Pociąg Hogwart Express po długiej podróży zatrzymał się wreszcie na stacji w Hogsmeade. Razem z przyjaciółmi w dobrych humorach wsiedliśmy do jednego z powozów, ciągniętego przez niewidzialne teastrale, które już po raz szósty miały przenieść nas do ukochanego zamku.

***

Wielka Sala jak zwykle pierwszego września prezentowała się niezwykle pięknie. Tysiące zapalonych świec unosiło się nad sklepieniem. Od zapachów jedzenia przyrządzonego przez Skrzaty, praktycznie od razu poczułam, jak burczy mi w brzuchu. Nałożyłam sobie porcję kurczaka i praktycznie cały talerz pieczonych ziemniaczków. Moi przyjaciele patrzyli na mnie z niechęcią.

— Rosie, powiedz mi, gdzie ty to mieścisz?— zapytała Melissa, która, mimo iż znała mnie od wielu, wielu lat, nie mogła przywyknąć do ilości jedzenia, jakie potrafiłam pochłonąć.— Ja już dawno bym pękła.

— Lata praktyki i geny tatusia.— uśmiechnęłam się uroczo, zaczynając jeść ziemniaczki rękoma.

Tak... w tej dziedzinie z pewnością wdałam się w Ronalda Weasleya.

— Nie mam pojęcia, jak znajdziesz sobie chłopaka, mając takie nawyki jedzeniowe.— pokręciła głową.

— Przesadzasz.— machnęłam ręką.

— Właśnie Mel, z tego, co obiło mi się o uszy, to nasza Rosie wpadła w oko Lorcanowi.— powiedział Dorian, po czym moi przyjaciele wybuchnęli głośnym śmiechem.

— To nie jest zabawne...

Lorcan Scamander, był Krukonem w naszym wieku. Blondyn pół głowy wyższy ode mnie był z pozoru idealny. Miły, ułożony, zabawny i piekielnie inteligentny, ale jak dla mnie był po prostu... nijaki. Bez własnego zdania.

— Nie przesadzasz troszkę?— zapytała panna Longbottom.

— Pasowalibyście do siebie. — przyznał William.

— I ty przeciwko mnie? — zapytałam z wyrzutem.

— Rose, nie denerwuj się. My chcemy dla ciebie jak najlepiej.— zaczęła Melissa.— Zwyczajnie, Lorcan...

— Co takiego "Lorcan"?— przerwał, chłopak, którego żadne z nas, nie spodziewało się zobaczyć przy stole Gryffindoru.

Cała nasza czwórka spoglądała na Albusa Pottera, z od razy widocznym szokiem. Przez sześć lat, ani razu nie zdarzyło się, aby zaszczycił nas swoją obecnością, przy naszym stole, a teraz jak gdyby nigdy nic uśmiechał się zawadiacko, siadając naprzeciwko mnie.

— Pomyliłeś stoły?— podniosłam brwi, na co czarnowłosy jedynie się zaśmiał.

— A czy twój ukochany kuzyn, nie może raz zjeść z tobą i twoimi przyjaciółmi kolacji, bezinteresownie?— w jego głosie czuć było sarkazm.

— Nie.— powiedziałam, a moi towarzysze jedynie pokiwali głowami.

Każdy doskonale wiedział, że w Hogwarcie ja i Albus trzymamy się od siebie z daleka. To była nasza niepisana umowa. Dla Ala dodatkowym plusem tej sytuacji było to, że nie musiał dzięki temu widywać Jamesa, z którym praktycznie nie rozmawiał. Nikt jednak nie znał przyczyny tej wzajemnej niechęci braci do siebie. Przez to, że byłam tak blisko z rok starszym kuzynem, praktycznie wcale ja i Albus nie rozmawialiśmy.

— Yhh dobra.— podniósł ręce do góry w geście poddania.— Chciałem cię tylko powiadomić, że od dzisiaj będziemy skazani na swoje towarzystwo przez stosunkowo dużo czasu.

— Dlaczego?— na moje pytanie uśmiechnął się, tak jak na rasowego Ślizgona przystało.

Patrząc na jego minę, poczułam ból brzucha. Chyba już wiedziałam, o co chodzi...

— Zostałem Prefektem Naczelnym.

— Co?— krzyknął Dorian.

Spojrzałam na niego, na co jedynie uśmiechnął się przepraszająco. Wcale nie zdziwiła mnie jego reakcja. Z tego, co zauważyłam, Mel oraz William także mieli... nietęgie miny.

— Jaki entuzjazm.— zaśmiał się kolejny raz Potter, podnosząc się.— Do jutra Kuzyneczko.— powiedział głośno, kierując się w stronę swojego stołu.

Pozostawił za sobą cztery zdziwione spojrzenia.

— Współczuję Rosie.— odezwał się po jakimś czasie William.

— Chyba wolałabym Malfoya...— wyszeptałam, jakby do siebie, po czym położyłam głowę na blacie, kompletnie tracąc apetyt.

Ten rok nie zapowiadał się dobrze.

***

— Rose, idziesz już na śniadanie? — zapytała Melissa, gdy zarzuciłam na siebie szatę z godłem Gryffindoru. Spojrzałam na niską blondynkę, która dopiero zawiązywała swój krawat.

— Najpierw muszę iść do gabinetu McGonagall. Ma przekazać listę obowiązków Prefektów Naczelnych.

— Napisałaś Jamesowi, że Al z tobą rozmawiał?— popatrzyła na mnie z troską widoczną w jej niebieskich oczach.

— Nie..— westchnęłam.— Nie chciałam go martwić. Powiem mu, jak spotkamy się w miasteczku.

— Ciągle mnie zastanawia, dlaczego oni się nie mogą dogadać. To się ciągnie od tylu lat.

— Też bym chciała wiedzieć, ale żaden z nich nie chce nikomu tego wyjaśnić.— powiedziałam.— Chociaż mam czasami wrażenie, że to może przeze mnie...

— Myślisz, że to ma coś wspólnego z tym że Albus praktycznie się do ciebie nie odzywał?

— Ja nic nie myślę Mel...— spojrzałam na zegar wiszący na ścianie.— Muszę już iść. Nie chcę się spóźnić.

— Powodzenia!— krzyknęła, nim przekroczyłam próg pokoju.

***

— Obowiązki Prefektów Naczelnych w tym roku się nieco powiększyły. — zaczęła McGonagall, gdy ja i Albus znaleźliśmy się u niej w gabinecie.

— Co dokładnie należy do naszych obowiązków Pani Dyrektor?— zapytałam uprzejmie, na co Potter jedynie cicho parsknął. Miałam nadzieję, że tylko ja to usłyszałam.

— Razem z radą pedagogiczną postanowiliśmy, że w tym roku w Hogwarcie będzie miało miejsce specjalne wydarzenie na cześć bohaterów drugiej bitwy o Hogwart.— wyjaśniła.

— Czemu akurat teraz? Nie będzie żadnej okrągłej rocznicy tego wydarzenia.— wtrącił czarnowłosy, z czym niechętnie musiałam się zgodzić. W maju miało minąć już dwadzieścia sześć lat od tego wydarzenia.

— Z tego powodu Panie Potter, że nadszedł najwyższy czas na to.— popatrzyła na nas srogo.— Do tego odbędzie się wydarzenie, którego dawno u nas nie było. Ogłosze je jednak na dzisiejszej kolacji.

— Na czym miałoby polegać to wydarzenie?— McGonagall skierowała swój wzrok na mnie.

— Na razie jedyne co musicie wiedzieć, to to, że czeka was ciężka i odpowiedzialna praca.— chwyciła za pergamin, który leżał na jej drewnianym biurku, po czym podała go mi.— Tam macie rozpisanie zadania na ten miesiąc. Nie ma ich zbyt dużo. Zapoznajcie się z tym w najbliższym czasie.

— Co z patrolami?— powiedział Albus, zaglądając mi przez ramię, aby przyjrzeć się danej liście.

— Nie obowiązują was w tym roku. Przejmą je zwykli prefekci, aby choć trochę was odciążyć. Szczególnie iż czekają was owutemy.— pokiwaliśmy głowami, na słowa dyrektorki.— To chyba wszystko. Możecie iść na śniadanie.

*

Scorose |To zawsze byłeś Ty|Where stories live. Discover now