Majority of us

243 22 2
                                    

Słowa Thotha docierały do mnie jak zza mgły. Wiedziałam jednak, co znaczyło to, co nam przekazał. Jonah miał oddać swoją moc, abym wyzdrowiała. Starałam się odnaleźć wzrokiem jego spojrzenie, ale chłopak wpatrywał się w boga księżyca stojącego przed nami. Miał zaciśniętą szczękę i nie wydawało się, jakby miał zamiar się na mnie spojrzeć. Byłam w stanie oddać się do krainy zmarłych, aby tylko nie musiał pozbywać się swoich magicznych mocy.

- Skoro to jest jedyna droga, aby uratować Ivy, zrobię to bez wahania - odpowiedział Jonah. Chciałam szturchnąć go w pierś. Powiedzieć, żeby się opamiętał i nie robił takich głupstw. Thoth jednak miał nade mną władzę i nie dość, że nie umiałam się ruszyć, to jeszcze nie umiałam nic powiedzieć.

Jonah usadził mnie na podłodze tak, abym mogła oprzeć się plecami o ścianę. Uparcie tkwił w tym, aby się na mnie nie patrzeć. Wiedział, co zobaczy w moich oczach. Mimo tego, że nie mogłam się z nim porozumieć słownie, Jonah wiedział, że błagałam go o zaprzestanie tego, co miał zamiar zrobić. Obiecałam, że nigdy sobie nie wybaczę, jeśli odda swoje moce w ręce tego okrutnego egipskiego boga.

Patrzyłam się błagalnie na księcia, ale on nie zwracał na mnie uwagi. Nie wiedziałam, na czym miała polegać ta ceremonia. Na łbie Thotha widziałam wścibski uśmiech. Zdawał sobie sprawę z tego, że wygrał.

- Przysięgasz, że Ivy odzyska zdrowie, jeśli oddam ci swoje moce? - spytał Jonah, podchodząc bliżej boga. Thoth skinął głową, nie przestając się uśmiechać. Bałam się, że nie mówił chłopakowi prawdy. Zachowywał się, jakby skrywał coś ważnego.

- Oczywiście, Jonah. Wiesz, że władzę nade mną mają również inni bogowie. Nie wiedzą, że tu teraz jestem, ale dowiedzieliby się, gdybym zrobił ci krzywdę. Wtedy zostałbym skazany na wieczne potępienie, sam o tym wiesz - odrzekł pewny siebie.

- W takim razie rób, co do ciebie należy - wyszeptał ledwie słyszalnym głosem Jonah.

Thoth uniósł ręce w górę i zaczął coś mówić. Pewnie było to po egipsku, bo nie zrozumiałam ani słowa.

Nagle w pomieszczeniu pojawiły się fioletowe kłęby dymu. Zupełnie takie, jakie widziałam wtedy w świątyni Anubisa przed walką Jonah z jego ojcem.

- Wzywam wszystkich bogów! Wielki książę odda mi swoje moce, a ja uczynię jego kobietę zdrową! Niech tak się stanie!

Zrozumiałam słowa Thotha. Następne sekundy były dla mnie niczym koszmar.

Jonah upadł na kolana, zupełnie jakby powalony magicznymi mocami. Z jego klatki piersiowej w powietrze został wyrzucony złoty pył, który Thoth uchwycił w swoje dłonie. Z ust księcia wydarł się przeraźliwy krzyk, który rozbił moje serce na małe kawałki. Gdybym tylko mogła mu pomóc, zrobiłam wszystko.

W następnej chwili chłopak upadł na podłogę bezsilnie. Thoth zamknął oczy, po czym w pomieszczeniu rozpętało się coś w rodzaju trąby powietrznej, która pochwyciła w siebie boga. Po chwili już go nie było.

Nagle zaczęłam odzyskiwać czucie w kończynach. Mogłam otworzyć oczy bez większego wysiłku. Moje ciało opanował przyjemny chłód. Byłam pewna jednego. Thoth mówił prawdę.

Kiedy tylko oprzytomniałam, wstałam i podbiegłam do Jonah. Rzuciłam się na kolana i przewróciłam go na plecy, aby móc się na niego spojrzeć.

- Jonah... - wyszeptałam, gładząc dłonią jego poraniony policzek.

Miałam w oczach łzy. Nie spodziewałam się, że wyssanie energii przez Thotha sprawi chłopakowi takie szkody.

Książę miał krew na policzkach. Nie wiedziałam, skąd się ona wzięła. Przecież nie doznał żadnej krzywdy fizycznej. Nie mógł tak się poranić przy zwykłym osunięciu na ziemię. Jego oczy były zamknięte. Położyłam dłoń na jego piersi i poczułam, jak unosi się i opada. Odetchnęłam z ulgą wiedząc, że oddycha. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby umarł. Jonah był jednak w stanie krytycznym.

Soaking up the air - Jonah MaraisWhere stories live. Discover now