Rozdział 14

257 26 5
                                    

Przez kolejne pół godziny starałam się każdemu pomóc, ale wkrótce wszyscy zostali ranni na tyle mocno, że nie mogli więcej walczyć. Zostałam tylko ja. A na przeciwko mnie około stu pięćdziesięciu mrocznych magów.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

PUNKT WIDZENIA NATSU

Dopiero co wróciliśmy z misji. Siedzę właśnie przy stole i nudzę się. Szkoda, że Luce poszła do domu. Bez niej nic nie jest tak zabawnie. Chociaż, wydaje mi się ona jeszcze bardziej tajemnicza. Tak jakby cały czas się przed czymś powstrzymywała, bała się czegoś. Ale za nic nie mogę jej rozgryźć. Może później się jej zapytam...

Mój potok myśli przerwał dźwięk wybuchu. Wszyscy na raz wybiegli na zewnątrz. Nie byłem wyjątkiem. Na zewnątrz zobaczyłem poruszający się budynek gildii. Należy ona do naszego odwiecznego wroga- Phantom Lord. Ta niegdyś legalna gildia pogrążyła się w mroku. Nie brak tam ludzi, którzy dla pieniędzy zabiją niewinnych. Przed gildią stał ich tłum. Przewyższali nas liczebnością. Poza tym mają naprawdę silnych członków. A skąd ja to wiem? Juwia była kiedyś ich członkiem, a nawet należała do ich najpotężniejszej drużyny, zwanej elementem czwartym. Należą do nich magowie o mocach żywiołów. 

Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, przede mną rozpoczęła się zaciekła walka, do której i ja szybko dołączyłem. Jednak szanse były daleko od wyrównanych. Coraz szybciej traciliśmy magów. Dziesiątki naszych ludzi były właśnie owijane bandażami przez naszą małą Wendy. Kto mógł, wracał jeszcze do walki. Jednak w takiej walce nie mamy zbyt wielkich szans. Potrzebujemy pomocy. Mam cichą nadzieję, że lada chwila pojawi się Luce. Ale jednocześnie chcę, żeby wcale się nie pokazywała i była bezpieczna.

Dalej walcząc zobaczyłem ją kątem oka, jak owa dziewczyna rzuciła się w wir walki. Radziła sobie dobrze, najpierw walcząc wręcz, a następnie dopiero przyzywając Lokiego i jakąś dziewczynę o różowych włosach. Chwilę potem one zniknęły, a ja ponownie pogrążyłem się w walce, by moment później zostać zaatakowanym od tyłu. Przygotowałem się już na uderzenie, kiedy zostałem uchroniony przez anioła. Była naprawdę piękna, białowłosa oraz ubrana na biało. Była niezwykle spokojna, biorąc pod uwagę to, że znajduje się w środku bitwy. Od razu wiedziałem, że to jeden z duchów Luce.

- Przyzywam Lwiego Pogromcę Błyskawic! Thunderbolt! - Krzyknęła Lucy, a niecała sekundę później rozbłysło jasne światło, a kiedy zniknęło stał przed nią ogromny lew. - Thunder! Pomóż mi! Muszę pomóc innym! - Rozległ się jej krzyk, a zwierze, rozumiejąc o co jej chodzi, położyło się przed nią, a ona szybko na niego wskoczyła. Biegali tak razem po całym polu walki i pomagali, komu tylko mogli. Jednak to nie wystarczało. Wszyscy członkowie naszej gildii powoli padali. Wkrótce zostaliśmy tylko my dwoje, a naprzeciw nas kilkadziesiąt mrocznych magów. Po pokonaniu dwóch padłem na ziemie, bez sił do podniesienia się po raz kolejny. Na nogach pozostała już tylko Luce. Myślałem, że nie mamy szans, ale nie wiedziałem, co ukrywała przed nami moja najlepsza przyjaciółka.

Tak, wiem, że kolejna długa przerwa, ale nie miałam wcześniej ani czasu, ani weny dlatego rozdział jest dopiero teraz. Postaram się wstawić niedługo część dalszą, ale nie jestem pewna, kiedy skończę ją pisać. Papatki!

Fairy Tail udoskonalona mocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz