy mój krok był bezgłośny, lecz tupot małych stópek Hiro był bardzo dobrze słyszalny. Przeszliśmy do salonu. Stanęłam i nasłuchiwałam obok mnie wyczułam ruch. Ktoś się do nas zbliżał. Postanowiłam pozostać w bezruchu mocniej zaciskając dłoń na rękojeść. Intruz był coraz bliżej, kiedy był wystarczająco blisko szybkim ruchem przygwoździłam go do najbliższej ściany. Sztylet umiejscowiłam na jego szyi. Poczułam jak Hiro oplata swoje dłonie wokół mojej prawej nogi. Kilka kropel krwi zabłyszczało w ciemność gdyż ostrze lekko nacięło skórę. Nagle światło w pokoju się zapaliło. Nawet na chwilę nie zamknęłam oczu by mój cel nie miał przewagi. Kiedy podniosłam wzrok z jego szyi na twarz zastygłam w miejscu. To nie był intruz a Kastiel! Za sobą usłyszałam donośny głos Zacka.

-Mówiłem wam, że pomysł z przyjęciem niespodzianką to ciulowy pomysł. Jej się nawet zaskoczyć nie da.

-Skarbie uwolnisz mnie nie mówię, że to mi się nie podoba czy coś, ale nie chce mieć pociętej szyi.

-Boże święty! Kassi przepraszam! -Wykrzyczałam szybko puszczając chłopaka i chowając nóż. Spojrzałam na jego szyję na szczęście rana nie była poważna.

-Nic się nie stało mała. -Zapewniał mnie, gdy ja w tym czasie oglądałam z każdej strony jego szyję.

-No to może sto lat Yuzuki! -Krzyknął Nataniel wychodząc z kuchni. W rękach miał czekoladowy tort. Mój ulubiony.

-Nat, Zack, Mirko, Masaru, Ken, Agata, Marika i Diana wiecie dobrze jak nie cierpię niespodzianek.

-Oj cicho tam. -Pogroziła mi palcem Diana. Moje oczy wzniosły się ku niebu. Zasiedliśmy wszyscy przy stole. W naszym pełnym składzie, czyli Rozalia, Nat, Zack, Mirko, Masaru, Ken, Agata, Marika, Diana, Lisander, Alexy, Kentin, Armin, Leo, Kastiel, Hiro i ja. Najbliższe mi osoby. Brat wcześniej dzwonił z życzeniami. Niestety nie mógł przylecieć. Trasa koncertowa. -Pomyśl, życzenie. -Powiedziała Di.

-Po co... moje życzenie już się spełniło. -Powiedziałam patrząc na każdego po kolei. Najdłużej mój wzrok zatrzymałam na Kastielu i Hiro. Poczułam czyjąś rękę na mojej dłoni leżącej na stole. Nawet nie musiałam zgadywać, do kogo owa dłoń należy. Wiedziałam, że to Kastiel.

-Czyli, jakie było twoje życzenie? -Zapytał.

-Aby mieć osoby, które mogę nazwać rodziną. -Powiedziałam zdmuchując świeczki.

Kiedy tort był już pokrojony a wszyscy mieli już po kawałku na swoich talerzach, a rozmów nie było końca rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Razem z Kastielem postanowiliśmy otworzyć drzwi. Spodziewałabym się raczej rodziców Kastiela czy nawet Dakoty z jego narzeczoną lub Yuki, ale tej osoby nigdy.

-Kastiel... Yuzuki... proszę pomórzcie mi. -Powiedziała cała we łzach...

------------------------------------------


Otóż historia prawie dobiega końca.Przed nami zostało może z trzy do pięciu rozdziałów wraz z epilogiem. Dlatego chciała bym wiedzieć czy macie ochotę na drugą część?

Gdy nikt nie widzi || Tom Pierwszy Przezwyciężyć BólOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz