Jedna z ulic Londynu była wyjątkowo głośna. Sąsiedzi jednak od dwóch lat nie mogli z tym nic zrobić. W małym garażu, w którym było więcej gratów niż w garażu powinno się znajdować siedziała czwórka młodych mężczyzn.
Wokół nich rozstawione były instrumenty.
- Dobra to chyba tyle na dziś, panowie - odezwał się czarnowłosy.- Tak, sądzę, że dzisiaj nic już z siebie nie wycisniemy. - odpowiedział Brian drapiąc się po głowie.
Reszta chłopaków zaczęła chować instrumenty.
- Czekajcie. - krzyknął Brian jak gdyby koledzy mieli już wychodzić. - Gadałem z Benem.
- No i co? - spytał Roger unosząc brwi.
- Załatwiłem nam koncert.
- Gdzie? - Freddie zrobił wielkie oczy automatycznie wsłuchając się uważnie w słowa Briana.
- No... W tym barze... Tissy..
- Tissy? Naprawdę? - John odezwał się chowając bas. Przetarł go delikatnie po czym zamknął pokrowiec.
- A wiem... Mary mnie kiedyś tam wzięła. - Freddie uśmiechnął się na myśl o swojej ukochanej dziewczynie.
- Mnie tam żaden bar nie przeszkadza. - Roger sugestywnie poruszył brwiami. - Zresztą i tak nie mam nic do roboty.
- Czyli widzimy się jutro? - Brian nie krył radości w głosie. Uwielbiał organizować koncert swojemu zespołowi. Czasami zastanawiał się czy może nie zostać menagarem.
- Tak, złotko - Freddie uśmiechnął się po czym wyszedł. Zaraz po nim John wziął do ręki bas i pospieszył do domu.
Brian spojrzał na Rogera, który przykrył perkusje po czym poprawił włosy, które delikatnie opadły na jego ramiona. Brian przełknął śline.
Czasami Roger przypominał mu kobietę.- Co? - parsknął Roger zapalając papierosa.
Brian patrzył na niego przez chwilę jakby zastanawiając się co mógłby powiedzieć.
- Robisz coś wieczorem? - spytał po chwili.
- Tak, a co? - spojrzał podejrzliwie na przyjaciela.
- No wiesz..moglibyśmy wyskoczyć na piwo..
- Sorki Brian. Jestem zajęty. - Roger zaciągnął się.
- Czym? - chłopak zrobił kwaśną minę.
Roger podszedł do niego bliżej i wypuścił prosto na jego twarz chmurę dymu.
- Raczej kim - uśmiechnął się sugestywnie. - będę miał gościa.Brian westchnął i przewrócił oczami. Mimo, że jego przyjaciel był niższym i drobniejszym mężczyzną miał o wiele większe powodzenie. To nieważne czy u dziewczyn czy u chłopaków.
Lokaty mógł się przy nim schować. Mając spokojne usposobienie nie potrafił się tak zabawiać jak Roger.
- Dobra to ja spadam. - powiedział lokaty.
Roger przybił mu piątkę. Kończąc papierosa obserwował oddalającą się sylwetkę przyjaciela. Westchnął na myśl o dzisiejszym wieczorze i udał się do domu.************************************
Pierwszy rozdział krótki, ale musiał być jakiś wstęp.
Następne będą dłuższe. Obiecuję.
YOU ARE READING
Fun It
Fanfiction1972 rok, Londyn Roger to lekkoduch, który uwielbia imprezy i flirty. Ma duże powodzenie u dziewczyn jednak żadnej nie traktuje serio przez co nigdy nie był w poważnym związku. Wszystko zmienia się gdy na jednym z koncertów Queen poznaje uzdolnion...