* 31 *

2.1K 211 248
                                    

Świat w coraz to bardziej rozpędzonym tempie dążył ku zagładzie. Mijał czas a wojna trwała w najlepsze. Śmierciożercy rośli w siłę jednak coś się zmieniło, mugole zaczęli w pewnym momencie dostrzegać że nie wszyscy są mordercami. Droga ku temu była niezwykle długa i usłana setkami istnień ale w końcu sposób myślenia mugoli zaczął się zmieniać. Poczuli się po prostu słabsi i bezsilni. Sami zaczęli szukać schronienia a gdzie mogli by się schronić jak nie wśród czarodziejów? 

O mały włos doszło by do rozłamu między Zjednoczonymi siłami Zakonu Feniksa i Twierdzy Nurmengard właśnie przez chęć udzielenia pomocy Mugolą. Dowódcy doszli jednak do porozumienia i to w ostatnim momencie. Śmierciożercy kolejny raz zaatakowali. Tym razem całą swoją mocą. 

Bitwa trwała wiele tygodni. Kolejny raz wystawiając na próbę Rycerzy. Ich siły, odwagę, determinację. Niestety, trwało to już tak długo że mało kto pamiętał czym była wolność. Dzieci rodziły się i dorastały w czasie okrutnej wojny, wiele z nich nie zaznało ciepła rodziców którzy po prostu w pewnej chwili nie wracali... Dorośli szukali ostatnich promyków szczęścia jakie mogli posiadać w życiu, miłości, przyjaźni i wspólnoty. Udawało się to na tyle by być ciągle razem i nie pozwalać zabić w sobie nadziei. Nadzieją się właśnie wszyscy karmili.

- Rogacz! Nie śpij - powiedział ktoś rzucając w niego notatnikiem który odbił się od jego ramienia i upadł na stolik otwierając się w miejscu gdzie było zdjęcie dwóch około dziesięcioletnich chłopców przy fortepianie. -  

Wtedy też dopiero ten się wzdrygnął i zauważały że każda osoba z sali się na niego gapi. Również Głównodowodzący. Jeden z nich westchnął tylko ciężko i z ojcowską manierą i opuścił wzrok a drugi nadal wbijał w niego spojrzenie dwóch różnobarwnych oczu. 

- O czym mówiliśmy Potter? - zapytał ten sam Dowódca. 

Ten przez chwilę milczał i podrapał się po karku poprawiając zaraz okulary, nawet nie spojrzał na drugiego wściekłego dowódcę. Ciągle wpatrywał się w fotografię, już dość zniszczoną ale nadal wyraźnie pokazującą znajdujące się przy nim dzieci. Miał wrażenie ze jeden z chłopców się na niego patrzy, prosto w oczy z uśmiechem. Pogodnym ale nie szczęśliwym, trochę strasznym, a jego usta układają się w słowa: "To twoja Wina ze nie żyje". 

- Potter!? - usłyszał gdzieś z tyłu głowy i wzdrygnął się zatrzaskując notatnik. 

- Przepraszam Dowódco. - wstał na baczność - Wróciłem ledwo z ostatniej misji. Przepraszam. 

- Więc o czym mówiliśmy? - zapytał po raz kolejny kiedy James łaskawie zwrócił na niego uwagę. 

- O kolejnym zadaniu - przypomniał sobie na szczęście dziękując opatrzności że ma tak okrutnie podzielną uwagę i czasem słyszy i zapamiętuje coś o czym nie ma świadomości. 

- Możesz samemu dobrać zespół. Najlepiej niech to będzie tylko jedna osoba. Możecie zabrać busa - dodał - Nie wiemy ile tam jest naszych.

- Jan nie może wyruszyć? - zapytał Potter.

- Jan ma inne zadanie w tym czasie. - dodał Dumbledore. - Jest aktualnie nie osiągalny. Zresztą nie wiadomo w jakim stanie będą więźniowie. Nie może przenosić bardzo rannych na tak duże odległości. Nie przeżyli by takiego obciążenia.

- Rozumiem. - skinął tylko głową - Rozumiem też ze mam wyruszyć od razu? - zapytał jeszcze James mając nadzieje ze pozwolą mu chociaż na małą chwilę zobaczyć Żonę i syna. 

- Tak było by najlepiej ale możesz najpierw odpocząć kilka godzin. - Albus spojrzał na niego ze szczerą troską - Nie chcemy byś ze zmęczenia popełnił jakiś błąd. Gdyby coś Ci się stało nie mógłbym spojrzeć twoim bliskim w oczy. 

Gdy płoną kwiaty [WOLFSTAR (Syriusz x Remus) - Harry Potter - AU]Where stories live. Discover now