Dokładnie o siedemnastej czterdzieści pięć, Harry kończył się szykować na spotkanie z Tomem. Miał na sobie długie, czarne spodnie, tego samego koloru buty i bluzę z kapturem na długi rękaw. Do kieszeni schował pomniejszoną pelerynę-niewidkę, dziennik Toma Riddle'a i Mapę Huncwotów. Do nadgarstka, jak zwykle, przypiął różdżkę, a świstoklik wziął w rękę.
Zapewne Dumbledore wyczułby świstoklik na terenie Hogwartu, a szczególnie szalałby, gdyby zorientował się, że to magia Toma, dlatego też Gryfon postanowił użyć świstoklika w Zakazanym Lesie. Szybko i cicho, pod peleryną, przemknął niezauważony przez Hogwart i błonia, aż zatrzymał się przed Lasem. Kiedy tylko wszedł w ciemność, poczuł szarpnięcie w okolicach pępka i wylądował w jakimś salonie.
Urządzony był on w iście ślizgońskim stylu. Srebrne żyrandole i płonące świece, sporych rozmiarów biblioteczka z ciemnego drewna pełna ksiąg o Czarnej Magii, kanapa i fotel obite zielonym materiałem z wizerunkami węży po bokach, ciemny stolik kawowy, oraz nieco jaśniejsza podłoga, a na niej dywan w kształcie węża, w kolorze domu Salazara.
- Do końca nie byłem przekonany, czy jednak zdecydujesz się na świstoklik. - powiedział miękki głos, z zacienionej części pokoju.
- Już wcześniej chciałem się spotkać, ale wtedy nie miałem pewności, że mnie nie skrzywdzisz. - odparł i odwrócił się do Toma, który już nie przypominał węża.
Był wysokim i szczupłym mężczyzną o czarnych włosach ułożonych w artystyczny nieład i szkarłatnych oczach, a jego cera była blada i prawie że nieskazitelna. Na sobie miał szmaragdową koszulę na długi rękaw, czarne spodnie i tego samego koloru pantofle.
- Skąd masz pewność, że teraz cię nie zabiję?
- Bo nie lubisz czegoś nie wiedzieć. - uśmiechnął się. - Wiem, że zainteresowałem cię moimi listami, w gruncie rzeczy zgodziłeś się na spotkanie.
- Może zgodziłem się, żeby wreszcie pozbyć się Złotego Chłopca?
- Wątpliwe. - parsknął. - Zresztą nawet nie jestem złotym chłopcem. Bliżej mi do Ślizgona niż Gryfona. W porównaniu do niektórych mam instynkt samozachowawczy.
- Raczej nie. - wykrzywił usta. - Przecież przyszedłeś tutaj, do Voldemorta.
- Przyszedłem do Toma. - odpowiedział. Marvolo podszedł do stolika i wziął listy.
- Spodziewam się, co chcesz powiedzieć, ale nie uwierzę. - powiedział. - Mój syn zginął tamtej nocy. Harry westchnął i zdjął Glamour. Oczom czarnoksiężnika ukazała się jego miniaturowa wersja, z wyjątkiem oczu. Chłopak miał heterochromię, jedno oko w kolorze Avady, tak jak matka, a drugie czerwone, jak krew, takie, jakie on teraz ma. Po chwili również zdjął okulary.
- To niemożliwe...
- A jednak. - mruknął. - Heterochromia jest rzadka pośród mugoli, ale nie czarodziei. Wężomowa za to... ;Jest bardzo rzadka; - Zasyczał.
;Nie możesz nim być...; Sam byłem zdziwiony, ale wszystko to prawda. - szepnął. - Kto by pomyślał, że mój prawdziwy ojciec żyje, ma się dobrze i jest czarnoksiężnikiem. - zaśmiał się i podniósł wzrok. - Dlatego pomogłem ci odzyskać ciało.
- To ty przygotowałeś eliksir? - mruknął z zastanowieniem. - Jakim cudem dwunastoletni Gryfon potrafił przygotować Eliksir Życia, szczególnie że Kamień Filozofów podobno został zniszczony?
- Zrobiłem go, gdy miałem jedenaście lat. - mruknął. - I dla jasności, potrafię eliksiry. W porównaniu do osób w moim wieku jestem mistrzem. Mogę przygotować Eliksir Życia, Wywar Żywej Śmierci, Eliksir Wielosokowy, a nawet Felix Felicis. Ale muszę udawać idiotę.
ŞİMDİ OKUDUĞUN
Verum Colores | Harry Potter
Hayran KurguVerum Colores - Prawdziwe Kolory -~*~- Czwarty rok Harry'ego w Hogwarcie. Jego imię zostaje wyrzucone z Czary. Wszyscy Gryfoni się od niego odsuwają. Odkrywa manipulacje. Poznaje prawdę. Pozostaje ostatnie zadanie. Najniebezpieczniejsze. Labirynt. 1...