Main point of emotions

169 12 0
                                    

Szczęście chłopaka sięgało granic. Cieszył się jako małe dziecko, które dostało wymarzony prezent na święta. Ściskał mnie i co chwila całował, całkowicie zapominając o tym, że niedawno wyznał mi, jak to przestałam istnieć dla świata.

- Nasza miłość przetrwa wieki, Ivy. Już na zawsze będziemy razem - powiedział, ocierając łzy szczęścia. Wpatrywał się w nasze mumie i śmiał się radośnie.

Entuzjazm Jonah wcale mi się nie udzielał. Potwornie bałam się śmierci i nie chciałam, aby ten dzień kiedykolwiek nadszedł. Strach księcia jednak nagle gdzieś zniknął, a zastąpiło go niebywałe szczęście.

- Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło. Teraz już nie boję się, że ktoś nas rozdzieli. To się nigdy nie wydarzy, Ivy. Będziemy ze sobą nawet po śmierci. To takie piękne - rzekł, znowu się do mnie przytulając.

Odkąd zobaczyłam własną mumię, nie odezwałam się ani słowem. Przeraziło mnie to. Dobrze wiedziałam, jak mumifikowało się ludzi w starożytności. Wyciągało się im narządy i... Nie, nawet nie chciałam o tym myśleć. To był jakiś obłęd.

W muzeum zgasły światła. Zaświecone zostały tylko te po bokach. Fakt, że wokół nas znajdowały się dziesiątki mumii, nie był dla mnie ani trochę przyjemny. To, że byłam jedną z nich, nie było wcale lepsze.

- Dziękuję, że mnie tu zabrałaś, Ivy. Jestem ci bardzo wdzięczny - powiedział chłopak, ściskając mnie za rękę. Uśmiechnęłam się nieznacznie. - Czy jest jeszcze jakieś miejsce, które chciałabyś zobaczyć przed powrotem do Egiptu? Chcesz coś jeszcze zrobić?

Oczywiście, że chciałam. Chciałam iść do swojego mieszkania. Chciałam znaleźć się w Santa Monica, aby zobaczyć tam zachód słońca. Chciałam przejść się po Venice Beach. Zobaczyć znak Hollywood. Odwiedzić szkołę. Nie miałam jednak wystarczająco dużo siły, aby iść do tych miejsc, i się nie rozpłakać. Wolałam zapamiętać je takimi, jakimi znałam je ze swojego mieszkania tutaj. Spotykania się ze znajomymi. Nie chciałam iść do nich, gdy byłam niewidzialna. Mimo tego, że wizja pokazania Jonah tych miejsc była bardzo kusząca, nie mogłam sobie na to pozwolić.

- Moglibyśmy już wrócić do Egiptu?

Uśmiech automatycznie zszedł z twarzy Jonah. Zastąpił go jednak niepokój.

Książę przypatrywał mi się ze zdziwieniem. Nie rozumiał, dlaczego tak zareagowałam.

Chłopak dotknął dłonią mojego policzka, intensywnie wpatrując się w moje oczy.

- Jesteś pewna, Ivy? Nie chciałabyś zobaczyć jakiegoś miejsca, które lubiłaś?

Trzymałam się. Nie mogłam płakać. Nie teraz. Były urodziny Jonah. Nie chciałam go smucić. Mimo bólu, który przeżywałam wewnątrz, obiecałam sobie, że mu tego nie pokażę. Choć gdyby nie patrzeć, chłopak odzyskał swoje moce. Mógł czytać mi w myślach i na pewno widział, co się w nich działo.

- Wracajmy już. Cieszę się, że zobaczyłam swoje miasto, ale to już czas - odpowiedziałam, uśmiechając się.

- Zapytam po raz ostatni. Jesteś pewna?

Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie wszystkie miejsca, które tak kochałam. Nie mogłam jednak tam się pojawić.

- Tak - odpowiedziałam, po czym przytuliłam się do Jonah. Książę nie czekał dłużej. Zamknęłam oczy, gdy poczułam zimny wiatr otaczający naszą dwójkę. Wiedziałam, że bezpowrotnie traciłam część siebie.

Gdy wiatr ustał, otworzyłam oczy. Znajdowaliśmy się w świątyni Anubisa.

Kiedy oderwałam się od Jonah, dostrzegłam boga, który przypatrywał nam się pytająco.

Soaking up the air - Jonah MaraisWhere stories live. Discover now