Rozdział 24

94 6 3
                                    

W trakcie mojej inkantacji cienie zaczęły okrążać mojego nowego przyjaciela. Z każdym słowem było ich coraz więcej, aż nie było już widać ani skrawka czarnej sierści.

Nagle cała ciemność ponownie zniknęła. Rozpierzchła się po lesie. Przede mną stał dumny lew górski, o wysokości około 1,50m. Z jego łap wydobywały się pasma ciemności, niczym dym. Ogon powoli machający we wszystkie strony dodawał mu majestatu.

Chwilę patrzał mi prosto w oczy, po czym obrzucił wzrokiem swoje nowe ciało. Z wyrazem uznania ponownie spojrzał na mnie, po czym przemówił:

- Jedyne, czego się nie spodziewałem, to właśnie cienie. Jednak myślę, że twój wybór był trafny. To właśnie moc, która do mnie pasuje, Hime-sama.

- Proszę, mów mi Lucy. Wszyscy jesteśmy równi. Nie ma władcy i poddanych, są tylko przyjaciele i kompani. Jeśli chodzi o moc, to nie ja ją wybrałam. Moja opinia była wzięta pod uwagę przez duchy tego świata, ale to oni nadali ci tą moc. Ja jedynie podsunęłam pomysł i nadałam ci imię. - Odpowiedziałam

- Dziękuję ci Lucy-sama. To dla mnie wielki zaszczyt. Jest nim już sam fakt, że zaprosiłaś mnie do grona swoich przyjaciół.

- Jestem szczęśliwa, że tak uważasz. Dla mnie to również wielki zaszczyt. Jestem ci wdzięczna, że przyjąłeś moje zaproszenie. Teraz jednak musimy powrócić do naszej gildii. Mam nadzieję na udaną współpracę - Powiedziałam podnosząc się z trawy. 

Moi towarzysze podążyli za moim przykładem i wszyscy skierowaliśmy się w stronę domu Isilwanyany. Uśmiechnęłam się, kiedy zobaczyłam delikatny rozbłysk światła na jednej z moich bransoletek. Kiedy światło zniknęło, moim oczom ukazała się zawieszka podobna do cienia lwa górskiego.

- Hej, Thunderbolt? Nie chciałbyś wrócić już do siebie? - Zapytałam go , nie chcąc, by czuł sie zmuszony by być tu ze mną

- Jeśli nie masz nic przeciwko, to chętnie. Robię się głodny i muszę jeszcze zapolować - Odpowiedział.

- Dziękuję ci, że pomogłeś nam dzisiaj. Jestem ci bardzo wdzięczna, że zostałeś tu z nami przez ten cały czas.

- Naprawdę, nie masz za co mi dziękować. To czysta przyjemność! - Powiedział, a potem rozmył się w powietrzu, nie zostawiając po sobie żadnego śladu oprócz nagle urywających się odcisków olbrzymich łap.

- To było wspaniałe, Lucy-nee! Tak szybko wykonałyśmy naszą misję! - Rozradowała się Wendy

- Misja jeszcze nie jest skończona. - Roześmiałam się, a widząc pytającą minę mojej siostrzyczki kontynuowałam - Naszą misją było pokonanie stworzenia i uleczenie zranionych zwierząt. Wykonałyśmy dopiero jej połowę.

- Masz rację! Teraz musimy tylko pomóc zranionym i będziemy mogły wrócić do gildii!

- Czyli nie chcesz już zwiedzić miasta?

- Oczywiście, że chcę! Chętnie zobaczę miejsce, w którym wychowała się moja siostra!

- Muszę przyznać, że ja także chętnie zobaczyłabym, co ma do zaoferowania to miasto. - Odezwała się Carla

- Miło mi to słyszeć. Jestem pewna, że wam się tam spodoba. Nie mogę się doczekać, by pokazać wam wszystkie moje ulubione miejsca. O ile się one nie zmieniły od kiedy ostatnio tutaj byłam. Jeśli tak się stało, to nie będę najlepszym przewodnikiem - Powiedziałam, mając nadzieję, że wciąż wszystko jest dokładnie tak, jak było.

Przed sobą ujrzałam schronisko w którym pracuje Isil, oraz zagrody przepełnione rannymi zwierzętami.

- Wise? Mogłabyś przyprowadzić tutaj Isilwanyanę? Ja i Wendy zaczniemy już leczenie tych zwierząt.- Zapytałam moją wierną wilczycę.

- Już biegnę! - I już jej nie było.

- Poczekaj Wendy. Spróbuję najpierw je uspokoić. Nie chcemy, by któreś nas zaatakowało. - Ostrzegłam ją, po czym zwróciłam się do zwierząt, mówiąc im, że chcemy tylko pomóc i by się nas nie bały. Po chwili przekonywania uformowały się przed nami dwie kolejki. Jedna do mnie, druga do mojej siostrzyczki. Zaczęło się leczenie. 

Gdy wróciła Wise z moją przyjaciółką, powiadomiłam ją o wydarzeniach z lwem górskim, po czym wróciłam do pracy.

Po dłuższej chwili leczenia zobaczyłam, że Wendy była wyczerpana.

- Wendy. Wendy, odpocznij. Nie masz już siły. Poradzę sobie z resztą - Zapewniłam ją.

- Ale... I tak zużyłaś już więcej magii niż ja. Leczysz szybciej, przez co pomogłaś już większej liczbie pacjentów. Do ciebie też należały te o gorszych ranach. Nie mogę cię tak zostawić. Dam radę - Próbowała się sprzeciwić, jednak ani Carla, ani ja nie miałyśmy zamiaru odpuszczać.

- Musisz odpocząć, dziecko. Nie dasz dłużej rady. Zadbaj najpierw o siebie. Jestem pewna, że jeśli Lucy będzie potrzebowała twojej pomocy, to poprosi - Powstrzymała ją Carla, za co byłam jej wdzięczna.

- Zdrzemnij się. W ten sposób szybciej odzyskasz energię - Poradziłam, sama nie spuszczając oczu ze zranionej sarny, którą właśnie się zajmowałam.

Mimo wahania, niebieskowłosa oparła się o płot i przymknęła oczy, a ja kontynuowałam pracę. Po dłuższej chwili skończyłam. Mimo ogarniającego mnie zmęczenia wzięłam Wendy na ręce, po czym zaniosłam ją do łózka przygotowanego dla niej przez Isil. Sama poszłam do gabinetu mojej przyjaciółki, by poinformować ją o zakończeniu zadania.

Cześć!? Wiem, że jak zwykle długo nie było rozdziału, ale niestety tak będzie jeszcze przez chwilę. Nie szukam wymówek, ale nie mam teraz czasu na pisanie, ponieważ jego większość poświęcam a naukę. Ten rok szkolny jest bardzo ważny i  nie mogę sobie pozwolić na słabe oceny. I choć jest mi bardzo z tego powodu przykro, rozdziały będą teraz dodawane tylko wtedy, gdy będę miała czas je napisać. Mam nadzieję, że to zrozumiecie, oraz że podobał wa się rozdział. Papatki, moje wilczki!

Fairy Tail udoskonalona mocWhere stories live. Discover now