* 36 *

2K 216 246
                                    

Rozmowa z Bratem powinna mu pomóc. Powinna dać do myślenia i odgonić mroki. Nakłonić do pokazania się w niedługim czasie światu. Zwłaszcza Jemu. Niestety ciągle miał wątpliwości, ciągle uważał samego siebie za przeszkodę. Nie chciał zaburzać jego nowego życia, rozbijać mu rodziny, zabierać ojca dziecku. Jednocześnie też bał się że usłyszy od niego że już dla niego umarł... Przy tym wszystkim targała nim okrutna zazdrość, taka na granicy obłędu. Kiedy tylko pomyślał że Jego Remus jest w tym samym budynku, i być może właśnie kocha się ze swoja kobietą. Żoną... 

Taka właśnie wizja ciągle wisiała mu przed oczami, brzydził się tego a to ciągle wracało. Wiele razy łapał się na tym że wstawał ociężale bo ciągle miał problemy z poruszaniem. Tak naprawę nie powinien nawet próbować wstawać bo jego mięśnie dopiero się odbudowywały, mógł je głupota uszkodzić i nie wrócić nigdy do pełnej sprawności. Przedostawał się do drzwi i chciał wyjść szukać Remusa. Za każdym jednak razem ktoś pojawiał się w pokoju tak jakby w jakiś sposób go obserwowali nawet gdy nie mogli być przy nim.

Pełnili warty. Lily z Jamesem na zmianę w dzień,  na noc przychodził Regulus gdy już ułożył dzieci spać, gdy nie mógł przychodziła Pani Flamel. Miał co do tego głęboko mieszane uczucia. Niby trochę go to irytowało ale jednocześnie widział że chcą dobrze bo boją się z całego serca o jego stan psychiczny. W końcu sam sobie na to zapracował w pierwszych dniach na okrągło prosząc by go zabili, wyrywając sobie wenflony by zaraz w lepszych chwilach rozmawiać z nimi tak swobodnie jak przed dziesięcioma laty... Te wahania nastrojów były męczące nie tylko dla nich ale i dla niego. Im miał zdrowsze ciało tym bardziej docierało do niego ze psychicznie jest wrakiem. Tego jednak eliksiry naprawić nie mogły. 

Spędził tu już tydzień, a tydzień ten dłużył się chwilami bardziej niż sama niewola... Tu mógł przesadzić bo w niewoli myślał pewnie tak samo.  Teraz był jednak bliżej serca jakie tu zostawił... 

Prawda była taka że po części też był szczęśliwy. Remus żył. Żył dobrym życiem. Cały ten czas niewoli dręczyły go myśli że Oni zginęli a on przeżył. Tym czasem oni uważali odwrotnie. Szczęście w nieszczęściu że nie działało to w żadnym z tych kierunków. Żyli. Oni żyli. Sam swojego bytowania życiem nazwać nie mógł. 

Lily przyszła z samego rana z pierwszym śniadaniem jakie mógł zjeść bo jego żołądek i inne flaki podobno już powinny działać jak należy. Śniadaniem był jednak tylko sucharek i gorzka herbata. To było chyba najlepsze co zjadł w całym swoim życiu. Sama herbata delektował się tak długo jak tylko był w stanie, była pyszna nawet gdy już dawno ostygła. 

- Dziś trochę Cię ogarniemy - powiedziała spokojnie przyglądając mu się. - Trzeba Cię ogolić i doprowadzić do porządku włosy. Będzie Ci wygodniej, Nie będziesz Roszpunką. Chyba że chcesz. Jak Ci te włosy tak bardzo urosły?! - jęknęła ujmując te kołtuny którym nie dala rady woda i trzeba było się bardziej postarać. 

- Jeśli chcesz. - wzruszył ramionami dopijając ostatni łyczek herbaty - Na razie to i tak bez większego znaczenia. - westchnął ciężko uciekając spojrzeniem. 

- Jak to bez znaczenia? Siri... Znów to się dzieje? - zapytała cicho siadając bliżej. -

- Pomyśl, gdybyś przykładowo nie była pierwsza partnerką Jamesa? Ta jego pierwsza zniknęła na wiele lat, ty w tym czasie byś została jego żoną i urodził by się Harry... chciała byś żeby tamta dziewczyna wróciła i zabrała Ci męża? - zapytał.

Wywróciła oczami i pokręciła zaraz głową. 

- Nie nie chciała bym, ale...

- Nie Lily. Jeśli ona jest taka jak mówicie i sam odrobinę to odczułem a wiem ze mogę jeszcze bardziej to ona w złości może odebrać mu syna. Nie chce żeby Cierpiał. Nie chce mu burzyć jego spokoju... stabilności jaką zbudował. 

Gdy płoną kwiaty [WOLFSTAR (Syriusz x Remus) - Harry Potter - AU]Where stories live. Discover now