Making mistakes is a part of it all

164 11 2
                                    

Patrzyłam się na egipskiego boga z rozdziawionymi ustami. Nie mogłam się ruszyć. Nie wiedziałam nawet, co robił Amir. Dopiero kiedy upadł na kolana, zwróciłam na niego uwagę.

- O, wielki! Przepraszam, że zakłóciliśmy twój spokój, panie - powiedział ze skruchą Amir. Czułam jak jego głos drżał. Chłopak klęczał przed Horusem i nie odważył się nawet podnieść wzroku.

Ja w dalszym ciągu stałam jak słup soli, nie mogąc się ruszyć. Patrzyłam w oczy Horusa, ale za każdym razem, kiedy chciałam odwrócić wzrok, coś mi na to nie pozwalało.

W chwili słabości upuściłam wzrok i uklękłam przed nim. Amir nie był blisko mnie, bo znajdował się po przeciwnej stronie komnaty. Zadrżałam ze strachu.

Nie wiedziałam, skąd rozpoznałam, że był to Horus. Nie miał bowiem głowy sokoła, ale mimo to, wiedziałam, że to był on.

Usłyszałam ciężkie kroki zbliżające się do mnie. Wzdrygnęłam się. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Odkąd tu się pojawiliśmy, Horus nie wypowiedział ani słowa, co bardzo mnie niepokoiło.

- Wstań, Ivy.

Zamknęłam oczy i zaczęłam się trząść. Bałam się jak nigdy przedtem. Głos Horusa przyprawiał mnie o dreszcze.

Niepewnie i bardzo powoli podniosłam się z ziemi. Nie uniosłam jednak głowy, bojąc się spojrzeć Horusowi w oczy. Napawał mnie strachem. Poza tym, skąd znał moje imię? Czyżby zdawał sobie sprawę z mojego istnienia już wcześniej?

- Spojrzysz się na mnie? - spytał. Przełknęłam ślinę i powoli podniosłam głowę, otwierając oczy.

Horus stał oddalony ode mnie o kilkanaście centymetrów. Miał hipnotyzujące zielone oczy i wyraźnie zarysowane kości policzkowe. Krótkie ciemne włosy były wystylizowane. Dziwiło mnie, że był taki młody. Miał nie więcej niż trzydzieści lat. Był podobny do wszystkich innych, których poznałam tu wcześniej, ale jednak biła od niego taka elegancja i dostojność, że w jego towarzystwie czułam się nie na swoim miejscu.

Bóg podszedł bliżej mnie i wyciągnął do mnie rękę. Odruchowo zamknęłam oczy i zadrżałam.

- Widzę, że książę Jonah podarował ci ten naszyjnik. Nie wiem dlaczego się mnie boisz, skoro nosisz mój symbol na piersi - powiedział spokojnym, opanowanym tonem.

Postanowiłam otworzyć oczy i spojrzeć się ponownie na Horusa, który był jeszcze bliżej mnie niż poprzednio. Jego palce dotykały mojego dekoltu, na którym widniał naszyjnik. Niekontrolowanie drżałam i za nic nie mogłam się opanować.

- Amirze, proszę, abyś na zostawił.

Kiedy Horus wypowiedział te słowa, posłałam mu błagalne spojrzenie. Tylko Amir mógł mnie od niego uratować.

- Tak jest, panie - odpowiedział Amir, który posłusznie podniósł się i wstał z podłogi. Wyszedł z komnaty z opuszczoną głową. Kiedy tylko opuścił salę, drzwi zamknęły się z donośnym hukiem, zostawiając mnie i Horusa samych.

Zamknęłam oczy i rozpłakałam się. Byłam na siebie wściekła, że nie mogłam nad sobą zapanować, ale strach, który czułam w tej chwili, nie dorównywał niczemu, co czułam wcześniej. Kiedy Jonah prawie umierał na moich kolanach, bałam się o niego potwornie. Był to jednak inny rodzaj strachu niż ten, który odczuwałam w tej chwili.

- Nie płacz, moja droga. Naprawdę nie musisz się mnie obawiać. Nie zrobię ci krzywdy.

Czułam, jak jego ciepły oddech owiewał moją twarz. Pisnęłam z przerażenia, kiedy Horus dotknął palcami moich policzków, aby zetrzeć z nich łzy. Nie mogłam na niego patrzeć. Jeśli miałam tu umrzeć, przynajmniej nie będę już nigdy martwiła się o Jonah. Znajdzie dla siebie nową żonę, a ja zwyczajnie odejdę z tego świata.

Soaking up the air - Jonah MaraisWhere stories live. Discover now