XLI

185 10 4
                                    

Caroline

-Teraz my sobie pogadamy-oznajmił Sokołow z widoczną wściekłością w oczach. Pchnął mnie do środka pokoju, w którym obudziłam się dzisiejszego okropnego poranka i zamknął za nami drzwi, uprzednio prosząc ochroniarza, by oddalił się, bo musi ze mną porozmawiać. Prawdę mówiąc nie sądziłam, by ten zareagował, gdyby słyszał, że mnie tu gwałcono, torturowao lub zabijano. Sokołow był prawą ręką ojca. Mógł praktycznie wszystko.

Stanęłam na środku pokoju, który teraz, tak samo jak i niegdyś, wydawał mi się pusty. Nie mówił nic o tym, kto go zamieszkiwał. Był też ciemny, bo obydwa okna znajdowały się od północnej strony domu. Meble stały na tych samych miejscach od dwudziestu lat. Lecz zmiany przemeblowania, nie zmieniły by nastroju jaki tam panował. Czuć było wszechobecny chłód.

-Czas na rozmowy już dawno minął-odpowiedziałam patrząc mu prowokująco prosto w oczy.

-Nie chodzi mi o te negocjujące lub pokojowe-warknął.

-Ach...-westchnęłam rozumiejąc o co mu chodzi.-Nie sądziłeś, że jestem zdolna by tego dokonać-nawiązałam do odwiedzin jego matki w Rosji.-Ty naprawdę myślałeś, że jestem mało ważną dziwką ojca, którą nie należy się przejmować. Ty naprawdę uwierzyłeś mu, że jestem słaba i nic niewarta.

-A nie jest tak?-zaczął się nabijać.

-A twoja matka wygląda tak, jakby tak było?-warknęłam zbliżając się do niego i mierząc go wściekłym wzrokiem.

-Milcz, suko!-krzyknął nie mogąc pohamować swojej złości, w rezultacie czego jego dłoń wylądowała na moim policzku.

Natychmiast dostał ode mnie prawego piersiowego. Nie pozostał mi dłużny. W ten sposób okładaliśmy się nawzajem pięściami, na zmianę spluwając krwią na podłogę. Adrenalina pompowała moją krew. Chciałam się na nim wyżyć za wszystko co mnie dręczyło.

Za to, że nie umiem kochać.

Za moje okropne dzieciństwo.

Za wszystkie krzywdy, które wyrządził mi ojciec.

Za to, że wraz z nim, niszczyli mi życie.

Nie mogłam się pohamować. Oby dwoje byliśmy mocno poobijani. Nagle posłał mnie na podłogę, w rezultacie siadając na moim brzuchu.

-Zniszczę cię. Twój koniec nadchodzi-syknął prosto w moją twarz.

Wykorzystałam chwilę, w której skupił się na mówieniu do mnie i odwróciłam sytuację w ten sposób, że teraz to on leżał pode mną.

-Na twoim miejscu uważałabym z tym co mi obiecujesz, bo jak widać ja swoje obietnice wypełniam zawsze-walnęłam go ciosem prostym w brzuch, na co mężczyzna zgiął się z bólu.-Ciesz się, że do ciebie wtedy zadzwoniłam bo mogła już nie żyć. Tak samo jak moja Veronika-na wspomnienie o mojej nieżyjącej przyjaciółce zalała mnie jeszcze większa fala nienawiści. W rezultacie zaczęłam drapać jego twarz, pozostawiając na niej krwawe ślady. Nikolai zaczął wrzeszczeć, więc przywaliłam mu jeszcze w nos, prawdopodobnie mu go łamiąc.

- Шеф kazał mi przyjść sprawdzić co się tu dzieje-bez pukania wszedł do pokoju ochroniarz odesłany wcześniej przez Sokołowa. Zastał nas całych we krwi i powoli pojawiających się siniakach.

Nikolai zrzucił mnie z siebie i natychmiast wyszedł nie zaszczycając nas ani jednym spojrzeniem.

-Spierdalaj-warknęłam do ochroniarza, pokazując mu dłonią drzwi. Łysy chciał coś dodać, lecz widząc mój wzrok oddalił się. Nie dziwiłam się, że nie chciał wyglądać tak jak mój ociec z długopisem w oku lub jak zakrwawiony Sokołow.

***

James

Wiedziałem już dokładnie kto był porywaczem mojej Caroline. Wkurw ogarnął mój umysł i ciało. W tej chwili miałem ochotę jedynie na dwie rzeczy.

Chciałem móc po raz kolejny spojrzeć na brunetkę. Na jej twarz. Poczuć jej wzrok na swoim ciele. Złączyć nasze spojrzenia i zagłębić się w głębi zieleni Jej oczu.

To wszystko powodowało, że miałem niepohamowaną ochotę wpierdolić Władimirowi Klichowi tak, że zapamiętałby to do końca swoich chwil, a te były już policzone.

Poinformowałem już o wszystkim Noah. Sam nie mógł uwierzyć, że jeden z bardziej znanych amerykańskich polityków odpowiadał za porwanie Pericolosy. A już tym bardziej, że był to jej ojciec.

Wszystko było mocno powalone.

I w dodatku jak udało mu się tego dokonać teraz, gdy przed wyborami robiło się głośno wokół poczynań polityków.

Nadszedł czas na zaplanowanie odbicia Caroline.

Starałem sobie nawet nie wyobrażać co mogli jej zrobić. Tym bardziej, że nie miałem pojęcia do czego była ona im potrzebna.

Jednak odczucia brunetki, gdy opowiadała mi o swoim ojcu, nie wróżyły niczego dobrego.

Odezwał się dzwonek mojego telefonu. Dzwonił Noah.

-Włącz szybko telewizor na kanale pierwszym-usłyszałem zaraz po przeciągnięciu zielonej słuchawki. Uczyniłem więc tak jak rozkazał.

Transmitowali właśnie jakieś wydarzenie, w którym udział brali wszyscy politycy powiązani ze zbliżającymi się wyborami.

Kamera przybliżyła widok na samego Władimira.

-Nasza dziewczynka sobie radzi-usłyszałem z telefonu, o którym kompletnie zapomniałem, gdyż byłem totalnie skupiony na Klichowie. Mężczyzna kroczył dumnie z opaską zasłaniającą jedno oko.

Cieszył mnie to, że brunetka jakoś sobie radzi, w co nie wątpiłem.

Martwiło mnie jednak, co on jej musiał zrobić, że tak zareagowała.

Pomóż mi zrozumiećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz