XXIX

194 15 8
                                    

W domu panowała nienaruszona cisza. W mojej głowie zaczynała kiełkować myśl, że Pericolosa uciekła pod moją nieobecność. Wydawało mi się to jednak mało możliwe, gdyż dziewczyna wydawała się nawet zadowolona z możliwości wyjazdu. Wiedziałem jednak, że mogę się po niej spodziewać wszystkiego.

Skierowałem się do garażu, by sprawdzić, czy znajduje się tam samochód brunetki. Auto jednak stało na swoim miejscu.

Zacząłem rozważać jej porwanie, lecz wątpiłem by ktokolwiek śledził nas tak daleko od Stanów Zjednoczonych.

Poszedłem do sypialni by sprawdzić, czy tam jej nie ma. Jednak nie znalazłem jej tam. Przeszukałem wszystkie pomieszczenia po kolei, przemieszczając się coraz szybciej z jednego pokoju do drugiego.

Nigdzie jej nie było. Został mi jedynie mój gabinet i miałem szczerą nadzieję, że tam się znajdzie.

Wpadłem do pomieszczenia jak burza i w końcu odetchnąłem, gdy zastałem ją siedzącą na kanapie i czytającą książkę. Uczesana w dwa francuzy, ubrana w czarną bluzkę z krótkim rękawem i czarne jeansy, starała się nie zwracać na mnie uwagi.

Stałem tam tak przyglądając się jej z uwagą. Caroline powoli odłożyła czytaną książkę i zdejmując nogi z kanapy wstała i podeszła powolnym krokiem w moją stronę, stając ze mną twarzą w twarz.

-Nie wiem po co mnie tu zabrałeś, skoro całe dnie mam tkwić w tym budynku-syknęła mi prosto w twarz i odeszła nie przejmując się moją osobą podążająca za nią.

Ruszyła w kierunku kuchni i zaczęła przygotowywać sobie herbatę.

-Może chociaż smakowały ci kanapki-zapytałem, wiedząc że moje pytanie było w tej chwili bezsensowne, bo zielonooka zgromiła mnie wzrokiem.-W takim razie może było ci ciepło w nocy?-postanowiłem brnąc w to dalej.

-Czego ty w tej chwili ode mnie chcesz?-zapytała zdezorientowana.

-Pytam się czy widzisz, że staram się o ciebie dbać.

-Od zawsze sama o siebie dbałam, więc bez urazy, ale jakoś dam sobie radę-oznajmiła zalewając herbatę.

-Mi też możesz zrobić?-zapytałem w ramach testu. Dziewczyna rzuciła mi spojrzenie przepełnione kpiną.

-Jestem na ciebie zła.

-Zauważyłem-prychnąłem.

-Chcę coś robić. Na przykład angażować się w tą sprawę w ramach której tu przyjechałeś. Nie dam rad siedzieć tui nic nie robić, to nie w moim stylu-wyrzuciła siebie.

-Chciałem, żebyś się wyspała-oznajmiłem.

-Tylko winny się tłumaczy-odpyskowała celując we mnie palcem.

-Spokojnie, jutro spędzimy cały dzień razem, aż będziesz mnie miała dosyć.

-To groźba?-uśmiechnęła się złośliwie.

-Raczej przyjemność-odparłem prostując się i olśniewająco uśmiechając, na co brunetka uśmiechnęła się tym razem szeroko.

-Nie wiem kto jest gorszy, ja czy ty-zaśmiała się.

-Razem tworzymy piekło-uśmiechnąłem się do niej ponownie.

-Dwa diabły-dokończyła wpatrując się w moje oczy.

***

Kolejny wieczór spędzałem w moim gabinecie przy laptopie. Chciałem być dobrze przygotowany na nadchodzące spotkanie.

Miejsce wyglądało na fabrykę, lub magazyn. Dziwne było jednak to, że budynek ten mieścił się w centrum miasta. Było to jednak równoznaczne z tym, że jest to idealne miejsce dla Natt'a.

Nagle usłyszałem, że ktoś wchodzi do pomieszczenia otwierając drzwi.

-Masz gdzieś skrzynkę z narzędziami?-zapytała Caroline bez ogródek, na co zrobiłem zdziwioną minę.

-Planujesz jakieś włamanie, czy raczej okrutne tortury?-zapytałem.

-Po prostu prysznic się zepsuł.

-I ty chcesz go naprawić?-mruknąłem.-W zasadzie to mnie to nie dziwi. To w twoim stylu.

-Taaa-odpowiedziała. To gdzie są?-zapytała zniecierpliwiona.

-Skorzystaj z mojej łazienki.

-Dam radę naprawić prysznic-powiedziała twardo.

-Nie wątpię-powiedziałem wyraźnie.-Skorzystaj z mojej łazienki-powiedziałem głosem nie znoszącym sprzeciwu, na co dziewczyna się jedynie odwróciła i mrucząc coś pod nosem wyszła z gabinetu, zamykając za sobą drzwi.

Pokiwałem zrezygnowany głową. Miała trudny charakter i twardy temperament.

Zastanawiałem się czy na pewno uda mi się spotkać jutro Thomasa pod podanym adresem. Następnie myślałem nad tym, czy wziąć od razu pieniądze, które miałem mu przekazać. Na końcu zaczęło mnie zastanawiać jak go rozpoznam, skro nigdzie nie było jego zdjęć. Z rozmyślań wyrwał mnie głos brunetki.

-Z kim jesteś na tym zdjęciu?-zapytała niewinnie, podając mi zdjęcie moje i Kai'a, które trzymałem na komodzie w sypialni.

-To jest mój brat-powiedziałem wpatrując się w nasze roześmiane twarze.-Nie żyje-uprzedziłem jej pytanie, po czym spojrzałem na wyraz jej twarzy, jednak ten nie zmienił się. Cały czas wpatrywała się we mnie swoimi zielonymi oczami.-Przeprowadziłem się razem z nim po śmierci rodziców do Stanów Zjednoczonych. Poznaliśmy nowych znajomych, a jak USA to i narkotyki-westchnąłem.-Kai przedawkował. Od tamtego momentu przestałem brać i wstąpiłem do wojska. Nie pozostał mi już wtedy nikt na tym świecie. Uznałem, że nie chcę całe życie być rozpuszczonym gówniarzem, więc potrzebowałem dyscypliny. Armia wydawała mi się wtedy idealna.

-Nie masz tu nikogo?

-Mam was-oderwałem wzrok od ramki ze zdjęciem wpatrując się w jej twarz.-Dzięki tobie-dodałem.

-Masz rację. Masz mnie. Jakby coś się działo mów mi o ty, dobrze?-zapytała podchodząc do mnie i głaszcząc mój policzek, jak małego chłopca. Wpatrywaliśmy się w swoje oczy, co jakiś czas zerkając na usta.-Co ty ze mną robisz-westchnęła cichutko, po czym obróciła się na pięcie i wyszła z gabinetu, zostawiając mnie lekko oszołomionego na krześle biurowym. Wpatrywałem się jeszcze przez chwilę w drzwi, za którymi zniknęła, a następnie w moje zdjęcie z bratem.

Pomóż mi zrozumiećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz