Rozdział dwudziesty drugi

275 18 3
                                    

Rozdział Sprawdzony.

&&&&&&&&&&&&&&&


Mitsumi stał tak parę sekund wpatrując się w czerwień mych oczu nie rozumiejąc, o co mi chodziło, aż w końcu przypomniał sobie ten dzień. Miałam sześć lat, ale dobrze to pamiętam.

-Mitsu, dlaczego płaczesz? –Spytałam nie rozumiejąc reakcji brata na piosenkę, która właśnie leciała w radiu. –Przecież to tylko piosenka.

-Yu skarnie to nie jest tylko piosenka. –Odpowiedział mi, na co przechyliłam głowę w bok nie rozumiejąc.

-Nie? –Spytałam.

-Nie Yu. –Powiedział wciągając mnie na swoje kolana. Od razu się w niego ufnie wtuliłam. Mitsu objął mnie szczelnie ramionami. –Nie jest a wiesz, dlaczego?

-Nie?

-Muzyka nie jest tylko muzyką a piosenka, tylko piosenką? Po przez muzykę autor przekazuje swoje emocje te dobre jak i złe. Wiesz, o czym jest ta piosenka?

-Nie wiem Mitsu. A o cim jest?

-Opowiada o chłopcu, który przez całe swoje życie nie zaznał miłość, aż nie poznał mężczyzny. Ten mężczyzna, jako pierwszy okazał mu uwagę i uczucia. Dzięki niemu chłopiec zaznał szczęście, a teraz ten chłopiec żyje szczęśliwie tak jak każdy na to zasługuję.

-Czyli jego też mamusia i tatuś nie chcieli? –Spytałam wiedząc, co czuje ten chłopiec. Gdyby nie Mitsu mnie pewnie już by tu nie było.

-Tak skarbie jego też, ale pamiętaj ja zawszę będę cię kochać. –Mocniej mnie do siebie przytulił i zaczął śpiewać jedną ze swoich piosenek, jakie napisał. Była ona piękna. Opowiadała o dziewczynie i chłopaku. Byli oni rodzeństwem. Wspierali się nawzajem, choć w życiu nie mieli lekko to mieli siebie. To tak jak my.

-Mitsu? –Jego piękne złote tęczówki spojrzały w te moje szkarłatne. –To, dlatego tak kochasz muzykę?

-Tak za to kocham muzykę. Wiesz w moich piosenkach pokazuję siebie. Ukazują moje uczucia.

To jedno z ostatnich moich wspomnień, gdy siedzieliśmy i rozmawialiśmy wtuleni. Tak bardzo mi brakowało jego ciepła, jego ramion czule mnie obejmujących, jego cichego szeptu, którym mnie uspokajał. Tak bardzo mi jego brakowało. Po raz kolejny tego dnia moje oczy wydały na ten świat swoje kryształowe dzieci.

-Pamiętam te chwilę. –Powiedział. –Miałaś sześć lat. Po tej rozmowie zaczęłaś mnie męczyć bym cię nauczył grać na gitarze. –Zaśmiał się.

-Zamknij się i ciesz się tą chwilą. –Warknęłam zażenowana swoim zachowaniem.

-Już, już gwiazdeczko. –Na te określenie wybuchłam niekontrolowanym szlochem.

Tylko on mnie tak nazywał. Tylko on. Naszą cudowną chwilę jak zawsze ktoś musiał przerwać a tą osobą, która zaraz zginie był Zack. No, czego chce. Nie wiem, że właśnie się pogodziłam z BRATEM! Eh mam nadzieję, że przynajmniej jest to sprawa niecierpiąca zwłoki.

-Yuzuki do chuja odbieraj telefon a nie! –Wydarł się na wstępie. Oderwałam się od torsu brata. Mój lekki makijaż się rozmazał, przez co wyglądam pewnie jak potwór. –Yu, co się stało!? Dlaczego płakałaś!? Komu mam wjebać powiedz tylko słowo a gość nie żyje? –Wydarł się. Na pewno na końcu Paryża go słyszeli.

-Zack uspokój się.

-Ale ja mam się uspokoić! Jak!? Płakałaś i mam nic z tym nie zrobić o nie! Chyba, że znowu coś brałaś i masz wąchania nastrojów jak zawsze po dragach. Czasem się zastanawiam czy nie jesteś gorsza w tedy od kobiety, która jest i w ciąży i ma okres. –Za swoje cudowne porównanie oberwał ode mnie w potylice. –Ała, za co!?

-Za głupotę Zack? Dobra, co jest takie ważne, że dzwoniłeś?

-A mamy go nie wywinie się.

-Co, kogo? –Spytałam nie rozumiejąc, o co chodzi.

-Jak to, kogo Chrisa Tomsona twojego wujka. To naprawdę on stoi za śmiercią twojej rodziny. –Oznajmił. Moje nogi się ugięły i gdyby nie refleks Zacka zapewne witałabym podłogę.

-Jesteście pewni? –Spytałam łamiącym się głosem.

-Tak nie dość, że zlecił morderstwo to jeszcze miał w planach sprzedanie ciebie, jako jakąś niewolnicę bogatemu chujowi z Australii. Ta firma to tylko przykrywka. Tak naprawdę zajmują się handlem żywym towarem, bronią i narkotykami.

-Żyje? –Spytałam już ostrzejszym głosem. Dotarło do mnie, jakim potworem był człowiek, którego w miarę lubiłam i którego firmę mam przejąć po dziewiętnastce.

-Co tak żyję Mark z chłopakami właśnie go zawija.

-To długo nie pożyję. –Warknęłam, po czym wyrwałam się z objęć przyjaciela chcąc wybiec, lecz czyjś uścisk na mej ręce mi to uniemożliwił.

-Yuzuki uspokój się. –Powiedział Zack.

-Uspokój się!? Serio!? Przez niego nie żyją moje siostry! Przez niego wiele rodzin utraciło swoich bliskich! Przez niego ludzie giną! I ja mam się uspokoić!

-Tak, bo wiem coś, co teraz jest dla ciebie nieistotne.

-Niby, co takiego!? –Krzyknęłam.

-Jeżeli teraz tam pójdziesz nie zapanujesz nad sobą. Zabijesz go trafisz do więzienia. Nie dotrzymasz obietnicy złożonej Kamilowi przed śmiercią. Nie dotrzymasz obietnicy złożonym Mij i Tarze. Wyrzuty sumienia cię zniszczą i tym razem może nas nie być, aby cię uratować.

-Zack...

-Obiecałaś być druhną na moim weselu.

-Zack. –Wyszeptałam

-Proszę cię nie idź. –Również wyszeptał, po czym wtulił mnie w swój tors. –Yuzuki to koniec. Koniec nareszcie możesz żyć wolna od demonów przeszłość. Proszę cię nie zmarnuj tego.

-Uwierz mi nie zmarnuję. –Spojrzałam w oko Zacka. Samotna łza spłynęła po moim rumianym od płaczu policzku. –Dziękuje Zack gdyby nie wy. Gdyby nie wy zginęłabym tamtej nocy.

-Nie masz, za co dziękować jesteś dla mnie jak siostra. –Powiedział z uśmiechem. Na co wtuliłam się w dobrze mi znany tors.

-Będę musiała iść na psy? –Spytałam.

-Tak, ale Mark zadzwoni, kiedy.

-Dobrze. Mam nadzieję, że zgnije w kiciu.

-Ja też, ja też.

-Yuzuki? –Głos zabrał mój brat. Na pewno nie wiedział, o co chodzi. Tak jak reszta po za małymi wyjątkami.

-Mitsu złapali zleceniodawcę morderstwa naszej rodziny. Nasz wuj jest tym, przez którego oni nie żyją. –Odpowiedziałam.

-Ale to nie możliwe przecież to on pomógł nam rozkręcić karierę.

-Najwidoczniej było mu to na rękę. Chris nie był i nie jest dobrym człowiekiem.

Mój wzrok powędrował w stronę Diany. Widziałam jej łzy. Chris był jej chrzestnym. Nie zastanawiałam się długo tylko od razu ruszyłam w jej stronę. Gdy byłam już obok Di rzuciła się w moje ramiona szlochając. Zaczęłam uspokajająco gładzić jej plecy. Wiem, iż to zawsze na nią działało.

-On nie mógł. –Wyszeptała.

-Diana czasem ludzie nie są tacy, na jakich wyglądają. Przywdziewają  maski tak jak ty i ja. Lecz maska czasem pęka ukazując nasze prawdziwe oblicze. Tego boimy się najbardziej prawda? –Zapytałam wiedząc, iż była zbyt roztrzęsiona. Nie wyłapała mojego przekazu.

-Tak. –Wyszeptała.

Teraz miałam potwierdzenie, że coś jest nie tak. Diana myślała, iż nie widzę jej zmian. Myślała, iż jestem na to ślepa. Lecz ja widzę i słyszę jak w nocy łka. Widzę jej siniaki, widzę jej blizny, widzę wszystko gdyż sama wiem jak swoje siniaki skrywałam. Tylko ten, kto przeszedł przez to somo zrozumie i dostrzeże. Widzę to u Diany jak i u Nataniela.                             

Gdy nikt nie widzi || Tom Pierwszy Przezwyciężyć BólOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz