Rozdział 19

228 16 2
                                    

Od czasu, kiedy Wendy i Carla zamieszkały u mnie minęło półtora miesiąca. Żyje nam się spokojnie. Nie muszę już chodzić na tyle misji, bo Wendy i Carla pomagają w płaceniu czynszu. Wiele razy próbowałam powiedzieć im, że nie muszą, ale nie odpuszczają. Przez ten czas nie działo się raczej nic szczególnego. Chodziliśmy na misje, bawiliśmy się, czy nawet po prostu siedzieliśmy w gildii. Nikt nas nie zaatakował. Siedzialam w gildii i ponownie wróciłam myślami do poprzedniej bitwy. Mam wrażenie, że nie chodziło o zwykły konflikt pomiędzy gildiami, ale o coś więcej. O coś, w co ja byłam zamieszana. 

Wtedy moje rozmyślania przerwała Juvia wchodząca do gildii, a ja wpadłam na pomysł. W końcu Juvia należała do Phantom Lord. Może będzie coś wiedziała. Miałam już do niej podejść, kiedy usłyszałam głos Wendy

- Gdzie idziesz, Lucy-nee?

- Zapytać o coś Juvię. Może ty  w tym czasie znajdziesz misję? - zapytałam z uśmiechem, o ona w odpowiedzi jedynie kiwnęła głową

Ja podeszłam do stolika przy którym siedziała magini wody i przywitałam się, a ona odpowiedziała mi tym samym.

- Potrzebuję twojej pomocy - powiedziałam - Ciągle nie mogę przestać myśleć o ataku na naszą gildię. Jakbym była w to zamieszana.

- Masz rację, że było coś dziwnego w tamtym ataku. To nie było w stylu Jose. On raczej porywa kogoś, by przenieść walkę do jego gildii. Sama nad tym długo myślałam i chyba chodziło o coś co mamy. Ale nie mogę rozgryźć o co dokładnie chodzi - Odpowiedziała i podrapała Wise po głowie

- A mnie bardziej zastanawia, czemu nie zaatakował wcześniej. Nie wiem czy mamy coś co mogłoby przyciągnąć jego uwagę, zwłaszcza, że nikt ostatnio nie przyniósł niczego wartościowego do gildii - Wtrącił się Gajeel 

- Czyli się śpieszył, bo zaatakował nas w naszej gildii. Prawdopodobnie chciał coś zdobyć, ale nie było tu nic nowego... - Wtedy zauważyłam jedna rzecz. Nikt nic nie przyniósł, ale ja i Wise dołączyłyśmy do gildii. Tylko co ten cały Jose mógłby od nas chcieć? Hmm... Jose... Coś mi to mówi...- Jak się nazywa ich mistrz?

- Jose Porla - Odpowiedział chłopak, a ja się zamyśliłam. Czemu to nazwisko brzmi znajomo, ale też jakoś odlegle? Jakbym słyszała je bardzo dawno temu? I wtedy sobie przypomniałam. Właśnie to nazwisko wykrzyczała moja matka kiedy mnie uratowała przed śmiercią. Kiedy mnie obroniła, przez co sama zginęła. To on zabił moja rodzinę, a teraz, kiedy się o mnie dowiedział, chciał dokończyć swojego dzieła. Przybył tutaj po mnie.

- Już wiem, czemu nas zaatakował. - powiedziałam cicho - Chce dokończyć swoje dzieło. Chce mnie zabić, tak jak wiele lat temu zabił moja rodzinę.

Słyszałam kroki za sobą, ale nie zwróciłam na nie uwagi. Zainteresowałam się nimi, dopiero kiedy ich właściciel przytulił mnie od tyłu, a ja poczułam się bezpieczna. Od razu rozpoznałam też zapach tej osoby. Oczywiście był nią nie kto inny jak Natsu.

- Ani mi się waż obwiniać się za ten atak. Może i przyszli po ciebie, ale to ich wina, a nie twoja.

- Ale gdybym nie dołączyła do gildii, nie zaatakowali by was. - Odpowiedziałam, a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy.

- Nie. Gdybyś do nas nie dołączyła, porwaliby jednego z nas i czekali, aż my ich zaatakujemy. My byśmy to zrobili. Bez chwili namysłu byśmy pobiegli do ich gildii, gdzie byliby wszyscy ich członkowie. Nie mielibyśmy szans na pokonanie ich, bo nie byłoby ciebie, która by się nagle pojawiła i wszystkich pokonała. Więc się tym nie martw, jasne?

- Jak ogień - Odpowiedziałam, tym razem uśmiechnięta, a Natsu się szczerze zaśmiał - Ale niech mi ktoś powie, gdzie jest ich gildia. Chce dać nauczkę temu ich mistrzowi. W końcu nikt nie zadziera z moja rodziną.

- Już to zrobiłaś! Po ich ataku gildia została rozwiązana, sam Jose został umieszczony w więzieniu - Dołączyła do rozmowy Levy

- Ale wtedy nie wiedziałam... - W odpowiedzi praktycznie wyjęczałam - Gdybym wiedziała to przez miesiąc nie wyszedł by ze szpitala.

- I tak w szpitalu spędził prawie cztery tygodnie, więc myślę, że dobrze mu się odpłaciłaś - Powiedziała Erza.

- Skoro tak mówisz...

- Lucy-nee!! Lucy-nee!! Znalazłam dla nas świetną misję!! - Usłyszałam głos Wendy, która właśnie do nas biegła. - Musimy zająć się stworzeniem, które atakuje w tamtejszym lesie i uleczyć zranione zwierzęta.

- W którym mieście? 

- Hydrangea Town.

- Naprawdę!? Chodź szybko! Chce dostać się tam jak najszybciej!

- Co jest tam takiego wyjątkowego?

- Zobaczysz na miejscu. To coś czego nie da się ubrać w słowa. Musisz to zobaczyć na własne oczy. To jest raj na ziemi. Tylko największy sztywniak  na ziemi nie zachwyciłby się tamtejszym widokiem! Powiedziałaś już Carli? Gdzie ona jest?

- Tutaj jestem!- Powiedziała biała kotka siadają mi na ramieniu. Wszystko słyszałam.

- No to chodźmy już! Musimy się jeszcze spakować!

- Idę, idę - Zaśmiała się smocza zabójczyni- Przecież miasto nam nie ucieknie.

- Miasto nie, ale pociąg może. A do tego miasta jeździ rzadko, więc szybko! Nie chcę czekać paru godzin! - Poganiałam ich, a potem zwróciłam się do reszty - Cześć wszystkim! Widzimy się po misji!

- Do zobaczenia! - Usłyszałam tylko Carlę i Wendy i pobiegłyśmy do naszego mieszkania.

Spakowałyśmy wszystko co potrzebne. Bagaż był stosunkowo niewielki. W Hydrangea Town zazwyczaj jest piękna pogoda. W ciągu dnia raczej nie pada. Potrzebne opady pojawiają się gdzieś pomiędzy godziną drugą, a czwartą. Jest ciepło, ale też nie jest upał. Jest idealna temperatura do chodzenia. Musimy już wychodzić, inaczej spóźnimy się na pociąg, czego bardzo nie chcę.

- Wendy! Carla! Jesteście gotowe? - Zapytałam kiedy razem z Wise weszły do salonu - Musimy wychodzić

- Tak Lucy-nee.

Po króciutkim spacerze doszliśmy do stacji. Zostawiłam bagaże z dziewczynami, a sama poszłam kupić bilety. Kiedy wróciłam zastałam je na ławce i usiadłam obok nich. Nie minęło nawet pięć minut, a my już wsiadałyśmy do pociągu. Przed nami długa droga, więc niebieskowłosa poszła spać. Kotka siedziała na moim ramieniu, ja czytałam książkę. Wise zawinęła się w kłębek tuż obok mnie.

Fairy Tail udoskonalona mocWhere stories live. Discover now