- Jak daleko musimy iść? - spytałam, kiedy Jonah cierpliwie podążał naprzód. Zbliżaliśmy się do trzech piramid. Tylko jedna z nich sprawiała wrażenie ukończonej.

- Jeszcze chwila, Ivy. Anubis nam pomoże. On zawsze znajdzie wyjście - odparł książę. Postanowiłam pozwolić mu się skupić, więc zamilkłam. Musiałam mu zaufać.

Byliśmy coraz bliżej piramid. Kiedy doszło do mnie, że Jonah zamierzał wejść do jednej z nich, zamarłam w miejscu.

- Co się stało, moja Ivy? - spytał chłopak, również przystając. Spojrzał mi się w oczy, a ja pokiwałam przecząco głową.

- Nie wejdę do środka. Nie ma szans. Boję się, Jonah. Labirynty, klątwa faraona, zasadzki. Nie, po prostu nie.

Jonah posłał mi spojrzenie pełne zrozumienia i ciepła. Mogłabym się rozpłynąć, ale wiedziałam, że w tej kwestii mu nie ulegnę.

- Naprawdę chcesz, żebym rzucił na ciebie czar? - spytał, poważniejąc.

- Rozumiesz, że się boję? Dużo się naczytałam o piramidach i o tym, jakie w środku czyhają na ciebie niebezpieczeństwa. Nie chcę tam umrzeć - odparłam, nie mając zamiaru iść dalej.

- Ivy, wejdziesz tam z księciem Egiptu. Nie wiem, czego się naczytałaś, ale musiały to być kłamstwa. Zaufasz książkom czy człowiekowi, który ma błogosławieństwo bogów?

Wiedziałam, że Jonah nie odpuści. Nie chciałam jednak mu tak łatwo dawać za wygraną, jednak przypomniałam sobie, że zależało nam na czasie. Do wschodu słońca musieliśmy załatwić kilka spraw z Anubisem. Gdy sobie o tym myślałam, chciało mi się śmiać. Już za chwilę miałam poznać prawdziwego egipskiego boga, a jedyne co czułam, to strach.

- Jeśli umrę, będziesz miał mnie na sumieniu - powiedziałam w końcu, zaczynając iść przed siebie.

- Taka Ivy mi się podoba - odparł, cicho się śmiejąc.

- Coś mówiłeś? - spytałam, odwracając się do chłopaka z powagą wymalowaną na twarzy.

- Chodźmy, zanim słońce pojawi się na niebie - odpowiedział, ignorując moje pytanie.

Jonah chwycił mnie za rękę i pociągnął mnie do piramidy. Bałam się bardziej, niż kiedy po raz pierwszy się tutaj znalazłam. Fascynowałam się starożytnym Egiptem, bo wszystko wydawało mi się tak bardzo niezwykłe, ale kiedy tylko tu się znalazłam, moje wyobrażenia przestały mieć znaczenie.

Książę podszedł do czegoś, co przypominało wejście do piramidy. Kiedy stanęliśmy przed tym, wejście nagle się otworzyło, rozsuwając na boki wrota. Wiedziałam, że piramidy są zdradzieckie.

Chłopak pociągnął mnie za sobą. Ściskałam go mocno za rękę i szłam blisko niego w obawie, że zaraz ktoś wyskoczy na mnie z boku i zamorduje z zimną krwią. Szczerze mówiąc, wolałam wyjść za Jonah niż umierać.

Ciemne korytarze napawały mnie strachem, ale Jonah prowadził mnie pewnie przed siebie, co chwila skręcając w korytarze. Przylgnęłam do niego, kiedy usłyszałam dziwny szelest.

- Jesteśmy na miejscu - stwierdził po kilku minutach intensywnego marszu.

Podniosłam głowę i ujrzałam wrota pokryte hieroglifami. Były złote i wyglądały tak, jak tablice znajdujące się w muzeum w Nowym Jorku. Miały ponad trzy metry wysokości.

- Spokojnie, Ivy. Nie ma się czego obawiać.

Spojrzałam się w oczy Jonah i skinęłam głową. Doskonale rozumiałam, że czytał mi w myślach i to spowodowało, że poczuł mój strach.

Soaking up the air - Jonah MaraisWhere stories live. Discover now