XI

270 14 5
                                    

Obudziłem się około jedenastej, ze względu na późną porę powrotu do mieszkania. Tak jak sądziła Pericolosa, po kilku godzinach wysłannicy naszego wroga odjechali spod bloku, dzięki czemu mogłem do niego bezproblemowo wejść. Gdy wstałem i wziąłem prysznic, ze swojego pokoju wyszedł blondyn przecierając sobie oczy jak małe dziecko. Widać było, iż oprócz spędzenia upojnej nocy z dziewczynami, spędził ją także przy kieliszku czegoś mocniejszego.

I pomyśleć, że podczas gdy on siedział w pokoju hotelowym ja uciekałem przed wrogiem i byłem na strzelnicy z Caroline. Gdy obrazy zeszłej nocy przelatywały mi przed oczami, czułem się jakby było to wręcz nierealne, jakbym o tym śnił.

-Chcesz coś do jedzenia-krzyknąłem do blondyna by pośmiać się z jego reakcji. Chwycił się za uszy i zgiął w dół.

-Nie tak głośno, idioto-szepnął blondyn z lekką chrypką.

-Masz-rzuciłem mu tabletki na kaca i podałem szklankę wody.

-Już cię wielbię-uśmiechnął się niemrawo, ze względu na towarzyszący mu ból głowy.

-Robimy dziś trening?-podsunąłem propozycję spędzenia dnia. W końcu była niedziela i nie mieliśmy żadnych zadań do wykonania.

-Powiedziałbym najchętniej, że dzisiaj odpuszczam, ale jak tylko sobie przypomnę wzrok tych blondynek gdy patrzyły na moje wyrzeźbione od treningów ciało-uśmiechnął się rozmarzony.

-Nie wiem czy chcę słuchać o twoich nocnych przygodach.

-A co? Zazdrosny jesteś? Pewnie sam wróciłeś grzecznie do domku i poszedłeś spać-spierał się ze mną żartobliwie niebieskooki.

-Zdziwiłbyś się, gdybym ci opisał mój wczorajszy wieczór. Na pewno nie był gorszy od twojego. Wręcz zastanawiam się, czy nie był lepszy.

-Tak?-udawał zdziwionego.-To co jaśnie pan wczoraj wyprawiał?

-Uwierzyłbyś mi gdybym ci powiedział, że odwiozła mnie nasza szefowa, z którą uciekaliśmy przed wrogiem przez całe miasto, a gdy już udało nam się uciec, pojechaliśmy w miejsce z którego widać było całe miasto.

-Tak, a ja jestem kucykiem-przerwał mi blondyn, przez co, nie dokończyłem mu części, która wydawała by mu się zapewne jeszcze bardziej nierealna niż ta, którą mu opowiedziałem.

-Nie, to nie. Kiedyś będziesz mnie błagał żebym ci ją dokończył.

-Zaczynam się raczej zastanawiać czy czegoś przypadkiem nie ćpałeś-zaśmiał się Max.

-Pożyjemy to zobaczymy-prychnąłem.

-Nie wiem czy długo sobie pożyjesz, skoro chcesz dzisiaj mieć ze mną trening.

-Martwił bym się raczej o twój tyłek-zaśmiałem się głośno, gdy wyobraziłem sobie blondyna błagającego mnie byśmy już kończyli.

***

Późnym popołudniem, gdy Maxa przestała boleć głowa wybraliśmy się na siłownię, której właścicielem był nasz kolega, Noah. W ten sposób miał legalny biznes, z którego czerpał pieniądze na nielegalne zachcianki.

Jechaliśmy oddzielnymi samochodami. Ja moim czarnym Chevroletem Camaro z magazynu, a Max swoim Porsche 911. Jak zwykle wyprzedzaliśmy pozostałe pojazdy z zatrważającą prędkością. Gdy stanęliśmy na pierwszych czerwonych światłach, spojrzeliśmy się na siebie z wyzwaniem. Postanowiliśmy się ścigać do kolejnego skrzyżowania. Po chwili od przyjęcia zakładu zapaliło się żółte światło. Przycisnąłem pedał gazu dla lepszej przyczepności. Po sekundzie zapaliło się zielone światło. Ruszyliśmy w podobnym momencie. Obrazy dookoła pojazdu zamazywały mi się coraz bardziej z każdą milisekundą przez zwiększającą się prędkość. Jechaliśmy łeb w łeb, lecz w pewnym momencie zbyt szybko zmieniłem bieg, przez co Max zyskał pewną odległość. Szybko go jednak dogoniłem i nadal jechaliśmy w bardzo podobnym tempie. Nie miałem jednak szans z mistrzem kierownicy, który jeszcze bardziej przyśpieszył, dzięki czemu jako pierwszy przekroczył linię skrzyżowania.

***

Podjechaliśmy pod budynek na obrzeżach miasta. Był całkiem wysoki i należał chyba do jakiejś korporacji. Wysiedliśmy z naszych aut i zamknęliśmy je za pomocą kluczyków.

-Zaraz ci zetrę ten uśmieszek z twarzy-powiedziałem widząc szeroki uśmiech samozadowolenia z siebie blondyna.-Przyrzekam, że będziesz jeszcze mnie błagał o litość.

-Ktoś tu nie umie przegrywać-rzucił niebieskooki.

Weszliśmy do budynku i skierowaliśmy się do schodów, które prowadziły nas na dół. Siłownia znajdowała się na minusowych kondygnacjach. Na wprost nas znajdowała się lada, na której znajdowała się nazwa klubu, czyli Hell. Zdecydowanie pasowała ona do Noah, który potrafił zrobić piekło z każdego treningu. Poszliśmy od razu do szatni, jako że każdy znał Maxa. Ja powoli również stawałem się rozpoznawalny. Przebraliśmy się, po czym poszliśmy do oddzielnego pomieszczenia, w którym zrobiliśmy sobie porządną rozgrzewkę i zaczęliśmy walkę. Ćwiczyliśmy na sobie różne techniki. Tutaj to ja byłem tym lepszym, ale Max był godnym przeciwnikiem. Widziałem jak po dwóch godzinach miał już dosyć, ale nie chciał się do tego przyznać.

-Już chcesz mojej litości?-zachęcałem blondyna do przyznania mi racji.

-Trening z tobą jest prawie tak samo wyczerpujący, jak ten z Noah. Obaj jesteście pojebani.

-Czyli to już ten moment, w którym przyznajesz mi rację?-podpuszczałem go.

-Chciałbyś. Ja się tak łatwo nie poddaję.

Po tych słowach trening zrobiłem mu jeszcze bardziej wyczerpujący, dzięki czemu po dwudziestu minutach, gdy leżał pode mną, błagał mnie byśmy już kończyli. Jego mina była najbardziej satysfakcjonującą rzeczą tego dnia.

-Teraz wiem by nigdy z tobą nie zadzierać. Jesteś gorszy od Innany w skopywaniu ludziom dupy. Zwłaszcza mi. Jezu, jak wy się dobraliście-wywodził się w szatni, gdy się przebieraliśmy.

Po dwudziestu minutach opuszczaliśmy budynek i ruszaliśmy w drogę powrotną. Jechaliśmy z mniejszą prędkością niż wcześniej, gdyż po treningu byliśmy naprawdę zmęczeni.

Nadal wyprzedzaliśmy inne pojazdy, ponieważ niektórzy jechali tak jakby prawo jazdy dostali pocztą w prezencie.

Jechaliśmy mostem, gdy usłyszałem wystrzał pistoletu. Mój samochód zaczął zwalniać, gdyż dostał w jedną z opon. W tym samym momencie nie mogłem wykonać żadnego ruchu kierownicą, bo ta się zablokowała. Nie miałem pojęcia o co chodzi. Spojrzałem w lusterko, gdzie zobaczyłem czarnego Forda Edge, kierującego się w moją stronę. Nie zdążyłem mu się dokładniej przyjrzeć, gdyż zarejestrowałem jedynie ogłuszający huk, po którym odpłynąłem.


Pomóż mi zrozumiećWhere stories live. Discover now