Rozdział 25

91 6 1
                                    

Sama poszłam do gabinetu mojej przyjaciółki, by poinformować ją o zakończeniu zadania.

Kiedy jej tam nie znalazłam, poszłam do głównej części schroniska w jej poszukiwaniu. Znalazłam ją przy kasie, gdzie właśnie z uśmiechem obsługiwała młodą dziewczynę z dosyć dużym psem u boku. Podeszłam do nich i po cichu stanęłam koło lady. Pies, a tak właściwie suczka, powąchała powietrze i spojrzała w moją stronę. Po zerknięciu na swoją panią podeszła do mnie, ciągnąć przy tym za smycz. 

- Blanka, chodź tu. - Powiedziała, delikatnie ciągnąć za sznurek, po czym zwróciła się do mnie - Przepraszam za nią. Normalnie się tak nie zachowuje.

- Nic się nie stało - Odpowiedziałam z uśmiechem - Naprawdę lubię wszystkie zwierzęta. Mogę pogłaskać?

- No nie wiem... Nie należy do zbyt przyjacielskich zwierząt

- Proszę się nie martwić. Jestem pewna, że nic mi nie zrobi, co nie malutka? - Pod koniec zdania zwróciłam się do psiny. Ta spojrzała na mnie, potem  na swoją panią, po czym podeszła powoli do mnie. Powąchała moją wyciągniętą dłoń po czym przechyliła głowę na bok i powiedziała:

- Ciekawe czemu pachnie zwierzętami. Nie może na nie polować, bo nie czuje krwi. Ale też tu nie pracuje, bo nie pachnie tym miejscem. Na dodatek ten zapach jest bardzo świeży, jakby dopiero co rozstała się ze swoimi pupilami, ale jednocześnie jakby byli tuż obok niej. Ale gdzieś pod tym czuć woń Pierwszych Zwierząt, albo nawet naszej Królowej. Jak to możliwe?

- Pachnę zwierzętami, bo mam z nimi silną więź. - Wyszeptałam, klęcząc i pochylając się nad tym ciekawskim stworzonkiem, jednocześnie ją głaszcząc. Wiedziałam, że nikt oprócz jej nie może mnie usłyszeć - Nie wiem, kim są Pierwsze Zwierzęta, ale Naturia przyjęła mnie jako swą córkę. 

- To ty jesteś tą, co Naturia obdarowała mocą? To wiele tłumaczy, Księżniczko. Nazywam się Blanka. Czy jest coś, w czym mogę ci pomóc?

- Jest jedna rzecz. Proszę, rozprowadź o mnie wieści wśród innych zwierząt. Powiedz im, że jeśli potrzebują leczenia, opieki, czegokolwiek, by odszukały mnie w Magnolii.

- Tak zrobię, Wasza Wysokość.

- Dziękuję - Podniosłam się i stanęłam z boku. Przyglądałam się jeszcze chwilę Isil, temu jak szczęśliwa wyglądała w tym schronisku. To był jej żywioł. 

Moment później klientka wraz z Blanką opuściły budynek.

- I jak? - Odezwała się Isilwanyana - Zrobiłyście sobie przerwę w leczeniu? To naprawdę musi być męczące.

- Tak właściwie to już skończyłyśmy. Właśnie przyszłam ci o tym powiedzieć. Wendy już się położyła, posłałam ją wcześniej i sama dokończyłam robotę. Sama też za chwilę się położę. Jestem zmęczona przez zużycie takiej ilości magii.

- Naprawdę? Szybko wam poszło. Myślałam, że zajmie to wam cały dzień, jak nie dwa. Co powiesz na kubek gorącej czekolady? Wiesz, jak kiedyś.

- Jeśli masz tamten przepis i będzie z piankami, to musimy wznowić naszą tradycję! - Zaśmiałam się wesoło. Kiedyś zawsze po ciężkim dniu siadałyśmy razem z kubkami kakaa w rękach i gadałyśmy niemal godzinami. Stał się to taki nasz mały rytuał.

- Masz szczęście, że babcia przekazała mi ten przepis - Zaśmiała się - Inaczej nie miałybyśmy kiedy nadrobić tych ostatnich lat.

- Masz całkowitą rację.

Tak więc poszłyśmy razem do kuchni, razem przygotowując nasze napoje, jednocześnie się przekomarzając. Za to gdy usiadłyśmy już wygodnie na kanapie, przez parę godzin gadałyśmy o tym, co wydarzyło się przez ostatnie lata. Ja wyciągałam z niej informacje o schronisku, jak je założyła czy ktoś jej w tym pomógł, to te podstawowe pytania. Ona wypytywała się mnie o życie z wilkami, o ludzi z Fairy Tail. Zanim się obejrzałyśmy, minęło już parę godzin, było już bardzo blisko godziny drugiej w nocy. Wtedy postanowiłam w końcu się położyć, zbyt znużona ostatnimi przeżyciami by dalej śmiać się z przyjaciółką.

Następnego dnia obudziłam się wraz z wschodem słońca i nie mogłam ponownie zasnąć. Uznałam, że nie ma sensu tak dalej leżeć i gapić się w sufit. Wstałam jak najciszej mogłam, byle tylko nie obudzić moich towarzyszek. Udało mi się tylko częściowo. Wise obudziła się jak tylko próbowałam przejść nad nią, by wydostać się z łóżka obok którego leżała. Ona też nie chciała położyć się z powrotem, więc poszłyśmy zrobić śniadanie. 

Było jeszcze na tyle wcześnie, że nie napotkałyśmy żywej duszy w całym domu, co jest rzadkie, patrząc na to, ile zwierząt potrafi się przewijać przez te korytarze. Jako, że Isil ma pewną kontrolę nad zwierzętami, raczej nie trzyma ich w klatkach. To, że żadnego ostatnio nie widziałyśmy jest spowodowane faktem, że wszystkie się pochowały w obawie przed lwem górskim.

Gdy dotarłam do kuchni zaczęłam robić naleśniki. Jednak nie takie zwykłe. Moje ulubione, czyli czekoladowe. Od dziecka uwielbiałam jak mama je robiła. Wiem, że Isilwanyana też je uwielbia, wiele razy była u nas na śniadaniu i zawsze oczy świeciły jej się na widok tego dania. 

Gdy kończyłam smażenie, do pokoju weszła Isil. Jakby zdziwiona moim widokiem stanęła w wejściu.

- Nie spodziewałam się widzieć cię na nogach tak wcześnie po tym, jak wczoraj byłaś wykończona. - Zaśmiała się - Co takiego tam pichcisz? Pachnie nieziemsko!

- Coś co lubisz. ale dowiesz się dopiero jak zastawisz stół i przyjdą dziewczyny - Postawiłam na odrobinę złośliwości

- A ja myślałam, że nie mamy już przed sobą żadnych sekretów. Wiesz co? Czuję się urażona. - Z równie żartobliwym uśmieszkiem wzięła talerze i poszła przygotować jadalnię. 

Akurat w momencie, gdy przyszła powiedzieć mi, że skończyła, dołączyły do nas Wendy i Carla.

- Dzień dobry! - Uśmiechnęłam się do nich - Możecie już siadać do stołu. Zaraz przyniosę jedzenie i sok.

Jak powiedziałam, tak zrobiły. Ja zabrałam z blatu talerz z naleśnikami i miskę z twarogiem. Gdy dotarłam do reszty, dziewczyny były pochłonięte rozmową do tego stopnia, że Isil nawet nie zauważyła co trzymam. Gdy odstawiłam naczynia spojrzała się na mnie i kiwnęła głową w podziękowaniu, wciąż nie przerywając rozmowy. Spodziewałam się nawet, że z automatu sięgnie po jedzenie, nawet nie zauważając co to.

Spokojnie nałożyłam sobie naleśnika i zwinęłam go z twarogiem, przy okazji rzucając cztery Wise. Carla początkowo zerknęła podejrzliwie na śniadanie, jednak wkrótce poszła w moje ślady.

- Te naleśniki są naprawdę dobre, Lucy. - Powiedziała - Chociaż nigdy jeszcze nie spotkałam się z czekoladowymi.

- Naleśniki?! - Ożywiła się Isil - Gdzie?! Czekoladowe?! Lucy, uwielbiam cię! - I od razu zaczęła sobie jednego nakładać

- Byłam naprawdę ciekawa, kiedy je zauważysz - Zaśmiałam się - Kiedy ostatnio je jadłaś? Rzuciłaś się na nie jakby zaraz miałby ci je ktoś zabrać.

- Nie miałam żadnego od lat. Ostatni raz jadłam je z tobą. Nie miałam przepisu, z resztą bez ciebie to nie to samo. Za to skoro je dziś zrobiłaś, mam zamiar najeść się za te wszystkie lata!

- Śmiało! Cieszę się, że mogę cię w ten sposób uszczęśliwić.

Kątem oka zobaczyłam, że Wendy ma jednego na talerzu, jednak nie za bardzo wie co zrobić dalej.

- Wendy? Masz jakieś pytanie? Pomóc ci w czymś? - Zapytałam

- Nie do końca wiem jak to zjeść. Od lat nie miałam żadnego, a nigdy czekoladowego.

- Po prostu nałóż sobie trochę twarogu i zawiń. Widzisz? - Pokazałam, robiąc sobie już drugiego.

- Tak? - Spróbowała i mi pokazała, a ja kiwnęłam tylko głową, mając już jedzenie w ustach.

Skubnęła kawałek i oczy jej się aż zaświeciły.

- Lucy-nee, to jest naprawdę pyszne! - Oznajmiła i po chwili nie było już całego naleśnika.


Fairy Tail udoskonalona mocWhere stories live. Discover now