Akt 3 Rozdział 29

181 14 34
                                    

- On cię kocha, Brooke - przekonywała ją Mary, gładząc jej plecy powolnym ruchem ręki. Dobrze wiedziała co  czuję, kiedy wszytko niespodziewanie zaczyna się psuć. - Zadzwoń do niego.

Brooke uniosła głowę, spoglądając na przyjaciółkę. Szczerze bardzo bała się zadzwonić. Bała się, że dowie się czegoś okropnego, że odbierze ktoś inny. Westchnęła teatralnie, opierając głowę o dłoń. Wyglądała jak wystraszone dziecko, które przed chwilą usłyszało straszną historię. Mary rzuciła w jej stronę motywującym uśmiechem.

- No już, bierz słuchawkę. Bądź szczera, powiedz mu co czujesz. - machnęła głową w stronę telefonu.

Brooke ociągając się, po chwili wstała i wolnym krokiem podeszła do półki przy blacie kuchennym, na której stał telefon. Wykręciła numer i w napięciu czekała na jakikolwiek odzew. Wydawało jej się, że trwa to wieczność, a może nawet dłużej. Szum w słuchawce brzmiał jak stado os chcące zaatakować jej twarz.

- Halo? - po chwili usłyszała głos po drugiej stronie. Zamarła. Poczuła jak dreszcz niepokoju przelatuje przez kręgosłup. Głos w słuchawce powtórzył pytanie.

- Dzień dobry, czy mogę prosić Rogera Taylora do telefonu? - powiedziala powoli, próbując brzmieć normalnie.

- Niestety Roger nie może, właśnie bierze prysznic. Jeśli to nic osobistego to proszę mówić, przekażę mu. - słodki damski głos dodał, aby zamilknąć na dłuższą chwilę.

Brooke poczuła jak łzy napływają jej do oczu, a ręka, w której trzymała słuchawkę, zaczyna się trząść.
Westchnęła cicho.

- Proszę przekazać mu, że dzwoniła Brooke Stevens. - powiedziała słodko i rzuciła słuchawką, rozłączając się. Nie miała zamiaru już słuchać tego przeklętego głosu.

Obróciła się w stronę Mary, która zmartwiona spoglądała na nią z zapytaniem na twarzy. Brooke nie czując już żadnych hamulców wybuchnęła płaczem. Nie miała pojęcia, że tak przejmie się tą sytuacją. Ich związek był już skazany na straty. Zbyt dużo rozstań przez trasy, ciągłe kłótnie o pieniądze.
To wszytko wydawało się tak oczywiste, a jednak Brooke nie wyobrażała sobie, takiego zakończenia. Czy chciała tego końca? Teraz nie jest już pewna niczego.

Mary nie próbowała nic mówić. Po prostu podeszła do niej i mocno ją przytuliła, pozwalając, aby łzy swobodnie płynęły na jej fiołkową bluzkę.

- Muszę jechać - po dłuższej chwili, wymamrotała, zapłakana Brooke. Wyglądała okropnie. Makijaż rozpłynął się po czerwonej skórze, a spuchnięte oczy podkreślały cały tragizm rozgrywający się na jej twarzy. Mary pokiwała głową nie zatrzymując przyjaciółki. - Mogę cię podwieźć. - zaproponowała.

Brooke machnęła ręką wychodząc z mieszkania. Miała zamiar odwiedzić Nancy i naćpać się na całego. Chciała zapomnieć o tym cholernym bólu, który ściskał jej klatkę piersiową.

***

Roger spacerował beztrosko po studyjnych korytarzach oglądając wszystkie płyty, zdjęcia i inne ozdoby wiszące na ścianach. Płyta czekała już tylko na premierę, a zespół nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. Każdy z nich plątał się po kątach, próbując zapełnić czas. No może oprócz Briana, on zawsze wiedział co zrobić ze swoim czasem.

Roger jednak czuł się źle. Po wczorajszej nocy nie opuściło go poczucie winy. W takich momentach zdawał sobie sprawę, że Brooke nie zasługuje na takiego palanta jak on. Nie chciał, żeby dowiedziała się o tym co się stało, że spędził noc z inną kobietą, której najbardziej na świecie na tym zależało. Dopięła swego.

- Roger, telefon do ciebie. - z rozmyślań wyrwał go głos menadżera, wyłaniającego się zza drzwi, trzymał  w ręku żółtą słuchawkę. - To Mary.

Mężczyzna podbiegł prędko, przykładając słuchawkę do ucha. - Halo? Mary, co jest ?

- Brooke jest w szpitalu, miała wypadek.

Roger upuścił słuchawkę w szoku. Łzy samoczynnie zaczęły płynąć z jego oczu, a fale dreszczu pojawiały się jedna po drugiej.

- Halo? Halo, Roger! - głos Mary nie dawał mu spokoju.

- Czy to coś poważnego?

***

Korytarz był pełen ludzi, w powietrzu czuć było zapach leków i chemii. Było ponuro i smutno. Roger siedział na krześle myśląc nad całą sytuacją. Po tym jak dowiedział się o wypadku, od razu wrócił na wyspy. Na następny dzień jechał już do szpitala z nadzieją, że Brooke nic nie jest.

Nagle do mężczyzny podeszła pulchna i niska pielęgniarka z wykrzywioną w grymasie twarzą. Wyglądała jakby była tam za karę.

- Pan Taylor do? - rzuciła niskim, nieprzyjemnym głosem.

- Do Stevens.

- Kim pan dla niej jest? - uniosła brew, mierząc muzyka zimnym wzrokiem.

- Bratem.

- Stevens i Taylor?

- Mamy innych ojców. - rzucił, kiwając szybko głową. Kobieta machnęła ręką i zaprowadziła go pod odpowiednią sale. Mruknęła coś jeszcze pod nosem i odeszła.

Roger przęłknął zdenerwowany ślinę i jednym zdecydowanym, ale delikatny, ruchem ręki otworzył drzwi do pomieszczenia.

Jego oczom ukazała się Brooke leżąca pod cienką, białą kołdrą. Była podłączona do kroplówki i innych medycznych sprzętów, na których Roger kompletnie się nie znał.

Jej twarz była cała w siniakach. Miała rozciętą wargę i łuk brwiowy. Roszczochrane włosy upięte w warkocz, leżały bezwładnie na poduszce. Ku jego zdziweinu dziewczyna nie spała. Odwróciła głowę w jego stronę. Roger uśmiechnął się, lecz ona patrzyła na niego pustym wzrokiem.

- Przyjechałem, gdy tylko się dowiedziałem. - powiedział spokojnie, siadając na krześle obok łóżka. - Na szczęście lekarz mówi, że nie był to ciężki wypadek.

Brooke wciąż milczała, przyglądając się muzykowi z wciąż tak pustym i smutnym spojrzeniem.

- Coś się stało? Nie pamiętasz mnie?

- To ty mi powiedz. - rzuciła, a do jej oczu napłynęły łzy. Roger spuścił głowę.

- Brooke, ja...

- Zdradziłeś mnie?

Blondyn westchnął cicho, próbując spojrzeć dziewczynie w oczy. Czuł się potwornie. Nie mógł jej okłamywać, nie zasługiwała na to.

- Tak.

Brooke zamknęła oczy, pozwalając swoim łzą swobodnie płynąć. Roger milczał, nie miał nic na swoją obronę.
Napięcie, które pomiędzy nimi nastąpiło było nie do zniesienia.

- Czy to przeze mnie? Ten wypadek?

- Wyjdź stąd. Nie chcę cię więcej widzieć.


Koniec aktu 3

Fun It Where stories live. Discover now