W trakcie mojego przywitania z Jankiem, Maciek przywitał się już z Anielą i chciał to samo uczynić ze mną.

– Ah dzień dobry, Aneczko! – powiedział, całując moja dłoń .
– Dzień dobry, Maćku! – zaśmiałm się i dałam mu małego buziaka w policzek.

Janek spojrzał na mnie tak, jakby również oczekiwał buziaka. Jednak z Rudym nie jestem jeszcze na takim etapie znajomości, żeby dawać mu buzaki na przywitanie. W ogóle żeby dawać mu buziaki.

Janek musi sobie zasłużyć. – pomyślałam.

Uśmiechnęłam się na tę myśl.

Siedzieliśmy na sofie dłuższą chwilę, aż wreszcie przyszła reszta przyjaciół Tadeusza.

– Paweł! Jak ja cię dawno nie widziałam! – krzyknęłam widząc chłopaka w okularach.
– Anka! – zawołał, dostrzegając mnie.

Rzuciłam mu się na szyję, a on obrócił nas wokół własnej osi, przez co zaczęliśmy się śmiać.

– Boże, ale urosłaś! – zaśmiał się Paweł.
– Nie przesadzaj! Aż tak długo się nie nie widzieliśmy! – zaśmiałam się.
– Proszę, to na później.

Kazik podał mi małe pudełeczko, w którym znajdowały się pączki. Położyłam je na stoliku w salonie, żeby każdy mógł się poczęstować.

Kazimierz Pawelski, pseudonim "Paweł". Sądzę, że Paweł to teraz nawet jest jego oficjalne imię. Prawie wszyscy tak na niego mówią. Kazik nosi okulary. Jest zawsze elegancki. Ma czarne włosy i brązowe oczy. Kiedy byłyśmy trochę młodsi, widywaliśmy się częściej. Był najlepszym i jednym przyjacielem Tadeusza zanim ten, poznał Janka i Maćka. Chłopak również należy do Buków. Wcale nie zdziwiło mnie to, że przyniósł pączki. Zawsze bardzo lubił piec i świetnie mu to wychodziło. Wszystko co wyszło z pod jego ręki było doskonałe.

Tadeusz i chłopaki przywitali resztę znajomych im harcerzy. Znałam niektóre twarze, jednak kilka z nich było dla mnie nowych. My z Anielą również wszystkich przwitałyśmy. Kiedy wszyscy byliśmy w salonie, a gwar rozmów unosił się zapewne po całej Warszawie, do domu wreszcie weszła mama.

- Dzień dobry! - powiedzieli wszyscy chłopcy, niczym dziecaki w przedszkolu.
- Ah dzień dobrzy, dzień dobry. - powiedziała. - Proszę bądźcie trochę ciszej, bo zaraz w końcu ktoś nas przyłapie.

Przyszła do salonu i stanęła na wprost nas. My staraliśmy się siedzieć w miarę tak, aby każdy z nas widział wszystko co pisze. Przynieśliśmy wszystkie krzesła jakie były w domu. Te z kuchni, z mojego pokoju, Tadeusza i mamy. Siedziałam na sofie razem z Tadeuszem i Jankiem. Ja siedziałam po lewej stronie, a obok mnie Aniela na fotelu. Tadeusz siedział w środku, a po prawej Janek, natomiast obok Janka siedział Maciek na fotelu. Reszta siedział za nami. Teraz wszyscy wyglądaliśmy jak mała widownia.
Za mamą stała mała przenośna tablica. W ręce trzymała kredę.

- Witam was wszystkich serdecznie na pierwszej lekcji tajnego nauczania. - zaczęła mówić. - Postanowiłam, że naszą pierwszą lekcję, czyli 2 godziny, które tu spędzimy, poświęcimy na matematykę. Widzę, że wszyscy macie kartki i długopisy, więc ja przejdę do tematu.

Była cisza jak makiem zasiał. Czasami można było tylko usłyszeć małe szepty, ale nikt nie śmiał przerywać. Widać było, że chłopcy wzięli to na poważnie i naprawdę chcieli się nauczyć i dowiedzieć czegoś nowego.

Kiedy już byliśmy na etapie rozwiązywania zadań, początkowo dobrze mi szło. To było do przewidzenia. Na początku zawsze są łatwe zadania. Później były coraz trudniejsze i trudniejsze. W końcu moje tempo pracy zmalało i nie rozumialam już jak mam zrobić kolejne zadania. Nie chciałam pytać mamy, bo była zajęta tłumaczeniem chłopcom, który nic nie rozumieli.

Spokojnie jak na wojnieWhere stories live. Discover now