Mężczyzna prychnął.

- Ależ z ciebie bohater, jednak chyba powinieneś znaleźć sobie dziewczynę która ciebie nie przyćmi, jeżeli rzeczywiście chcesz błyszczeć - zawiesił się na moment, unosząc brew. - Konflikty zdarzały się od dawna...

- Ona sądzi, że szpieguję jej rodzinę - przerwałem mu. - I może ciebie fakt naszej relacji nie obchodzi, ale pakt, który zawarliście z mamą może być niedługo zerwany. A to już chyba jest dla ciebie ważne.

Obserwowałem jak pod maską sztucznego opanowania i pogardy pojawia się zwątpienie.

- Nie zrobią tego - zaczął. - Nie mają prawa...

Wzruszyłem ramionami.

- Owszem, ale Silene to nigdy nie przeszkadzało - powiedziałem chłodno. - Zresztą ma po swojej stronie Czarnego Pana, który jest nią zachwycony. Gdybym tylko wiedział kto ją zdradził... - spojrzałem znacząco w stronę ojca.

Na jego twarzy wykwitł fałszywy, ironiczny uśmiech. Doskonale wiedział do czego zmierzałem.

- Nie tym razem synu - odparł. - Ale może powinna poszukać wśród grona najbliższych - odwrócił się i zaczął wspinać się w górę schodów. - Zwłaszcza tych ambitnych.

Zmarszczyłem brwi. Oprócz najbliższej rodziny mieszkającej w dworze Zabinich nikt z nich nie angażował się w wojnę. Szczerze mówiąc, nigdy nawet nie rozmawialiśmy o nich i nie byłem nawet pewny czy są w tym kraju. Blaise nie mógł jej zdradzić, to było pewne. Była dla niego od zawsze młodszą siostrzyczką, którą pomimo tego że doskonale dawała sobie radę sama chciał chronić. Więc to musiał być albo przypadek, albo któreś z rodziców...

- Kurwa - wymamrotałem wychodząc na dwór.

Wpakowała się w niezłe bagno.


Silene

Rozłożyłam się wygodnie na siedzeniu, opierając się o ścianę przy oknie. Czułam lekkie drżenie poruszającego się pociągu. Za drzwiami słychać było gwar, jednak drzwi całkiem skutecznie go wygłuszały. Byłam sama. Udało mi się uniknąć wszystkich i znaleźć pusty przedział. Odwiedziło mnie tylko parę dzieci, zdecydowanie nie starszych niż trzynaście lat jednak na mój widok automatycznie zamarli i wystraszeni wycofali się na korytarz. Nie musiałam nawet nic mówić. Przerażałam ich.

Moja sława mnie wyprzedziła. Ci, którzy byli w Hogwarcie w czerwcu zeszłego roku szkolnego widzieli, bądź też słyszeli plotki o tym jak używam magii żywiołów oraz, że mam jakiś interes z Czarnym Panem. Tak, głownie tą drugą część. Szczególnie nie obchodziły mnie ich reakcje. Nawet lepiej, nikt mnie nie zaczepiał. Mogłam w spokoju cieszyć się samotnością nie obawiając się, że ktoś będzie chciał mnie zniszczyć lub też zdradzić. Ostatnio dużo osób miało to w zwyczaju. Nie mogłam już nikomu ufać.

Na podwiniętych kolanach opierałam najnowsze wydanie Proroka Codziennego, gdzie już na pierwszej stronie widniało ogłoszenie Komisji Rejestru Mugolaków o tym, że czarodzieje mugolskiego pochodzenia mieli jeszcze tydzień na stawienie się w sprawie wpisania do rejestru. To było szaleństwo i tylko pokazywało, że czarodzieje nie byli w niczym lepsi od mugoli. Prychnęłam poirytowana, zgniatając papier w kulkę i paląc w wywołanych przez siebie płomieniach. W tym samym momencie do środka bez pukania weszli dwaj mężczyźni w czarnych szatach - śmierciożercy. Widząc palący się papier w mojej dłoni, momentalnie wyciągnęli różdżki by go ugasić.

- Puka się przed wejściem - powiedziałam, patrząc się im bezczelnie w oczy.

Przez moment zaniemówili. Spodziewali się pewnie kolejnego przerażonego dzieciaka. Cóż, nie tym razem. Nie kojarzyłam ich z wyglądu, czyli pewnie byli dalej od Czarnego Pana i nie dostawali zaproszenia na jego spotkania.

Hereditatem |d.mWhere stories live. Discover now