Akt 3 Rozdział 21

368 30 4
                                    

Rok 1977

Queen stawało się coraz bardziej popularne w Europie jak i za oceanem. Każda płyta przynosiła nowy hity i kolejne sukcesy, a muzycy nie pamiętali co to znaczy jechać na wakacje.

Brooke już nie pamiętała kiedy ostatnio widziała Rogera. Ona również  zaczęła odnosić sukcesy ze swoim zespołem, którego debiutancki album okazał się majsterszytykiem. Sama więc ruszyła w trasę jedynie słysząc swojego chłopaka przez telefon.

Autografy, koncerty, fani.
To wszystko w końcu zaczęło dotyczyć także jej. Pełna świeżości, entuzjazmu i energii młoda gwiazda z radością udzielała wywiadów.

Wszystko co dobre w końcu musiało się skończyć. Zmęczona, ale szczęśliwa Brooke wróciła do domu z bagażem nowych doświadczeń i wrażeń.

Gdy tylko weszła do mieszkania popchnęła walizkę w kąt i nawet nie zdejmując kurtki rzuciła się na sofę.
Rozejrzała się po wielkim salonie próbując przypomnieć sobie tak dawno nie widzianego pomieszczenia.
Westchnęła, a ponieważ poczuła pragnienie powoli wstając udała się do kuchni.
Niestety w lodówce było całkiem pusto, przecież przez dobre pół roku nikogo nie było w domu.
Zapomniała.

Brooke spojrzała na swoje odciski na kciukach spowodowane intensywnym graniem i jakby na ich widok przypomniała sobie o dziewczynach, które przecież musi odwiedzić. Żony muzyków są skazane na samotności, więc dlaczego nie poprawić im humoru.

— Ale najpierw zadzwonię do Rogera. — powiedziała na głos szybko biorąc słuchawkę i wybijając numer hotelu.

Po chwili usłyszała zaspany głos.
— Halo? — lekko zachrypnięty, ale nadal ten specyficzny dla niego ton.

— Cześć, kochanie. Chyba cię obudziłam, przepraszam. — powiedziała spokojnie dopiero teraz przypominając sobie, że w Ameryce jest inna strefa czasowa.

— Nie musisz przepraszać. Coś się stało? Spalili nam dom?

— Nie, głupku — zaśmiała się cicho, dobrze znając już jego poczucie humoru — po prostu chciałam cię usłyszeć. No idź spać, dobranoc.

— Dobranoc...to znaczy dziękuję.

— Kocham cię. — dodała próbując ukryć smutek.

— Ja też cię kocham. — i cisza. Rozłączył się. Chociaż bycie gwiazdą jest ekscytujące, Brooke czasem chciałaby mieć rodzinę, męża blisko siebie i normalną pracę.
A może taki już jest los artystów? Muszą być cholernymi egoistami?

A może dojrzała, a w jej głowie pojawiła się chęć założenia rodziny i poczucia stabilności, której Roger na ten moment nie mógł jej zapewnić.

***

— Czyli trasa udana? — uśmiechnęła się Mary kładąc na stoliczek gorącą herbatę.

Dziewczyny zawsze uwielbiały urządzać sobie spotkania w czwórkę.
Mogłoby się zdawać, że nigdy nie połączy ich silna więź, jednak przy przyjaźni chłopaków nie było innego wyjścia.

— Tak, było świetnie. Chociaż nie jesteśmy jeszcze tak dobrzy jak Queen. Debiutanci z nas. — stwierdziła skromnie perkusistka poprawiając się na fotelu.

— Mamo! — krzyknął nagle mały Robert próbujący wyrwać się z objęci matki.
Brooke obserwując maluszka westchnęła cicho wyobrażając sobie swoje dziecko.

Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk telefonu.
Mary podskoczyła na równe nogi mając nadzieję, że dzwoni nie kto inny niż Fred.
Nie pomyliła się. Trzy pary oczu skierowały się w stronę kobiety i z uwagą ją obserwowały.
Z każdą sekundą przy słuchawce jej uśmiech powoli znikał aż w końcu rozłączając się schowała twarz w dłoniach.

— Coś się stało? — spytała Chrissie marszcząc brwi.

— Nie, po prostu...Fred jest jakiś inny. Zmienił się bardzo od poprzedniej trasy. Przechodzimy chyba jakiś kryzys. — z oczu Mary poleciały pojedyńcze łzy.

— Rozmawiałaś z nim o tym? — dodała Brooke czując, że może być to grubsza sprawa niż kryzys w związku.
Mary pokreciła przecząco głową.

— Brooke ma rację. Warto z nim szczerze porozmawiać. — poparła brunetkę Veronica, próbując skupić swoją uwagę i na przyjaciółkach, i na dziecku.

***

Brooke spodziewałaby się wszystkiego tylko nie telefonu od matki.
Zazwyczaj relacje między dziećmi a rodzicami są skomplikowane, ale to tutaj jest na o wiele wyższym poziomie.

Dziewczyna dostała zgodę na wyprowadzenie się do Londynu tylko gdy będzie studiować. Brunetka nie mając już innego pomysłu na uwolnienie się od surowych rodziców postanowiła podjąć wyzwanie i gdy tylko dostała się na uczelnie wyfrunęła z gniazda.

Długo jednak nie pochodziła na wykłady, bo pół roku później poznała młody, obiecujący zespół, który potrzebował perkusistki.
Na początku próbowała to jakoś pogodzić, ale w końcu poświęcając się całkowicie muzyce rzuciła studia.

Trzymanie tego w ukryciu przed rodzicami wychodziło jej świetnie. Z każdą telefoniczną rozmową wciskała im kit o kolejnym zadanym egzaminie.
Wszytko szło pięknie dopóki nie pojawił się zespół Queen.
Pewnego ranka Brian, który spędził u niej miłą noc, przez przypadek odebrał telefon od rodziców.

Od tamtej pory nie odezwali się do niej, aż do dzisiaj.
Matka Brooke miała mały wypadek i bardzo chciałaby, aby dziewczyna przyjechała do domu na jakiś czas, aby poprawić jej humor.

Bez Rogera się tam nie ruszę. Powtarzała sobie. Ale z drugiej strony, czy chce go skazać na takie męki?



Reklama hehe

Tytuł to "Bed of Roses"

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Tytuł to "Bed of Roses"

Jestem zbyt leniwa na pisanie dlatego zrobiłam screena XD

Fun It Where stories live. Discover now