Matters

312 25 0
                                    

Obudził mnie dziwny dźwięk. Otworzyłam oczy i podniosłam głowę do góry. Zobaczyłam śpiącego Jonah, który mnie obejmował. Stwierdziłam, że tylko mi się wydawało, więc położyłam głowę ponownie na poduszce, zamykając oczy.

Dźwięk się powtórzył. Tym razem podniosłam się do pozycji siedzącej i pogładziłam chłopaka po przedramieniu, aby go obudzić.

- Coś się stało, Ivy? - spytał, ziewając.

- Słyszałam coś dziwnego. Wszyscy powinni spać, prawda?

Jonah zmarszczył brwi, po czym przechylił głowę w bok.

- Teoretycznie tak. Zaczekaj, sprawdzę to - odparł, wstając z łóżka.

Zanim Jonah podszedł do drzwi, rozległo się głośne pukanie. Przyciągnęłam narzutę bliżej siebie, chcąc się ukryć. Nie wiedziałam, kto chciał się z nim zobaczyć o tak wczesnej porze. Czyżby w królestwie stało się coś złego?

Kiedy chłopak otworzył drzwi, do sypialni wszedł jego ojciec. Król Egiptu. Nie tego się spodziewałam.

- Coś się stało, ojcze? - spytał przejęty Jonah, starając się zasłonić mnie swoim ciałem. Na pewno domyślał się, że czułam się skrępowana.

- Chodzi o wasz ślub. Ma odbyć się dzisiaj o wschodzie słońca. Nie ma od tego odwrotu. Stawcie się w salonie głównym przed świtem.

Kiedy jego ojciec to powiedział, odwrócił się w tył i wyszedł. Spojrzałam się przerażona na Jonah, który patrzył się tak samo na mnie.

Książę podszedł do mnie i usiadł na brzegu łoża.

- Musimy stąd uciekać, Ivy - powiedział śmiertelnie poważnym tonem. Pokiwałam przecząco głową.

- Dlaczego chcesz uciec? Nie chcesz tego ślubu? - spytałam.

Starałam się przyzwyczaić do faktu, że za kilka godzin ten Egipcjanin miał się stać moim mężem. Bałam się tego, ale dla Jonah musiałam przezwyciężyć strach.

- Ja tego chcę, ale ty nie. Nie będę cię do tego zmuszał. Nie jestem taki. Musimy udać się do Anubisa i poprosić go o pomoc. Musisz mi zaufać, Ivy. Musimy działać razem.

Powaga, z jaką mówił to Jonah sprawiała, że zdałam sobie sprawę z trudności sytuacji. Nie chciałam narażać chłopaka na nieprzyjemne konsekwencje. Skoro już nigdy więcej miałam nie zobaczyć Los Angeles, chciałam przynajmniej zrobić coś dobrego dla innych. Jonah mówił, że byliśmy sobie "przeznaczeni", więc nie widziałam sensu w uciekaniu przed tym.

- Jonah, nie powinniśmy uciekać. Zgodzę się na ślub. Proszę, nie rób sobie problemów.

Wiedziałam, że książę już zdecydował, co zrobi. Jonah wstał i wyciągnął do mnie rękę.

- Jeśli nie pójdziesz ze mną dobrowolnie, będę zmuszony użyć swoich mocy, abyś stała się mi posłuszna.

Te słowa przeraziły mnie jeszcze bardziej niż ślub z egipskim księciem. Chcąc uniknąć niepotrzebnych sztuczek chłopaka, podałam mu rękę i pozwoliłam mu się prowadzić.

Wiedziałam, że porywaliśmy się na coś niebezpiecznego. Nie chciałam podpadać ojcu księcia, ale stanowczość Jonah nie pozostawiła mi wyboru. Musiałam iść z nim i zgodzić się na to, co planował. Choć sama nie miałam pojęcia, co zamierzał zrobić.

Z pałacu wydostaliśmy się tylnym wyjściem, aby nie narazić się na spotkanie z Chepri i Ra. Jonah wszystko dokładnie opracował. Bałam się wychodzić na zewnątrz o tej porze. Słońce jeszcze nie zdążyło pojawić się na niebie, a jedynym światłem, jakie było dla nas dostępne, było to należące do księżyca. Trzymałam mocno chłopaka za rękę. Egipt sam w sobie mnie przerażał, ale nocne spacery wśród piramid wydawały mi się jeszcze bardziej niebezpieczne.

Soaking up the air - Jonah MaraisWhere stories live. Discover now