Akt 3 Rozdział 26

299 30 28
                                    

- Rowery, Freddie? Rowery? - powtórzył załamany Brian, gdy tylko usłyszał od przyjaciela nowy pomysł na piosenkę - Zmówiliście się z Rogerem czy jak?

John zaśmiał się pod nosem. Nie miał zamiaru wtrącać się w kolejną kłótnie tylko chciał w spokoju zjeść tosta.

- No co? Auto może być, a rower nie?

- Samochód to samochód! - wtrącił się Roger nalewając sobie kolejny kubek kawy - Zresztą brzmi to jak jakiś jeden wielki bałagan.

- Ty się lepiej nie odzywaj, panie Porsche. - zgasił go Brian.

Freddie mimo wątpliwości, które wywołała  w nim reakcja przyjaciół, ustawał przy swoim.

- Bicycle race! A jako promocja nagie modelki jadące na rowerach! - krzyknął, a trzy pary oczu skierowały się centralnie na jego twarz.

- Ja nie miałbym nic przeciwko...- uśmiechnął się Roger już trochę łagodniej odzywając się do przyjaciela.

- To nie przejdzie. - rzucił John wzruszając ramionami. Brian od razu go poparł próbując ukryć rozczarowanie w swojej minie.

Freddie westchnął wychodząc z kuchni, machając teatralnie kartką z tekstem piosenki.
Reszta zespołu już wiedziała, że nie będą mieć nic do gadania. Queen nagra piosenkę o przejażdżce na rowerze.

Po dłuższej chwili trójka muzyków również skończyła śniadanie. Teraz tylko czekała ich praca do późnego wieczora.

- Dobra, chłopaki ja za chwilę do was dołączę tylko idę zadzwonić do Veronici. - John włożył talerz do zlewu uśmiechając się uprzejmie - Już nie mogę się doczekać aż usłyszę Roberta.

- A jak tam Michael? - spytał Brian.

- Jest cudny, wygląda tak samo jak Robert kiedy się urodził.

- Wszystkie dzieci tak wyglądają. - wtrącił Roger nie rozumiejący zbytnio zachwytu obu mężczyzn. Denerwowało go to, nie chciał się przyznać, ale w głębi duszy także bardzo chciał, aby wreszcie urodziło mu się dziecko.

- Ja trochę boję się o moją Chrissie. - Brian całkowicie zbył perkusiste kontynuując rozmowę - Dobrze, że jest przy niej Mary.

- Chodźmy, bo Freddie się tam niecierpliwy!

- Z tego co słyszę to chyba ty, Roger.

***

Tym czasem Brooke równie zajęta przygotowaniami materiału do nowego albumu, nawet ani przez chwilę nie myślała o rzeczach takich  o jakich zaczynał powoli myśleć blondyn.

Siedząc przy konsoli skupiała całą swoją uwagę na tym co mówił Smith, ale brak działki od jakiś paru godzin dawał się we znaki. Brooke trochę się staczała, ale nie potrafiła przyznać przed sobą, że wpadła w nałóg, że była kokainistką. To było tylko dla rozluźnienia, nad wszystkim panowała.

Tylko dlaczego gdy tylko Nancy miała ochotę wpaść, ona nigdy jej nie odmówiła? A takie wizyty zdarzały się już prawie codziennie. Dlatego nie zawsze przychodziła na spotkania z zespołem, co trochę działało na jej niekorzyść.

Gdy tylko się pojawiała, muzycy chcieli wykorzystać ten czas jak najlepiej. Jednak powoli tracili zaufanie co do dziewczyny. Co będzie się działo podczas trasy? Nie przyjdzie na koncert bo nie da rady?
Zepsuje piosenkę myląc rytm?

Kariera była dla nich zbyt ważna więc powoli zaczęli szukać innego perkusisty, oczywiście w sekrecie przed Brooke.

Wybiła godzina dziewiąta. Brooke w tym samym momencie trzasnęła drzwiami frontowymi wchodząc powoli do mieszkania. Jedyne o czym teraz marzyła był narkotyk i długi sen.

Opadła na sofę biorąc słuchawkę do ręki. Kichnęła głośno po czym już powoli wybijała numer do Nancy, gdy nagle jej wzrok spoczął na jednym ze zdjęć stojących na kominku.

Odłożyła słuchawkę i podeszła do niego bliżej, aby się przyjrzeć.
Zdjęcie było zrobione podczas trasy z A Day At The Races. Koncert w Hyde Parku. Ona i Roger stali uśmiechnięci czule się obejmując. Mimo, że nie wyruszyła z nimi w te trasę, to koncerty w Londynie nie mogły jej ominąć.

Uśmiechnęła się lekko do siebie. Po chwili poczuła wstyd. Co ona w ogóle ze sobą robiła? Jak może być tak samolubna. Obraziła się na Rogera o taką głupotę w tym samym czasie odurzając się narkotykami. A przecież kochała go. Nie mogła mu tego robić.

Schowała twarz w dłoniach zawstydzona swoim zachowaniem. To zdjęcie zostało zrobione przecież dopiero dwa lata temu, a ona robiła teraz wszystko, żeby zniszczyć ten związek.

Nagle zadzwonił telefon. Z nadzieją, że być może to Roger, podeszła i podniosła słuchawkę.

- Hej kochana, będziesz dzisiaj? - lekko zachrypnięty głos groupie świadczył o tym, że nie była już całkiem trzeźwa.

Brooke zawahała się, ale gdy jej wzrok znów powędrował w stronę zdjęcia westchnęła.

- Wiesz co, Nancy...Dzisiaj nie dam rady. Padam z nóg.

Będzie jej ciężko, ale wytrzyma. Rzuci to dla niego.

***

- Nie mam nic przeciwko związką homoseksualnym, ale wąsik to zły pomysł. - podsumował Roger gasząc papierosa. 

Freddie pokręcił głową, czując się znów nie rozumiany po czym dodał.

- Ale wyobraź sobie, ja jako twój drużba, w czarnym eleganckim garniturze z idealnie przyciętym wąsem. Genialne!

- Oj, Fred.

Jeszcze chwilę tak rozmawiali, aż w końcu Mercury sądzą, że już jest zbyt zmęczony udał się do siebie.

Roger stał tak jeszcze zastanawiając się czy nie zapalić kolejnego papierosa. Jednak ta myśl przeszła mu od razu gdy ujrzał przed sobą długie nogi.

- Cześć - znów w ten sam sposób jak za pierwszym razem uśmiechnęła się menadżerka - Jak idzie wam nagrywanie?

- Jest lepiej niż na początku sesji. Musiałem się rozruszać.

- To dobrze - poprawiła włosy po czym skrzyżowała ręce na piersi - Nagrywacie w weekendy?

- Zależy.

- Wydaje mi się, że w takim razie jutro będziesz musiał zrobić sobie wolne.

- Jeśli nalegasz. - uśmiechnął się od razu się prostując.

- Wolisz kawę czy herbatę?

- Wódkę.

Fun It Where stories live. Discover now