XLVI

243 6 0
                                    

Przebudziłem się przed brunetką, która tuliła się do mojej klatki piersiowej. Promienie słońca dopiero zaczynały się przebijać przez gąszcz drzew. Widok na ogród był niesamowity, aż chciało się żyć-być może była to też zasługa Caroline. Gdy tylko na nią patrzyłem, moja dusza uśmiechała się, była po prostu szczęśliwa.

Ta błoga chwila nie mogła oczywiście trwać zbyt długo. Spokój zmącił dźwięk dzwoniącego telefonu.

Ostrożnie wysunąłem się spod ciała dziewczyny, lecz ta i tak zaczęła się już przebudzać. Wstałem i podszedłem do komody gdzie leżały nasze telefony.

-Halo?-zapytałem z lekką chrypką, odbierając dzwoniące urządzenie Pericolosy.

-Musicie wracać-usłyszałem cichy, przepełniony bólem głos.

-Max? Max, to ty? Co się dzieje?-zapytałem zaniepokojony stanem przyjaciela. Odwróciłem się przodem do łóżka, na którym siedziała już w pełni obudzona Pericolosa. Pierwszy raz na jej twarzy zobaczyłem zaniepokojenie.

-Po prostu...musicie, słysz...-dalsza część wypowiedzi zastąpiona została głuchą ciszą.

-Max! Max, kurwa! Odezwij się!- zacząłem krzyczeć do słuchawki.

-Daj-powiedziała z pełnym spokojem Caroline i poprowadziła mnie na łóżko.

Nie mogłem uwierzyć w to co się dzieje. Właściwie nawet nie wiedziałem co się dzieje. Zacząłem przecierać sobie twarz dłońmi. Gdy się lekko uspokoiłem, zauważyłem brunetkę, która w pośpiechu zaczęła wrzucać nasze ubrania do walizek.

-Możesz zadzwonić do Noah?-zapytała ze spokojem, a jednocześnie twardością w głosie, tak charakterystyczną dla szefowej mafii.

Bez słowa chwyciłem smartfona i wybrałem numer do czarnoskórego. Połączenie jednak zakończyło się po kilku sygnałach. Spróbowałem ponownie, lecz i to nic nie dało. Próbowałem do skutku, przeklinając pod nosem, lecz nic nowego się nie wydarzyło.

Jak tak pięknie zaczynający się dzień, mógł się tak zmienić w ciągu kilku chwil.

-Ubierz się, będę czekać w samochodzie-oznajmiła mi brunetka. Patrzyłem na nią jak w transie. Jakby mnie tu nie było.

Widząc co się dzieje, kobieta podeszła do mnie i mnie przytuliła.

-Pośpiesz się-wyszeptała, patrząc mi w oczy.

***

Trasa mijała mi nieprzyjemnie. Cały czas byłem nieobecny. Bałem się. Bałem się, że stracę, lub być może już straciłem brata. Znaliśmy się krótko, jednak przez ten czas stał się dla mnie ważny. Byłem w stanie skoczyć za nim w ogień byłem pewny, że on czuł to samo.

Załamałem się. Tak samo, jak przy porwaniu brunetki, po prostu zniknąłem na chwilę z życia. Nie istniałem. Mój wewnętrzny głos powtarzał mi, że czas się ogarnąć, bo w takim stanie nikomu w niczym nie pomogę.

Podczas drogi na lotnisko, brunetka wykonała mnóstwo telefonów. Przede wszystkim zamówiła nam prywatny samolot. Następnie próbowała dodzwonić się ponownie do Noah, lecz nadal nic to nie dało. Druga strona milczała. Zadzwoniła do Innany, lecz i ona nic nie wiedziała. Pamiętałem, że dopytywała się, czy ma przerwać swoją misję i również wracać, lecz Pericolosa zarządziła, iż jak już dowie się co się dzieje, to da jej znać co ma robić. Podczas próby połączenia się z Allanem, naszym informatykiem, zerkała na mnie i widziałem, że próbowała się przemóc, by mi coś powiedzieć, lecz ostatecznie zrezygnowała.

-Allan? Krótka piłka, co jest z Maxem?-rzeczowym tonem zaczęła zadawać pytania, zręcznie wyprzedzając samochody na autostradzie.

-A co ma być?- zapytał luźno.

-Nie wkurwiaj mnie i ogarnij się. Sprawa jest poważna. Lub może być. Sprawdź mi jego położenie za pomocą telefonu.

-Magazyny-odpowiedział już poważnym tonem brunet.

-Kurwa-zaklęła cicho brunetka. – Ktoś tam musi pojechać. A i jeszcze jedno, nie mogę się połączyć z Noah, jego też mi sprawdź. A potem wyślij tam Lukasa. Niech weźmie kogoś ze sobą.

-Noah też tam był...-usłyszeliśmy po drugiej stronie. Brunetka zaczęła głośno pobierać powietrze. Po chwili nie wytrzymała i zjechała na pobocze, po czym wyszła z pojazdu.

-Dzięki-rzuciłem tylko i rozłączyłem się z Allanem. Również wysiadłem z samochodu i podszedłem do dziewczyny.

-Chodź, damy radę. Oni też dadzą, cokolwiek się stało, oni są silni i tak łatwo się nie poddadzą-przytuliłem brunetkę.

-Dlaczego, kurwa, dlaczego-słyszałem jak szeptała do siebie. Po chwili odsunęła się ode mnie i ruszyła do samochodu.

***

Po dziesięciu godzinach lotu, wysiedliśmy na lotnisku w USA. Byliśmy zmęczeni psychicznie, mimo że praktycznie cały lot przespaliśmy w swoich objęciach.

Prosto stamtąd pojechaliśmy pod magazyny znajdujące się na obrzeżach miasta. Nie wiedzieliśmy czego mamy się spodziewać. Było już późno, ciemno. Może i dobrze, bo nie zniósłby teraz pełnego, pięknego słońca.

Ciemne magazyny, w których odbyło się moje pierwsze szkolenie. To tam po raz drugi spotkałem Pericolosę. Była piękna. Cudowna. Nadal jest. Tak bardzo ją kocham. Będę musiał jej to wyznać, ale teraz chyba nie jest najlepszym pomysłem.

***

Weszliśmy trzymając broń przy sobie. Sprawdzaliśmy każde pomieszczenie po kolei, gdyż nie mieliśmy pewności, iż jesteśmy tu sami.

Przeszukaliśmy cały magazyn, lecz nie znaleźliśmy nawet śladu po Maxie i Noah.

Staliśmy tak na drugim piętrze, bijąc się z naszymi myślami i wpatrując się w siebie.

-Nie ma ich? Niemożliwe-szeptała do siebie Pericolosa.

-Możliwe-usłyszeliśmy donośny, męski głos. Odwróciliśmy się w jego stronę jak porażeni. Natychmiast wyciągnęliśmy w jego stronę broń. – Schowajcie ją, dzieci. I tak wam się już nie przyda. Nadszedł koniec.

-Gdzie oni są?-zapytała drżącym głosem Pericolosa. To już nie była ta sama szefowa mafii, którą poznałem na początku. Złamała się.

-Oj, córeczko. Wydaje mi się, że już po drugiej stronie. Jak już niedługo wszyscy twoi bliscy.

-Zamknij kurwa ryj-wrzasnęła na cały magazyn, aż poniosło się echo. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy.

-Opuście broń to może będziemy mogli porozmawiać. Może druga strona nie przywitała waszych przyjaciół jeszcze zbyt ciepło-nie mieliśmy wyboru, jeśli chcieliśmy wiedzieć co z Maxem i Noah. Widziałem wahanie u brunetki, lecz gdy ja postąpiłem tak jak kazał Klichonow, Caroline, poszła w moje ślady.

-Odsuń się wskazał pistoletem w moją stronę. To spraw między mną i moją córką-powiedział Władimir.

-Nie mów tak na mnie. Nigdy nie byłam i nie chcę być twoją córką!-wrzasnęła.

-Jeszcze zobaczymy-warknął do niej z obłędem w oczach. A teraz podejdź do mnie już bez zbędnych komentarzy przeciągających męki waszych przyjaciół-ten komentarzach był dla niej jak wiadro zimnej wody. Widziałem to. Przestała się odzywać i stała się posłuszna i uległa jak jeszcze nigdy.

W momencie w którym podeszła do niego, odwróciła się i spojrzała w moje oczy. Poczułem siłę, która odepchnęła mnie do tyłu, tak że zacząłem spadać w dół na pierwsze piętro. Słyszałem huk i krzyki. Przeraźliwe krzyki.

Pomóż mi zrozumiećOnde as histórias ganham vida. Descobre agora