- To nie cisza nocna tylko godzina policyjna - usłyszałam jak Blaise mruknął pod nosem.

- Gorzej - odparł równie cicho Malfoy.

Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że on tu w ogóle jest. Normalnie byłabym cała zestresowana, ale za to kochałam tę mieszankę eliksirów - było mi to doskonale obojętne. W końcu gdy spojrzał na mnie zorientowałam się, że za długo na niego patrzyłam. Nasze spojrzenia skrzyżowały się przez moment, jednak trwało to krótko bo chłopak przeniósł swoją uwagę na nowego dyrektora.

- Z tego też powodu rozwiązujemy wszystkie kółka, zgromadzenia powyżej trzech osób. Wszelkie odstępstwa będą konsekwentnie karane szlabanami i stratami w punktach. Dodatkowo każdy nauczyciel oraz prefekci naczelni będą mieli prawo do przeszukania waszych rzeczy celem znalezienia materiałów potencjalnie zagrażających życiu. Wszelkie próby oszustw również będą karane - jeszcze większa kontrola, bajecznie. - Wszystko to w trosce o wasze bezpieczeństwo w tych niebezpiecznych czasach.

Od strony stolika Gryfonów dało się usłyszeć głośne prychnięcie, co nie umknęło uwadze Snape'a, jednak postanowił to zignorować i przejść do ceremonii przydziału. W tym roku wyjątkowo dużo osób lądowało w Slytherinie głównie przez to, że osoby półkrwi i mugolaki bały się posyłać swoje dzieci w łapy śmierciożerców. I słusznie. To nie był ten bezpieczny Hogwart.

- Jak myślicie, przyczepią się do polskiego pół litra schowanego w kufrze? - spytał Blaise, bijąc od niechcenia brawo jakiemuś pierwszakowi który uwaga, zaskoczenie, wylądował w  Slytherinie.

- Jesteś debilem - skwitowała Pansy, odwracając się w jego stronę na co wyszczerzył się jak głupek.

- Teoretycznie jesteś pełnoletni więc nie powinni - odpowiedział Malfoy.

- Chyba, że będzie próbował to przehandlować wśród nieletnich - powiedziałam unosząc brew. - Na przykład mnie.

- Może lepiej nie. Przecież ty nie umiesz pić - parsknęła Pansy, a ja doskonale wiedziałam że miała na myśli ten feralny bal bożonarodzeniowy.

- Plus jeden - dodał Blaise.

- Plus dwa - potwierdził Draco.

Zrobiło mi się gorąco na twarzy na wspomnienie tego upokarzającego mnie wydarzenia, które należało do tych pojawiających się w głowie zaraz przed zaśnięciem. Nawet po dwudziestu latach.

Na stołach pojawiły się potrawy, jednak było ich mniej niż w zeszłym roku. Zmarszczyłam brwi. Chcieli zrobić z nas wojsko. Całe szczęście i tak nie byłam jakoś szczególnie głodna, jednak Blaise nie mógł przeżyć braku tiramisu wśród deserów, o czym musiał poinformować każdego. Najlepiej po parę razy.

Po uczcie zebraliśmy się do wyjście, jednak nagle usłyszałam jak ktoś mnie woła.

- Zabini! - odwróciliśmy się równocześnie z Blaisem.

To był Amycus Carrow, któremu towarzyszyła równie paskudna jak on sam siostra - Alecto.

- Które? - spytał mój brat.

Jeżeli śmierciożercy czegoś chcieli to najpewniej chodziło o mnie. Nic jednak mu nie przeszkodziło w ponabijaniu się z nich, chociażby przez chwilę. Przez moment wyglądał na skonfundowanego. Zwłaszcza przez to, że nie byliśmy do siebie ani trochę podobni. Z wyglądu nie miałam w sobie kompletnie nic z ojca, a on z matki. No może poza kształtem oczu, zdolnością do unoszenia jednej brwi i leworęcznością.

- Dziewczyna - podpowiedziała mu siostra.

- Tak, dziewczyna - potwierdził mężczyzna - Silene Zabini. Do dyrektora

Westchnęłam. Fenomenalnie, ten rok nawet jeszcze dobrze się nie zaczął.

- Już idę - powiedziałam, ruszając w kierunku Wielkich Schodów eskortowana przez dwójkę śmierciożerców - Trafię sama - dodałam odwracając się do nich.

- Dostaliśmy rozkaz przypilnowania ciebie, biorąc pod uwagę skłonności do naginania... zasad - oznajmiła kobieta obdarzając mnie surowym spojrzeniem.

Przypominali mi niemieckich gestapowców, o których czytałam w literaturze mugolskiej. Musiałam się podporządkować, więc nie pozostało mi nic innego jak wzruszyć ramionami i w tak doborowym towarzystwie odwiedzić chrzestnego.

---------------------------------------------

Uhm... cześć?

Long time no see bym powiedziała. Zmieniło się dużo. Like dosłownie 98% mojego życia się zmieniło w przeciągu mniej niż roku.

Ale postanowiłam wrócić bo tęskniłam a okoliczność potencjalnej dwutygodniowej kwarantanny temu sprzyja.

Zmieniło się moje nastawienie do pisania. Jakby... W zeszłym roku chciałam być tą "porządną" autorką, która wrzuca swoje rozdziały regularnie i traktuje to prawie jako pracę (chociaż i tak na tym nie zarabiam haha). Straciłam ten zapał do pisania, który towarzyszył mi w sumie od pierwszej klasy gimnazjum, kiedy postanowiłam przelać do internetu historię, która kotłowała się w mojej głowie. Tak samo wywarłam na siebie zbyt dużą presję, by dokończyć "Hereditatem" w określonym terminie.

Rzecz w tym, że już mnie nie obchodzi ile osób to czyta czy kto co o tym sądzi. Piszę przede wszystkim dla siebie. Czyli tak jak było na początku.

Co oczywiście nie oznacza, że was nie kocham ludzie. I love all of you (chyba że lubicie marcepan, ale nawet wtedy macie miejsce w moim serduszku).

"Kiedy będzie następny rozdział?" - nie wiem. N-i-e-w-i-e-m. Prawda jest taka, że z okresu pierwszego lockdownu mam napisane jeszcze jakieś może 5 rozdziałów do przodu? To tak naprawdę kwestia sprawdzenia i muszę znaleźć jeszcze magiczny notes ze wszystkimi inspo, pomysłami, wątkami dotyczącymi Heredem (stara nazwa nigdy nie wyjdzie z głowy).

No więc będę robić swoje. Mam nadzieję, że będzie miło się wam czytało i to chyba tyle.

i love you guys to the moon and back


Hereditatem |d.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz