XII

251 15 5
                                    

Caroline

Gdy słońce znalazło się już poza widnokręgiem, a na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy otrzymałam telefon od Maxa. Natychmiast odebrałam. Jednak zamiast głosu blondyna usłyszałam jedynie straszliwy huk. Powtórzyłam do telefonu kilka razy imię niebieskookiego, lecz ten nie reagował. W głowie zapaliła mi się czerwona lampka. Natychmiast zadzwoniłam do informatyka, by ten poinformował mnie o lokalizacji telefonu Maxa. Allan już po kilku sekundach oznajmił mi, że ostatni raz zarejestrował się on na moście prowadzącym do centrum miasta. Powiedział jednak, że oprócz niego, widzi także drugą kropkę w tym samym miejscu, którą jest James. Podziękowałam mu po czym się rozłączyłam. Musiałam podjąć szybką decyzję. Wzięłam broń i skórzaną kurtkę. Mój najnowszy nabytek, czyli BMW M2 Performance po ostatniej ucieczce oddałam do naprawy zaufanym ludziom. Wsiadłam więc do mojego klasyku jakim było BMW E36 Cabrio w M Pakiecie. Rozsunęłam dach, ze względu na ciepłą noc, która zapowiadała się być bardzo długa.

Po piętnastu minutach natrafiłam na korek, który zapewne miał związek z telefonem Maxa. W tamtym momencie wszystko ułożyło mi się w całość.

Ucieczka przed Nikolai'em Sokołowem.

Huk po odebranym telefonie od Maxa.

Korek na moście, na którym telefony chłopaków rejestrowały się ostatni raz.

Szukali mnie. Po raz kolejny skrzywdzili kogoś kto nie był bezpośrednio związany ze sprawą. Zrobili im coś, bo byli powiązani ze mną.

Byłam wściekła. Jak zwykle cierpiały osoby postronne.

Przez chwilę zastanawiałam się, czy pomysł by pójść tam na piechotę jest dobry. W końcu mogli tam na mnie czekać, a ja musiałam teraz pomóc James'owi i Max'owi.

Ale nie. Nastał kulminacyjny moment, w którym skończyłam z ukrywaniem się i wysyłaniem w takie miejsce innych osób.

Jestem Carolina. Pericolosa. I poza wyciągnięciem w moją stronę lufy pistoletu, gówno mogą mi zrobić.

I z tą myślą ruszyłam w moich nieodłącznych czarnych szpilkach na miejsce. Zwykli ludzie patrzyli się na mnie ze swoich aut, lecz ja nie zwracałam na nich najdrobniejszej uwagi. Byłam wściekła, ale to dodawało mi siły i determinacji. Szłam bardzo szybko, wręcz w niektórych momentach biegłam, bo do pokonania miałam pół mostu.

Gdy doszłam na miejsce zauważyłam dwie karetki i jedną straż pożarną. Stały one obok dwóch samochodów. Jedno należało do Maxa, a drugim zapewne kierował James.

Można było usłyszeć również odgłos nadjeżdżającego radiowozu, który zapewne próbował przejechać przez cały zastój. Stanęłam z boku udając zwykłą obserwatorkę zaciekawioną sytuacją. Nie tylko ja byłam obserwatorem. Kilka osób również wyszło ze swoich aut, by lepiej przyjrzeć się akcji ratowników z pogotowia medycznego lub by nagrać całą sytuację swoim smatfonem.

Ja jednak próbowałam zauważyć pewne szczegóły, który upewniły by mnie w tym, kto był sprawcą całego zdarzenia.

Nagle sytuacja rozwinęła się bardziej. Strażakom udało się wyjąć poszkodowanych, do których od razy podeszli ratownicy medyczni, którzy zaczęli sprawdzać ich parametry życiowe.

Przed oczami widziałam już całą sytuację. Porsche i Chevrolet jechali przez miasto. Wjechali na most. Pierwszy prowadził Max, a za nim poruszał się James. Nagle ktoś wystrzelił z pistoletu w stronę Camaro, co wywnioskowałam z śladów pocisków w oponach. Ten zaczął zwalniać. Max zorientowawszy się co się dzieje wybrał mój numer. Zanim jednak odebrałam wjechał w niego James, który nie skręcił z jakiegoś powodu w bok. W wyniku czego czarny Chevrolet był wgnieciony z tyłu jak i z przodu. Przez to stan bruneta był zapewne gorszy, niż kierowcy Porsche, który wieziony był właśnie do szpitala, w przeciwieństwie do jego kumpla, który dopiero miał zakładany kołnierz na kark. Słyszałam jeszcze jak jeden z lekarzy krzyknął nazwę placówki, do której ich zapewne wieźli. Zakodowałam ją w głowie, po czym zrobiwszy jeszcze dwa szybkie zdjęcia miejscowi wypadku ruszyłam z powrotem do samochodu, którym tu przyjechałam.

Most jeszcze długo był by pewnie zablokowany, przez co kazali nam się powoli wycofywać w stronę, z której przyjechałam. Wszystkim kierowali policjanci. Żaden z nich mnie nie zatrzymał. Nie byli tacy głupi. W końcu ich wypłata szła właściwie z pieniędzy należących do mojej mafii. Choć od czasu do czasu znajdował się taki, który miał ambicje by mi zaszkodzić. Lecz szybko się z tego wycofywał.

W końcu miałam na głowie ważniejsze osoby, niż jacyś gliniarze.

Podczas drogi powrotnej zadzwoniłam jeszcze do Noah, by poinformować go o zaistniałym zdarzeniu i jednocześnie poprosić by postarał się dowiedzieć czegoś o stanie zdrowia chłopków. Natychmiast się zgodził i oznajmił, iż z tego co wie to byli oni wcześniej na jego siłowni. Wyglądało na to, że sprawcy śledzili ich z tamtego miejsca.

Rozpoczynała się gra, w której nasi przeciwnicy od razu wyciągnęli mocne działa w naszą stronę.

Jednak jak wiemy z historii, nie zawsze takie działanie przynosiło oczekiwane skutki.


Pomóż mi zrozumiećWhere stories live. Discover now